Wojskowi mieli celować bronią do mieszkańców Podlasia, którzy szukali migrantów ukrywających się w lasach. Irakijczyk, który spędził z rodziną na Podlasiu 17 dni, wrócił do kraju, ale mówi, że ponownie będzie chciał przekroczyć granicę, bo w Iraku stracili już wszystko. Materiał magazynu "Polska i Świat".
Aktywiści z Grupy Granica opublikowali nagranie, które ma przedstawiać wywózkę grupy Syryjczyków na granicę z Białorusią. Syryjczycy mieli prosić o azyl w Polsce, mówili, że w ich kraju trwa wojna. W odpowiedzi mieli usłyszeć serię przekleństw i wyzwisk. Na pytanie dziennikarzy o agresywne zachowanie funkcjonariuszy, Straż Graniczna odpowiada, że nie ma dowodów na to, że na nagraniu są pogranicznicy.
Przemoc na granicy z Białorusią
Polskie służby miały równie agresywnie potraktować Polaków mieszkających na Podlasiu. - Słyszałam: na ziemię, nie ruszać się, twarzą do ziemi, ręce szeroko, nogi szeroko. Na pewno mieli broń długą ostrą i z tej broni do nas mierzyli, krzycząc i biegnąc w naszym kierunku - opowiada Paulina Weremiuk.
Kobieta była w lesie z kolegą. Mężczyźni w mundurach sprawdzili ich plecaki i telefony. Nie powiedzieli, kim są i po co to robią. - Za jakiś czas przyjechało więcej wojskowych i wtedy pozwolono nam uklęknąć. Nie stanąć, tylko uklęknąć - dodaje Paulina Weremiuk. I tak pozostało do przyjazdu pograniczników. Wszystko trwało około godziny. MON i WOT na razie nie komentują sprawy - Straż Graniczna twierdzi, że nic o tej sprawie nie wie.
To nie pierwszy przypadek doniesień o kierowaniu broni w stronę mieszkańców Podlasia przez mundurowych. Miesiąc temu miało dojść do podobnej sytuacji. - Mężczyzna, który jest przebrany w mundur i dostaje broń krótszą, dłuższą, automatyczną, to zmienia jego psychikę. On się czuje po prostu władzą - mówi działaczka opozycyjna w okresie PRL i mieszkanka Białowieży Danuta Kuroń.
Mieszkańcy Podlasia, którzy pomagają migrantom przeżyć w polskich lasach, mówią, że represje spotykają ich coraz częściej. Kamil Syller, który przekazuje migrantom jedzenie i ubrania, mówi, że pomoc jest potrzebna, bo pojedynczy ludzie wciąż są w lasach. - Ludzie są, przechodzą i na razie nie widzimy wielkiej zmiany, oprócz tej, że rzeczywiście zniknęły duże grupy - przyznaje.
Migranci planują kolejne próby przekroczenia granicy
Duże grupy zniknęły, ale to nie znaczy, że nie wrócą. Rozmawiamy z Hamedem, który dotarł do Polski przez Białoruś, ale wrócił do Iraku. - Granicę z Polską próbowaliśmy przekroczyć trzy razy. Za każdym razem byliśmy zawracani. Spędziliśmy w lesie 17 dni - mówi.
Hamed był w Polsce wraz z bratem i jego rodziną. W grupie było czworo dzieci w wieku od 5 do 15 lat. Rozdzielili się. Jego brat dotarł do Niemiec, on i dzieci brata zostali zawróceni na Białoruś i stamtąd wrócili do Iraku. - Będziemy znowu próbować, ale wiosną, bo teraz jest za zimno. Tutaj w Iraku sprzedaliśmy dom, nie mamy już niczego - podkreśla Hamed.
Mężczyzna tłumaczy, że na podróż z Iraku na Białoruś wydali cztery tysiące dolarów na osobę. - To koszt przelotu, wizy i transportu z lotniska na Białorusi - wyjaśnia.
Polka, która mieszka w Libanie, tłumaczy, co oznacza deportacja syryjskich uchodźców, którzy przed wylotem na Białoruś żyli w tym kraju. - Wyjeżdżając, na lotnisku, wiemy, że dostają stempel, który uniemożliwia im powrót do Libanu. Więc jeśli będą deportowani z Polski czy z Białorusi, to prawdopodobnie grozi im deportacja do Syrii - mówi.
Źródło: TVN24