Marcin P. pod wpływem specjalistów od zarządzania kryzysowego próbował skierować zainteresowanie medialne na Michała Tuska w celu skompromitowania aparatu państwowego - zeznał w środę przed sejmową komisją do spraw Amber Gold były szef ABW Krzysztof Bondaryk.
- W marcu 2012 roku dowiedziałem się o zamiarze powstania linii lotniczych OLT Express, poleciłem przygotowanie informacji na temat tej inicjatywy. Z delegatury stołecznej ABW dowiedziałem się, że OLT należy do Amber Gold - oświadczył przed sejmową komisją śledczą Krzysztof Bondaryk.
Dodał też, że w Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego pracował od listopada 2007 roku, a szefem Agencji był do stycznia 2013 roku. Jak mówił, po raz pierwszy dowiedział się o sprawie Amber Gold prawdopodobnie w marcu, kwietniu 2012 roku.
- Dochodziły do mnie, tak jak pewnie do wszystkich, sygnały prasowe o otwarciu nowej linii lotniczej (...). W marcu 2012 roku dowiedziałem się o zamiarze powstania nowej linii lotniczej, która miała rozpocząć działalność od 1 kwietnia 2012 - zeznawał były szef ABW. - Zainteresowała mnie ta informacja, poprosiłem podległe mi jednostki analityczne o przygotowanie informacji na temat tej inicjatywy" - dodał.
"Otrzymałem powierzchowne informacje"
Jak mówił, prawdopodobnie w kwietniu otrzymał informacje, ale "były one powierzchowne i niezadowalające". - W związku z powyższym materiał ten poleciłem pogłębić delegaturze stołecznej [ABW - przyp. red.]. Stamtąd uzyskałem wiedzę, czym jest OLT, że należy do Amber Gold i że wiedza o właścicielach jest bardzo niewielka. Następnie poleciłem pogłębiać wiedzę - wyjaśnił.
Zaznaczył jednocześnie, że oferta Amber Gold była promowana w mediach i posługiwano się certyfikatami z sugestią, że istnieją zasoby złota odpowiadające lokatom.
- W maju 2012 delegaturze stołecznej udało się stwierdzić, że nie ma złota, czyli to, co publicznie było oferowane klientom - inwestycje oparte o certyfikat, o złoto, handel, kursy złota czy zyski z tak zwanych lokat w złoto - prawdopodobnie jest oszustwem - stwierdził Bondaryk. - I to prawdopodobieństwo skłoniło mnie do podjęcia dalszych działań w kierunku powiadomienia i organów państwa, i prokuratury - dodał.
Wiceprzewodniczący komisji Jarosław Krajewski (PiS) przypomniał, że czynności prowadzone były wcześniej niż w marcu 2012 roku: w czerwcu i lipcu 2010 roku i podejmował je jeden z funkcjonariuszy delegatury gdańskiej ABW.
"Rozumiałem, że delegatura stołeczna będzie tę kwestię wyjaśniać"
Krajewski zapytał, kiedy pierwszy raz Bondaryk uzyskał wiedzę na temat tych czynności operacyjno-rozpoznawczych podejmowanych w 2010 roku w sprawie Amber Gold. Świadek odpowiedział: - Na pewno nie w czasie, kiedy byłem szefem Agencji.
Poseł PiS dociekał, czy informacje na temat nieprawidłowości w sprawie Amber Gold, które w 2010 roku zgromadzili funkcjonariusze ABW, Bondaryk uzyskał po odejściu z Agencji.
- Informacje, które pan poseł przekazuje tutaj, uzyskałem po zakończeniu pracy w ABW - odparł Bondaryk.
Przewodnicząca komisji Małgorzata Wassermann (PiS) pytała świadka, czy pierwsza wiedza na temat Amber Gold, którą "przynieśli" mu funkcjonariusze ABW, pochodziła z delegatury gdańskiej czy stołecznej. Bondaryk odpowiedział, że "pierwsza wiedza pochodzi z Centrum Analiz" Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, ze "standardowych zasobów".
