Prezydent Białorusi Alaksandr Łukaszenka przestanie wysyłać migrantów na polską granicę wtedy, gdy uzyska to, czego chce, lub wówczas, gdy koszty tego działania będą wyższe niż potencjalne korzyści – ocenił w rozmowie z TVN24 Marek Menkiszak, kierownik Zespołu Rosyjskiego Ośrodka Studiów Wschodnich. Według niego "wszystko pomiędzy będzie prowadzić do kontynuacji tej operacji hybrydowej".
Pytany o to, kiedy Alaksandr Łukaszenka zaprzestanie swych działań, Marek Menkiszak wymienił dwie możliwości. - Po pierwsze, kiedy uzyska to, czego chce. A jest to kilka rzeczy. Uznanie swojej legitymacji jako prezydenta Białorusi i nawiązania bezpośredniego dialogu politycznego. (…) Zablokowanie poważnych sankcji, przede wszystkim gospodarczych wobec Białorusi. (…) Stopniowe zniesienie sankcji wobec Białorusi, a jeszcze lepiej, zaoferowanie wsparcia gospodarczego i zaprzestanie wspierania społeczeństwa obywatelskiego na Białorusi. To oczywiście jest najtrudniejszy i najdalej idący postulat - wymieniał.
- Drugą możliwością, gdy Łukaszenka i jego poplecznicy mogą rozważyć wstrzymanie czy ograniczenie tej operacji, jest to, kiedy koszty tego działania będę wyższe niż potencjalne korzyści. Krótko mówiąc, sankcje i działania gospodarcze wobec Białorusi będą na tyle poważne ze strony państw Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych, że będą groziły załamaniem gospodarczym na Białorusi i będą pośrednio uderzały też w Rosję, która nie jest zainteresowana takim scenariuszem - tłumaczył.
- Mamy przed sobą dwie ewentualności. Wszystko, co jest pomiędzy, czyli niewielkie ustępstwa wobec Łukaszenki albo niewielkie sankcje wobec Białorusi, tak naprawdę będą prowadzić do kontynuacji tej operacji hybrydowej - ocenił.
Zachód obawia się eskalacji
Ekspert OSW uważa, że "kluczowe państwa zachodnie obawiają się możliwości dalszej eskalacji tego kryzysu". - To nie jest tylko kwestia tego, że mamy falę sztucznie wywołanej migracji. Tu chodzi o to, że Łukaszenka w sposób otwarty zagroził, że migranci otrzymają broń do ręki i że powstanie gorąca, militarna faza konfliktu - tłumaczył.
- Jest obawa przed tym, że służby białoruskie użyją broni zza pleców migrantów przeciwko polskim funkcjonariuszom, prowokując konflikt graniczny i wywołując kryzys, który może dalej eskalować. To jest scenariusz, który powoduje, że w Berlinie, ale też w innych europejskich stolicach, podejmowane są wysiłki w celu zmniejszenia napięcia, niedopuszczenia do tej eskalacji - zauważył.
Jak jednak dodał, "problemem jest to, że druga strona to widzi i uznaje, że taktyka zastraszania jest skuteczna i w związku z tym nie ma powodu, dla którego miałaby się wycofywać z kontynuowania tej operacji".
"Rosja pokazuje Zachodowi, że trzeba z nią rozmawiać"
Pytany o udział Rosji w kryzysie migracyjnym, gość TVN24 zwrócił uwagę, iż "nie mamy twardych dowodów, że Rosja wszystko zaplanowała i Łukaszenka jest tylko realizatorem". - To jest raczej tak, że ten pomysł powstał w konsultacjach. Wiemy, że na wielu szczeblach (…) zarówno przed, jak i w trakcie tego kryzysu odbywały się bardzo intensywne konsultacje, również jawnie, na tematy strategii polityki pogranicznej - powiedział.
- Rosyjskie służby specjalne prawdopodobnie udzielają wsparcia służbom białoruskim za granicą w organizacji kanałów przerzutowych. Służby białoruskie są zbyt słabe na to, żeby to robić. Nie mają takich środków i zasobów - zauważył. Według eksperta kluczowe są jednak "interesy". - Interes Rosji i reżimu białoruskiego jest tu zbieżny. Rosja chce wymusić uznanie i dialog z białoruskim reżimem, żeby sankcje nie były zaostrzane - ocenił.
Poza tym - dodał analityk - "Rosja stawia się w centrum jako swoisty pośrednik polityczny". - Rosja zwiększa swoje znaczenie polityczne. Rosja pokazuje Zachodowi, że trzeba z nią rozmawiać, że droga sankcji i presji jest nieskuteczna, że potrafi organizować kolejne problemy, grozić Zachodowi i trzeba z nią negocjować - mówił Menkiszak.
Łukaszenka i Putin "liczyli na głębokie podziały"
Zdaniem gościa TVN24 Rosja i Białoruś w polskiej granicy widzą także granicę Unii Europejskiej i NATO. - Zarówno Łukaszenka, jak i Putin, nie spodziewali się chyba aż tak twardego oporu ze strony polskiej. Spodziewali się, że nastąpi kryzys humanitarny, który może sparaliżować odpowiedź ze strony polskiej, i zapewne nie liczyli na taki poziom solidarności po stronie instytucji europejskich, państw europejskich i Stanów Zjednoczonych wobec tego kryzysu - zauważył.
- Liczyli na głębokie podziały i chaos polityczny wewnątrz Polski. Liczyli na głębokie podziały wewnątrz Unii Europejskiej i NATO w kwestii radzenia sobie z tym wyzwaniem. Liczyli na odruchy humanitarne i odwoływanie się do praw człowieka i że to sprawi, że państwa zachodnie będą bezradne wobec tego kryzysu - powiedział. Jak dodał, "wydaje się, że Rosja i Białoruś trochę uważają, że na razie to nie jest tak skuteczne jak na to liczyły, ale wniosek jaki wyciągają jest taki, że należy kontynuować presję".
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Wojska Obrony Terytorialnej