Przez lata utrzymywał się na szczytach sławy, był uwielbiany przez kilka pokoleń. Jak mało który artysta, otwarcie przyznawał, że kocha popularność, rozdawanie autografów i oklaskiwanie na scenie. Uwielbiał też telewizję. Przypominamy materiał programu "Uwaga!" TVN z 2007 roku.
- Nie ma chałtury - mówił Zbigniew Wodecki. - Im skromniejsza sala, im bardziej widać, że ludzie nie mają tego, co widzą w telewizji, tym bardziej człowiek się stara, a stara się z natury. W genach to ma. Wychodzi i musi się popisać. Obojętnie, czy byłaby to gnojówka, budowa, czy hala, która się otwiera, czy filharmonia, czy kościół. Normalny człowiek, który chce koniecznie być popularny, piękny i oklaskiwany, wszędzie będzie się starał - powiedział.
W "Uwadze!" TVN w 2007 roku na pytanie reporterki, czy pragnie popularności, Wodecki z wielką szczerością odpowiedział: jak cholera chcę.
Pochodził z rodziny muzyków
Zbigniew Wodecki pochodził z rodziny muzyków. Jego ojciec był trębaczem, mama śpiewała. Sam zaczął muzykować w wieku 5 lat. Z wyróżnieniem skończył Państwową Szkołę Muzyczną w Krakowie w klasie skrzypiec. Nie garnął się jednak do dalszej nauki, za to szybko zaczął występować. Związany był z kabaretami Piwnica pod Baranami i Anawa. Akompaniował Ewie Demarczyk.
Debiut Wodeckiego jako wokalisty odbył się na Festiwalu w Opolu w 1972 roku, gdzie zdobył nagrodę. Jego kariera jako piosenkarza rozwijała się intensywnie, śpiewał piosenki, które stały się ponadczasowymi przebojami: "Zacznij od Bacha", "Z Tobą chcę oglądać świat" w duecie ze Zdzisławą Sośnicką, "Izolda", "Chałupy welcome to", "Znajdziesz mnie znowu". A już z pewnością "Pszczółka Maja" przysporzyła mu najwdzięczniejszych fanów - dzieci.
Był bardzo rodzinny
Był bardzo rodzinny. Miał dwie córki i syna oraz pięcioro wnuków. Mimo to wciąż był w trasie.
Często współpracował z Włodzimierzem Korczem, Haliną Frąckowiak i Alicją Majewską. Trudno w Polsce będzie o artystę równie zapracowanego, a jednocześnie utrzymującego niezmienną pogodą ducha.
Śmierć artysty
Zmarł w poniedziałek 22 maja w wyniku udaru, jakiego doznał na początku miesiąca. Miał 67 lat.
"W piątek 5 maja Zbigniew Wodecki przeszedł w Warszawie operację bypass-ów. Jeszcze w niedzielę czuł się dobrze i rozmawiał z bliskimi. Niespodziewanie 8 maja nad ranem doznał rozległego udaru mózgu. Mimo niezwykłej woli życia i staraniom lekarzy udar dokonał nieodwracalnych obrażeń. Odszedł od nas w dniu 22. maja w jednym z warszawskich szpitali. Żona i dzieci byli przy nim. Zostanie pochowany w ukochanym Krakowie" - czytamy w oświadczeniu zamieszczonym w poniedziałek na stronie internetowej artysty.
Autor: kb/ / Źródło: Uwaga TVN