Jak mówił Bondaryk, dziwiło go, że nie ma meldunków na temat działań w tej sprawie, a wiedza jest oparta na "szczątkowych materiałach, częściowo jawnych, częściowo medialnych, częściowo informacji, które nie pochodzą z działań operacyjnych".
Powiedział również, że kazał się zająć sprawą Amber Gold delegaturze stołecznej ABW. - I rozumiałem, że delegatura stołeczna będzie tę kwestię wyjaśniać - dodał.
Świadek był dopytywany, kiedy dowiedział się, że ABW z Gdańska od sierpnia 2011 roku zbierała i posiadała informacje o OLT i Amber Gold. - Informacje, które otrzymywałem, zakładały, że [informacjami - przyp. red.] o Amber Gold i o braku złota zajmuje się delegatura warszawska, natomiast Gdańsk po pewnym czasie złożył wyjaśnienia w tej sprawie i wtedy otrzymałem informacje o działaniach Gdańska, ale to było później - zaznaczył Bondaryk.
"Moje działania rozpoczęły faktyczną działalność ABW w sprawie Amber Gold"
Następnie Wassermann pytała o informację przedstawioną Sejmowi w 2012 roku przez ówczesnego ministra koordynatora Jacka Cichockiego na temat Amber Gold. Przewodnicząca komisji chciała wiedzieć, na jakiej podstawie w sierpniu 2012 roku Cichocki powiedział, że ABW zajmuje się sprawą od marca 2012 roku, chociaż bez wątpienia pierwsze działania były w sierpniu 2011 roku.
Bondaryk podkreślił, że w 2012 roku ABW przygotowała na potrzeby ministra koordynatora i komisji do spraw służb specjalnych kalendarium działań Agencji w tej sprawie. - Przygotowując to kalendarium, uznałem, że moje działania w marcu i kwietniu rozpoczęły faktyczna działalność ABW w tej sprawie, bo szef Agencji przesądził o zajęciu się tą sprawą - wyjaśniał Bondaryk.
Wassermann oceniła jednak, że wprowadzono posłów i opinię publiczną w błąd. - W tym kalendarium jest informacja, że ABW weszła w posiadanie [informacji - red.] i zaczęła działania w marcu 2012 roku, a to jest po prostu nieprawda - powiedziała szefowa komisji.
Bondaryk stwierdził, że Wassermann mówi nieprawdę. W odpowiedzi przewodnicząca komisji pytała, czy kwestionuje on fakt między innymi, że w 2011 roku w Gdańsku powstały notatki i pozyskano pierwsze informacje "wyprzedzające", iż powstanie linia lotnicza OLT w "celu przestępczym" oraz czy kwestionuje fakt, że w 2011 roku ABW wiedziała, że szef Amber Gold Marcin P. był wielokrotnie karany. Wassermann pytała również, czy Bondaryk kwestionuje, że ABW miała informacje, iż Amber Gold jest "na czarnej liście" nadzoru finansowego i według Komisji Nadzoru Finansowego prowadzi działalność parabankową.
- Kwestionuję informację, że to jest wiedza, były to informacje, prawdopodobnie, bo ich nie znałem ówcześnie, na poziomie funkcjonariusza i jego bezpośredniego przełożonego. Dokonywał takich lub innych ocen, o których nie poinformowano przełożonych wyższego rzędu - odparł Bondaryk.
Podkreślał również, że były to informacje jednoźródłowe, niepotwierdzone, niezweryfikowane.
- Z mojej inicjatywy ABW zaczęła zajmować się intensywnie OLT, a także Amber Gold i wyjaśnieniem, czy rzeczywiście mamy do czynienia z podejrzeniem przestępstwa, oszustwem czy mamy do czynienia z biznesem - mówił Bondaryk.
Wassermann przytoczyła notatki, w których pochodziły informacje dotyczące zagrożenia wynikającego z przejęcia przez Amber Gold upadającej linii lotniczej OLT. - Te notatki, które pochodzą z sierpnia, to są notatki, które mówią o wejściu w biznes lotniczy, o tym, że ten biznes będzie przestępstwem, o tym, że pracownicy zdają sobie sprawę, że założenia są nierealne i być może będzie on służył do prania brudnych pieniędzy - mówiła Wassermann.
Zwracała też uwagę, że lotnisko w Gdańsku nie aresztowało ostatniego samolotu byłego właściciela linii lotniczych JetAir (między innymi na bazie tych linii powstały OLT) Krzysztofa Wicherka, który - jak podkreśliła przewodnicząca - był bankrutem, a samolot może służyć do przewozu pieniędzy dla Marcina P. do Hamburga.
Wassermann podkreśliła, że "mówienie o tym, że nie było to we właściwości ABW, jeżeli te notatki są pełne informacji wejścia w sektor lotniczych, to - chyba się pan zgodzi - jest chybione". Bondaryk odparł, że z tym stwierdzeniem się nie zgodzi. - W marcu, kwietniu, a może nawet do końca sierpnia, września nie posiadałem tej wiedzy, o której pani tutaj mówi - stwierdził.
Wiceprzewodniczący komisji Jarosław Krajewski spytał, czy świadek został wprowadzony w błąd przez swoich funkcjonariuszy, którzy nie poinformowali go o czynnościach operacyjno-rozpoznawczych podejmowanych w sprawie Amber Gold w 2011 roku i czy to nie Bondaryk wprowadzał w błąd Cichockiego, który w Sejmie mówił, że ABW zajmuje się sprawą Amber Gold od marca 2012 roku. Bondaryk odpowiedział: - Nikogo nie wprowadzałem w błąd.
"Jedną z hipotez było, że Marcin P. był "słupem"
Szefowa komisji pytała również Bondaryka, czy szef Amber Gold Marcin P. był "słupem", czyli podstawioną osobą, za pośrednictwem którejś ktoś prowadził niezgodne z prawem działania i interesy.
- Na okres, kiedy kierowałem Agencją, wyjaśnialiśmy tę kwestię. Nie uzyskaliśmy wiarygodnej informacji, kto za nim stał, choć to była jedna z głównych hipotez, że nie był samodzielny i ktoś za nim musiał stać - wyjaśniał były szef ABW. - Agencja prowadziła wielorakie czynności analityczne, operacyjne i śledcze. Niestety, nie udało nam się tego ustalić ani innym służbom, z którymi współpracowaliśmy - dodał.
Były szef ABW został też zapytany, skąd Marcin P. miał pieniądze. Bondaryk mówił, że część z nich mogła pochodzić z poprzednich przedsięwzięć Marcina P., na przykład systemu Multikasy. Pod tym szyldem działała w latach 2002-2004 firma, w której władzach zasiadał Marcin P. i która przyjmowała od klientów opłaty za prąd, gaz, telefon i tym podobne. Po dwóch latach działalności okazało się, że pieniądze przestały trafiać na konta elektrowni, gazowni i innych podmiotów.
- Być może część pochodziła z pożyczek rodzinnych, być może z innych źródeł - mówił Bondaryk. Dodał, że postępowanie w tej sprawie nie zostało zakończone do czasu jego odejścia z ABW.
Wassermann dopytywała, co zatem Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego udało się ustalić w sprawie Amber Gold. Bondaryk zastrzegał, że on znał sprawę od wiosny 2012 roku, bo wcześniejsze notatki funkcjonariuszy nie wyszły poza niski szczebel, ponieważ ich zwierzchnicy uznawali, że nie jest to sprawa dla ABW. - Udało nam się określić przepływy finansowe, udało nam się przerwać działalność przestępczą i na tyle ile zostało zabezpieczyć mienie, w tym złoto - wymieniał Bondaryk.
Przyznał jednocześnie, że Agencja początkowo przeszacowała liczbę poszkodowanych w aferze, wskazując na kilkadziesiąt tysięcy. Nie doszacowała natomiast strat finansowych, bo szacowała je na 25 milionów złotych. - Było więcej pieniędzy, natomiast mniej pokrzywdzonych - dodał.
"Marcin P. próbował skierować zainteresowanie na Michała Tuska"
Wiceprzewodniczący komisji Tomasz Rzymkowski (Kukiz'15) pytał, skąd świadek dowiedział się o współpracy Michała Tuska, syna ówczesnego premiera, z liniami lotniczymi OLT Express.
Bondaryk odpowiedział, że "z tego co pamięta, taką wiedzę pozyskał z działań służbowych" od jednego z dyrektorów ABW. - Na pewno była to wiedza, która była uzyskana w pakiecie informacji związanych z zagrożeniem wycieku oraz prowokacjami, które pan Marcin P. próbował wykonać wobec Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego i opinii publicznej z użyciem faktu, że zatrudniał na umowę zlecenie pana Michała Tuska. Było to prawdopodobnie na początku sierpnia [2012 roku - red.] - powiedział.
Rzymkowski chciał się dowiedzieć od świadka, kiedy pierwszy raz rozmawiał z Donaldem Tuskiem na temat współpracy Michała Tuska z OLT Express. Bondaryk odpowiedział, że z Donaldem Tuskiem rozmawiał na temat Amber Gold i OLT. Świadek przyznał, że było to w sierpniu 2012 roku po opublikowaniu informacji prasowej na temat tej współpracy.
Rzymkowski stwierdził, że "świadek wcześniej nie poinformował [Donalda Tuska - red.], choć wiedzę miał iż przedmiotem rozmów Marcina P. ze współpracownikami jest próba wywarcia presji i granie kartą Michała Tuska". Bondaryk odpowiedział, że "nie poinformował, bo nie wiedział".
Zeznał również, że kiedy się dowiedział o współpracy Michała Tuska z OLT Express, premiera nie było w kraju.
- W mojej ocenie pan Marcin P., również pod wpływem specjalistów od zarządzania kryzysowego postanowił rozegrać tę kartę medialną, kierując ogromne zainteresowanie i polityczne, i medialne, i społeczne na syna premiera - to jest oczywiste - w celu skompromitowania aparatu państwowego - podkreślił Bondaryk.
Na pytanie, jak wyglądała rozmowa z premierem Tuskiem, były szef ABW powtórzył, że z szefem rządu rozmawiał na temat działań Agencji w sprawie Amber Gold. Zapytany, jakie informacje przekazał Donaldowi Tuskowi w sprawie jego syna, Bondaryk odpowiedział, że "w kontekście syna nie przekazywał mu" informacji.
Dodał, że "być może wystąpił wątek Michała Tuska", ale nie pamięta reakcji premiera.
Rzymkowski przywołał kwestię podsłuchów procesowych, które zostały uruchomione 27 lipca 2012 roku. Poseł pytał, czy Bondaryk wiedział, że tematem rozmów Marcin P. jest ówczesny szef MSW Jacek Cichocki. Świadek odpowiedział: - Z tego, co wiem i wiedziałem wcześniej, przedmiotem działania pana Marcina P. było wprowadzenie dezinformacji.
Dopytywany, na czym polegała ta dezinformacja, świadek odpowiedział, że "stworzono wrażenie u Marcina P., grupa doradców z Warszawy stworzyła wrażenie, że posiada on wpływy czy prywatną znajomość z ministrem Cichockim i może znacząco wpłynąć na los Marcina P.".
Były szef ABW przyznał, że ten wątek był przekazany do prokuratury. Przewodnicząca komisji w odpowiedzi przypomniała, że prokuratura się tym nie zajęła.
"ABW nie miała tytułu prawnego, by sprawdzić, czy w BGŻ jest złoto Amber Gold"
Podczas środowego przesłuchania przed komisją śledczą do spraw Amber Gold Rzymkowski pytał również byłego szefa ABW, jakie były okoliczności zawiadomienia przez bank BGŻ stołecznej delegatury ABW w dniu 15 maja 2012 roku o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez szefów Amber Gold.
Bondaryk wyjaśniał, że formalnie ABW nie miało tytułu prawnego, by sprawdzić, czy w skarbu BGŻ jest złoto, które miało być zabezpieczeniem lokat Amber Gold. Zadaniem stołecznej delegatury ABW było zatem "znalezienie drogi prawnej", by bank mógł poinformować Agencję o zawartości skarbca.
- Bank znalazł drogę prawną i stwierdził, że tam złota nie ma, o czym poinformował ABW stosownym zawiadomieniem o przestępstwie - wskazywał były szef ABW.
