Po pół roku Lew R. opuścił areszt przy ul. Smutnej w Łodzi. Z dziennikarzami nie chciał jednak rozmawiać. Ceną za wolność producenta było pół miliona złotych kaucji.
Sąd wydał w piątek nakaz zwolnienia Lwa R. z aresztu śledczego w Łodzi. Przed aresztem przy ul. Smutnej dziennikarze czekali kilka godzin.
O 22.30 producent opuścił budynek aresztu i odjechał ciemną limuzyną. Nie powiedział nawet słowa. Razem z R. z aresztu wyszedł adwokat Andrzej P., za którego zwolnienie sąd wyznaczył kaucję w wysokości 200 tys. zł.
- Stan jego zdrowia systematycznie pogarszał się. Przeszedł zawał serca w pażdierniku i od tego czasu nie podjęto żadnych stanowczych kroków dotyczących leczenia - powiedział adwokat Lwa R., Jacek Pietrzak.
Kaucję dla producenta wyznaczył w czwartek Sąd Rejonowy dla Warszawy-Śródmieścia. Sąd uchylił też areszt dla jego syna, Marcina, nie wyznaczając innych środków. Prokuratura zapowiadała odwołanie od tych decyzji ponieważ, według śledczych, są one niekorzystne dla postępowania.
Załatwiali lewe zwolnienia
Szeroko zakrojone śledztwo prowadzone przez łódzką prokuraturę dotyczy fałszowania przez lekarzy, adwokatów i ich klientów dokumentacji medycznej pozwalającej na uniknięcie aresztu lub kary. Podejrzanych jest kilkudziesięciu, a sprawa, w której występuje świadek koronny Konrad T. (przyznaje się do pośredniczenia w załatwianiu "lewych" zwolnień), określana jest jako "rozwojowa".
Lew R. i jego syn Marcin są podejrzani o organizowanie fałszywych dokumentów o stanie zdrowia, które miały uniemożliwić odbycie kary 2,5 lat więzienia za pomoc w płatnej protekcji wobec Agory. Podejrzani są też adwokaci broniący gangsterów - m.in. Robert D. i Andrzej P. oraz byli obrońcy Lwa R. - Marek Małecki i Piotr Rychłowski. Nie aresztowano ich, a adwokaci podkreślają, że zarzucono im to, co mają obowiązek robić jako obrońcy: działanie na rzecz klienta.
Źródło: PAP, TVN24