"Wie Pan, czego mi najbardziej żal? Żal mi straconego czasu. Kazał mi Pan przygotować regulamin funkcjonowania szkoły w czasie epidemii. Zrobiłam to. Gdzie jest Pana Regulamin funkcjonowania państwa w czasie pandemii?" - pisze do premiera dyrektorka jednej z krakowskich podstawówek. Problemy z organizacją pracy swoich szkół zgłaszają dyrektorzy z całej Polski.
Od tego tygodnia w szkołach i przedszkolach obowiązują nowe zasady. Premier Mateusz Morawiecki zdecydował, że placówki ponadpodstawowe w strefach żółtych będą działały w systemie hybrydowym (5503 szkoły), a w strefach czerwonym - zdalnie (5778 szkół).
Szkoły podstawowe i przedszkola mają pracować stacjonarnie, ale stale przybywa tych, którzy w związku z pandemią zmieniają tryb zajęć. We wtorek 20 października ponad 5,5 proc. wszystkich podstawówek (najwięcej od początku roku szkolnego) działało w trybie innym niż tradycyjny - 606 uczyło w systemie mieszanym, a 221 w zdalnym. W przedszkolach na nauczaniu mieszanym było 138 placówek, a na nauczaniu zdalnym - 115 (razem 1,65 proc. wszystkich).
Ich dyrektorzy jednak coraz głośniej skarżą się, że normalna praca staje się niemożliwa. W przypadku zachorowania społeczności szkolnej często trudno dodzwonić się do sanepidu, a to jego decyzja wciąż jest kluczowa, by zmienić tryb pracy podstawówki lub przedszkola. Do tego szkoły targane są zastępstwami, bo wielu nauczycieli przebywa na kwarantannie lub zwolnieniu lekarskim. W zeszłym tygodniu w Warszawie na zwolnieniu przebywał co dziesiąty nauczyciel.
"Igranie z bezpieczeństwem"
Jolanta Gajęcka, dyrektora SP nr 2 w Krakowie we wtorek wieczorem opublikowała na Facebooku list do premiera Morawieckiego. Pisze w nim: “Stało się... Od jutra zepsuję Panu statystykę... W klasach 4-8 musiałam zawiesić zajęcia, bo nie mam Nauczycieli... Z 44 pracujących z klasami 4-8 (31 oddziałów), dzisiaj w Szkole nie było 18 (większość na L-4, pozostali na kwarantannie rodzinnej). Przy 14 nieobecnych, byliśmy jeszcze w stanie zorganizować w miarę merytoryczne zastępstwa. Przy 18 to już farsa i igranie z bezpieczeństwem”.
Dyrektor Gajęcka w przeszłości startowała do Sejmu z listy PSL, a także była kandydatką Kukiz'15 na prezydenta Krakowa, ale zapewnia, że jej głos nie ma nic wspólnego z polityką. - Tej dramatycznej sytuacją, którą mamy w szkołach, bo nie tylko w mojej tak się dzieje, dało się uniknąć, gdyby tylko nam zaufano - mówi Gajęcka w rozmowie z tvn24.pl. - Od wielu miesięcy prosiliśmy o to, by dyrektorzy mogli naprawdę zarządzać szkołami, by część uczniów mogła ze względów bezpieczeństwa zostać w domach - dodaje. I przypomina, że już w sierpniu władze Zakopanego wnioskowały o naukę zdalną w swoich placówkach, sanepid się nie zgodził.
- A przecież to była historia o tym, że chcieliśmy pewne działania podejmować profilaktycznie, dbając o bezpieczeństwo nauczycieli i uczniów. Wszystkie decyzje zapadają za późno - mówi Gajęcka. W jej podstawówce uczy się około 1000 uczniów, ale budynek składa się z pięciu pawilonów. - Zrobiliśmy co w naszej mocy, by nauka się odbywała. Mogłam oddzielić najmłodszych uczniów, w miarę dobrze poukładać sobie pracę, ale nie mogę nic zrobić z tym, że nauczyciele chorują i nie ma kto uczyć. Bez zgody na zdalne nauczanie przynajmniej części z nich nie da się prowadzić lekcji - podkreśla.