Celem takiego działania Agencji, dodał Bondaryk, było przerwanie działalności przestępczej i "zmuszenie prokuratury do działania".
Krzysztof Brejza (PO) pytał świadka o pismo z 24 listopada 2011 roku wysłane przez ówczesnego szefa Komisji Nadzoru Finansowego Andrzeja Jakubiaka, szefa KNF w latach 2011-2016, do ówczesnego prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta ostrzegające o działalności Amber Gold.
Bondaryk zeznał, że tego typu pisma nie otrzymał z KNF, czym jest "troszeczkę zawiedziony". Jak mówił, było ustalenie, że Komisja będzie informować ABW o ważnych dla państwa "zdarzeniach z rynku finansowego, na które zwracają uwagę".
Świadek zeznał, że pamięta wiele informacji, które były szef KNF Stanisław Kluza (kierował KNF w latach 2006-2011) przysyłał mu na temat SKOK-ów. - Natomiast, niestety, ani pan Kluza, ani pan Jakubiak nie poinformowali ABW o ich pojęciu sprawy Amber Gold, chociaż złożyli zawiadomienie, co się bardzo chwali - zaznaczył Bondaryk.
Brejza dopytywał, czy takie pismo, na dziesięć miesięcy przed upadkiem Amber Gold, powinno trafić do adresata, czyli prokuratora generalnego. - Oczywiście (...) niewątpliwie pismo tej wagi powinno być przeczytane w prokuraturze, nie powinno być zlekceważone, nie powinno być odesłane w kosmos - odpowiedział Bondaryk.
Brejza wyjaśnił, że wiceszef sekretariatu prokuratora generalnego nie przedstawił tego pisma i zdecydował o przekazaniu go do Departamentu Postępowań Przygotowawczych, a następnie spłynęło do Gdańska, do prokuratury apelacyjnej i prokuratury okręgowej.
Następnie poseł PO pytał między innymi o pracę prokuratury w sprawie Amber Gold. Bondaryk powiedział, że po dwóch rozmowach z prokuratorem generalnym miał nadzieję, że prokuratura intensywnie razem z ABW zajmie się tym tematem. - Spodziewałem się, przynajmniej tak liczyłem na to, że w ciągu dwóch miesięcy zlikwidujemy ten problem - wyjaśniał były szef ABW.
Podkreślił, że celem Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego było szybkie działanie i Agencja starała się bardzo mocno współpracować z prokuraturą.
Jak mówił, po interwencjach dyrektorów ABW zdecydował się na kolejną interwencję i spotkanie z prokuratorem generalnym Andrzejem Seremetem. - Chodziło o kwestię skutecznego przerwania działalności przestępczej - podkreślił.
- Skutkiem tej interwencji była narada w Prokuraturze Generalnej z udziałem prokuratorów z Gdańska i funkcjonariuszy ABW w kontekście realizacyjnym - powiedział Bondaryk.
"Nacisk ABW na prokuraturę był na granicy dopuszczalności"
Podkreślił jednocześnie, że prokurator jest decydujący dla postępowania i dla realizacji działań. - Nacisk ze strony Agencji i tak był bardzo mocny, można powiedzieć na granicy dopuszczalności - wyjaśniał.
Brejza pytał dalej, czy ataki szefa Amber Gold Marcina P. na ABW i oskarżenia o niszczenie działalności gospodarczej spowalniały działania Agencji. Bondaryk odpowiedział, że spodziewał się, iż "tak ogromna, rozwinięta struktura przestępcza" może reagować w ten sposób.
- Wydane pieniądze na media ze strony Marcina P. w postaci reklam, różnych kontraktów, opłat medialnych, powodują, że życzliwość prasy w stosunku do tego podmiotu, do właściciela jest duża. A życzliwości prasy do podmiotu jakim jest ABW nigdy nie było. (...) Łatwym celem była ABW i prokuratura w tym zakresie do atakowania, że niszczą działalność gospodarczą - powiedział Bondaryk.
- Myślę, że mogło to wpływać na działanie funkcjonariuszy i prokuratorów, na moje działanie nie wpłynęło - zaznaczał były szef ABW.
Przewodnicząca komisji Małgorzata Wassermann (PiS) pytała Bondaryka, czy w ABW był podział zgodnie z którym wątkiem lotniczym ma zajmować się delegatura warszawska ABW, a Amber Gold "jako piramidą finansową" ma zająć się delegatura gdańska.
- Trudno mi w tej chwili powiedzieć, czy był taki podział, czy nie był takiego podziału, jednostki pracowały razem, wymieniały informacje (...). Wydawało się, że ta wymiana informacji jest wystarczająca. Żadnych takich formalnych, z tego, co pamiętam, podziałów nie było, oczywiście Gdańsk był wiodący, a wspierała delegatura stołeczna - odparł Bondaryk.
Wassermann przytoczyła wcześniejsze zeznania jednego z funkcjonariuszy ABW, który mówił, że zapadło ustalenie, że wątkiem lotniczym, linii OLT ma zajmować się delegatura stołeczna. - Trudno mi się do tego odnieść (...), w tym czasie wszyscy pracowali razem - stwierdził były szef Agencji.
"Przerwanie działalności parabankowej likwidowałoby działalność przestępczą"
Witold Zembaczyński (Nowoczesna) pytał z kolei świadka, kto "zawalił" sprawę Amber Gold. Bondaryk powiedział, że podstawowe pytanie brzmi, "na którym etapie organy państwa reagowały, a na którym nie".
- Moim zdaniem w kategorii podstawowej jest to przestępstwo parabankowe, wszystkie inne mają charakter pomocniczy, choć waga ich jest większa (...) Przerwanie działalności parabankowej likwidowałoby działalność przestępczą pana Marcina P., gdyby można było tę sprawę zamknąć na etapie pierwszego zawiadomienia ze strony Komisji Nadzoru Finansowego - stwierdził.
Pytany, czy przesuwa ciężar niedopełnienia obowiązków na prokuraturę, Bondaryk powiedział, że "jeżeli na pierwszym etapie śledztwa sprawa jest prowadzona właściwie, to przestępstwo zostaje zlikwidowane". - Jeśli prokuratura prowadzi (sprawę), a równocześnie działalność przestępcza się rozwija, to ona ogarnia coraz większe obszary i wymyka się kontroli tej prokuratury, prokuratorowi, policji, czy każdej innej służbie - mówił.
- Gdy nastąpiła ekspansywna działalność Amber Gold w kategorii pozyskiwania środków, to był ostatni moment, kiedy prokurator powinien stwierdzić, czy to jest przestępstwo, czy to jest oszustwo, czy jest złoto, którym mami klientów Marcin P. swoimi ulotkami, plakatami, artykułami - powiedział Bondaryk i dodał, że ten element nie został wyjaśniony na pierwszym etapie śledztwa.
- Moim zdaniem, to był kluczowy [moment - red.] do przerwania tej działalności - powiedział były szef ABW.
"Klasyczna sprawa kryminalnego oszustwa"
Poseł Nowoczesnej zapytał, kto zdaniem świadka powinien zajmować się sprawą Amber Gold. W ocenie Bondaryka jest to "klasyczna sprawa kryminalnego oszustwa". Wskazywał, że powinna się sprawą zajmować policja i prokuratura. Zembaczyński dopytywał, czy był to błąd, że zajmowała się nią ABW. Bondaryk zaprzeczył.
- Gdybyśmy nie zaczęli działać, to ta działalność przestępcza mogłaby trwać dalej - powiedział. Ocenił, że na przykład inny prokurator na innym poziomie prokuratury, na przykład wojewódzkiej czy okręgowej, mógłby tę sprawę rozwikłać.
Zembaczyński pytał, czy w sprawie Amber Gold prokuratura rejonowa Gdańsk-Wrzeszcz - do której zawiadomienie KNF w sprawie Amber Gold trafiło już w końcu grudnia 2009 roku - była "hamulcowym". Bondaryk stwierdził, że trudno mu powiedzieć. - Relacje z prokuraturą rejonową ABW miała w zasadzie żadne - mówił. Jak dodał, kontakty były sporadyczne.
Autor: jog,kb/adso,now / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Marcin Obara/PAP