Gajęcka mówi, że tajemnicą poliszynela jest, iż część rodziców nie posyła zdrowych dzieci do szkół w obawy o ich zdrowie. Boi się myśleć o przyszłym tygodniu. - Jeśli coś się nie zmieni, nie wiem, czy będzie miał kto i kogo uczyć. Liczę, że rządzący się opamiętają i rozluźnią przepisy, bym mogła zorganizować część lekcji dla moich uczniów zdalnie - dodaje.
Gajęcka w liście zwraca uwagę, że jej szkoła nie może się zaliczać do kategorii "edukacja hybrydowa lub zdalna", bo w klasach 4-8 w jej podstawówce nie odbywa się "praktycznie żadna" edukacja. Dlatego zamknęła swoją szkołę korzystając z tzw. dni dyrektorskich. Kierujący każdą placówką oświatową ma pulę kilku takich dni do wykorzystania - zwykle dyrektorzy robili to w czasie egzaminów, wtedy młodsi uczniowie zostawali w domach, gdy starsi rozwiązywali testy. Od początku pandemii na podobne rozwiązanie zdecydowała się również dyrekcja stołecznego liceum “Sobieskiego”. Nikt nie zlicza jednak szkół, których zdesperowani dyrektorzy się na to decydują.
W SP nr 2 zajęcia zostały zawieszone do 23 października. Na stronie szkoły czytamy: "Pragnę poinformować, że z powodu nieobecności w pracy 40 proc. nauczycieli uczących w klasach 4-8, zmuszona jestem zawiesić zajęcia w drugim etapie edukacyjnym w dniach 21-23.10.2020 r. (nie będzie lekcji, a Uczniowie pozostaną w domach). Klasy młodsze oraz świetlica pracować będą wg dotychczasowej organizacji".
Wiosną byliśmy zdrowi
Dyrektorka z Krakowa pisze do premiera również o tym, że o zdalnej edukacji takiej jak wiosną i tak może zapomnieć. "Wtedy zamknął Pan w domu zdrowych Ludzi, którzy chwycili co mieli pod ręką i w imię wyższych idei i poczucia obowiązku, przenosili XIX-wieczną szkołę w XXI wiek. Partyzanci, ale zdrowi partyzanci. Teraz połowa partyzantów leży w szpitalach polowych i nie nadaje się na tę wojnę. Pomyślał Pan o tym wymyślając tę swoją strategię dla edukacji i ogłaszając ją w pełnym wakacyjnym słońcu?" - dopytuje Morawieckiego Gajęcka.
Dyrektorka zwraca się do premiera: "Wie Pan, czego mi najbardziej żal? Żal mi straconego czasu. Kazał mi Pan przygotować Regulamin funkcjonowania Szkoły w czasie epidemii... Zrobiłam to... Gdzie jest Pana Regulamin funkcjonowania państwa w czasie pandemii? Gdzie jest Regulamin dla edukacji?".
I apeluje: "Niech Pan zagoni nowego Pana Ministra do pracy! Może chociaż wstrzyma kuratoryjne konkursy/olimpiady przedmiotowe, w których nie mogą uczestniczyć Uczniowie przebywający na kwarantannie... Może zarządzi, że tegoroczni Siódmoklasiści za półtora roku nie będą musieli zdawać kolejnego durnego egzaminu z dodatkowego przedmiotu... Może wymyśli, jak płacić, gdy Nauczyciel gotowy do pracy przebywa na kwarantannie w domu i chciałby uczyć, ale Dzieci są w szkole i trzeba Im zapewnić opiekę…". Swój list kończy: "Przehulał Pan nasz wspólny cenny czas".
"Mówienie, że szkoły pracują normalnie jest absolutnym nadużyciem"
W niedzielę 18 października Jolanta Gajęcka była gościem poranka "Wstajesz i weekend" w TVN24. - Mówienie, że szkoły pracują normalnie jest absolutnym nadużyciem. Pracujemy w sytuacji kryzysu, a to nie jest normalna praca. Staramy się stworzyć namiastkę normalności dla dzieci, żeby nie odczuwały tego co jest na zewnątrz - powiedziała.
Zwróciła uwagę, że ze względu na wielkość obiektu, którym zarządza, była w stanie odizolować klasy 1-3 od klas 4-6 i 7-8. - Niemniej jednak możliwości się kończą, bo wirus nas dotyka. Obecnie mamy czterech zakażonych nauczycieli i czworo zakażonych uczniów. (…) Gdy dojdzie do przesilenia, to będę musiała szkołę zamknąć, bez możliwości uczenia dzieci – dodała.
Pytana o to, jak poradziła sobie na początku, gdy trzeba było otworzyć szkoły, dyrektor Gajęcka tłumaczyła, że wiedziała, co ma robić, "ale pierwsze kroki były bardzo stresujące". - Sanepid nie wyrabia, to naturalna kolej rzeczy. Nie ma natomiast absolutnie wzmocnienia w ludziach. (…) Ten system już nie wydala, dlatego nasze apele, dyrektorów, bo chcemy opóźnić ile się da całkowite zamknięcie szkół, jak to miało miejsce na wiosnę – mówiła.
- Zdaję sobie sprawę, że na przedwakacyjnym lockdownie ucierpiały najbardziej dzieci najmłodsze, szczególnie pierwszoklasiści. Dopóki będzie się dało uczyć w szkołach te dzieci młodsze, to byłabym za tym – zadeklarowała.
Sopot wysyła dzieci do domu
Od środy 21 października wszystkie szkoły podstawowe w Sopocie pracują w trybie hybrydowym. To pierwsza tego typu decyzja dotycząca dużego miasta w Polsce. Zgodził się na to lokalny sanepid. Wcześniej 16 października o taką zgodę wystąpili dyrektorzy wszystkich podstawówek.
W ramach nauczania hybrydowego 1004 sopockich uczniów klas 4-8 będzie miało lekcje zdalne. Natomiast 402 uczniów klas I-III czekają normalne, stacjonarne zajęcia w szkołach.
- Dobrze, że sanepid pozytywnie odpowiedział na wnioski sopockich szkół, bo z dnia na dzień sytuacja robi się coraz trudniejsza i trzeba zrobić wszystko, by ograniczyć rozprzestrzenianie się zakażeń - komentuje Magdalena Czarzyńska-Jachim, wiceprezydentka Sopotu odpowiedzialna za edukację.
Jednak w środę popołudniu napisała na Facebooku: "Dziękuję Sanepidowi za zgodę na zdalne dla klas 4-8. A i tak mamy dzisiaj 6 zakażonych pracowników oświaty, 2/3 uczniów klas 1-3 na kwarantannie, trzykrotne przekroczenie wskaźników dla czerwonej strefy! Czemu jeszcze nie ma decyzji o systemie zasiłków i zamknięciu wszystkich poziomów szkół, przedszkoli i żłobków!!! Na co czeka rząd!!! Nie dyskutujmy, kto może chodzić na basen czy siłownie, tylko domagajmy się zamknięcia wszystkiego, co nie jest niezbędne i systemu rekompensat dla przedsiębiorców!! Inaczej będziemy na stadionach organizować nie szpitale, a kostnice!!!"
Minister będzie rozmawiał ze związkowcami
Według Związku Nauczycielstwa Polskiego pozostawienie szkół podstawowych otwartymi pomija bezpieczeństwo ponad czterech milionów uczniów i prawie 400 tysięcy nauczycieli przedszkoli i szkół podstawowych. Związkowcy chcą, by dyrektorzy sami mogli decydować, jak placówka ma działać.
Już od kwietnia ZNP bezskutecznie apeluje też, by wprowadzono bezpłatne i przede wszystkim łatwo dostępne testy na koronawirusa.Związkowcy proponowali też wprowadzenie szczepień na grypę.
Na środę Przemysław Czarnek, który w poniedziałek objął ministerialną tekę, zaprosił do siebie przedstawicieli wszystkich związków zawodowych działających w oświacie. Oprócz ZNP ma się z nim spotkać również “Solidarność” i Forum Związków Zawodowych.
Wcześniej napisał na Twitterze: "Rozpoczynam pracę jako minister edukacji i nauki. Dziękuję za liczne gratulacje i deklaracje współpracy, ale także za przekazywane uwagi i obawy. Absolutnym priorytetem od pierwszych godzin w ministerstwie jest organizacja pracy szkół i uczelni w dobie walki z koronawirusem".
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock