Jest dramatycznie mało lekarzy i jeszcze tę skąpą liczbę straszy się karami - powiedziała Magdalena Wiśniewska, prezeska Okręgowej Rady lekarskiej w Szczecinie, komentując piątkową zapowiedź prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobry. Wiceminister zdrowia Janusz Cieszyński, odnosząc się do sytuacji z Warszawy, gdy do jednej z pielęgniarek z nakazem stawienia się w pracy zapukała policja, powiedział, że zasady się zmienią. Przeprosił też kobietę.
Ustawa o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych wymienia listę osób, których do pracy powołać nie wolno. Wśród grup wyłączonych są osoby poniżej 18. i powyżej 60. roku życia, kobiety ciężarne i osoby wychowujące dziecko młodsze niż 14 lat. Z kolei osoby samotnie wychowujące dziecko wyłączone są z tego obowiązku aż do ukończenia pełnoletniości przez ich dziecko.
Jak jednak pisaliśmy na tvn24.pl, nie we wszystkich przypadkach tak było - wezwania od wojewodów dostały miedzy innymi matki na urlopach macierzyńskich i samotnie wychowujące dzieci. Gdy niektóre z nich nie stawiły się do pracy, zostały na nie nałożone kary od 5 do 10 tysięcy złotych.
Czytaj więcej: Historie pielęgniarek skierowanych do DPS
Wiceminister zdrowia: uczymy się nowej rzeczywistości, zdarzają się niedociągnięcia
Wiceminister zdrowia Janusz Cieszyński w piątek w programie "Koronawirus. Raport" w TVN24 podkreślał, że "organizacja pracy każdego urzędu powinna być nakierowana na komfort interesantów, obywateli, czyli w tym przypadku osób kierowanych do pracy".
- Wydaje się, że dość łatwo można wprowadzić pewne udogodnienia. Na przykład takie skierowanie do pracy poprzedzić telefonem - mówił.
Zaznaczył, że wojewodowie mają w czasie epidemii dużo dodatkowych zadań. - Przez ostatnie tygodnie uczymy się na nowo tej nowej rzeczywistości związanej z epidemią. Zawsze jest tak, że w trakcie nauki mogą pojawić się pewne niedociągnięcia - podkreślił.
W tym przypadku - dodał Cieszyński - "pani pielęgniarka poniosła tego konsekwencję". - Ze swojej strony chciałbym bardzo przeprosić, że tak to wyglądało. Jestem przekonany i to było widać w wypowiedzi wojewody (mazowieckiego, Konstantego - przyp. red.) Radziwiłła, że ta organizacja będzie zmieniona, uproszczona, poprawiona - zapewniał wiceminister.
Dodał, że "rozumie dyskomfort związany z tym, że do domu przychodzą funkcjonariusze policji", którzy dostarczają wezwania. - Ale to ma na celu to, aby upewnić się, że ta decyzja jest dostarczona, żeby nie było żadnych wątpliwości - tłumaczył.
"Jest dramatycznie mało lekarzy i jeszcze tę skąpą liczbę będziemy straszyć karami"
Minister sprawiedliwości, prokurator generalny Zbigniew Ziobro na piątkowej konferencji prasowej poinformował, że "podjął decyzję o tym, aby uruchomić śledztwa" w związku z sytuacją w niektórych domach pomocy społecznej. - Wyzwania weryfikują lekarza i wszystkich ludzi związanych z obszarem zdrowia i opieki właśnie wtedy, kiedy jest ryzyko związane z prowadzeniem działalności - ocenił Ziobro. Dodał, że "nie możemy godzić się na sytuację, w której osoby powołane do świadczenia opieki nagle znikają i tej opieki nie gwarantują".
Słowa Ziobry komentowała doktor nauk medycznych Magdalena Wiśniewska, prezeska Okręgowej Rady Lekarskiej w Szczecinie.
- Jest dramatycznie mało lekarzy, niedobór pielęgniarek, bardzo mało ratowników i diagnostów i jeszcze tę skąpą liczbę pracowników medycznych będziemy straszyć potencjalnymi karami - powiedziała.
Przypomniała, że "większość osób, które odmówiły pracy, odmówiły z powodów, które wyklucza sama ustawa, czyli były to matki samotnie wychowujące dzieci do lat 18, matki świeżo jeszcze po urodzeniu dziecka, karmiące dzieci piersią, matki na urlopach wychowawczych czy osoby z chorobami przewlekłymi".
- Pozostała grupa to były osoby, które miały bardzo, ale to bardzo uzasadnione wątpliwości, czy będą bezpieczne w nowych miejscach pracy, czy dostaną odpowiednią ilość środków zabezpieczenia osobistego, ponieważ w części miejsc, w które były kierowane były bardzo wiarygodne doniesienia, że takich środków ochrony osobistej tam po prostu nie ma - dodała.
"Nikt nie może wysyłać ludzi na pewną śmierć"
Profesor Krzysztof Simon, kierownik kliniki chorób zakaźnych Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego we Wrocławiu również odniósł się do ogłoszenia prokuratora generalnego.
- Jeśli mowa o akcie porzucenia, gdy ktoś się dowiedział, że jest takie czy inne zakażenie (...), to taka postawa jest niedopuszczalna i skandaliczna moralnie. Ktoś się minął z zawodem. Nie jedna, a dwie prokuratury powinny zająć się jednocześnie takimi sprawami - podkreślał.
- Drugim elementem tego wszystkiego jest to, czy ci ludzie, którzy się mieli opiekować pacjentami, mieli zabezpieczenie w postaci odpowiedniego stroju, maski i tak dalej. Nikt nie może wysyłać ludzi na pewną śmierć - powiedział profesor.
Jego zdaniem prokuratura powinna działać w tej kwestii "w dwie strony". - Z jednej przeciwko ludziom, którzy porzucili. Ale jeśli nie mieli warunków do sprawowania opieki, to absolutnie przeciwko właścicielom i szefostwu takiego DPS-u, który przecież zobligował się do jakiejś opieki, wziął za to pieniądze od kogoś - prywatne czy państwowe - i powinien tego pilnować - stwierdził Simon.
W sprawie wypowiedział się też Grzegorz Wrona, Naczelny Rzecznik Odpowiedzialności Zawodowej przy Naczelnej Izbie Lekarskiej.
- W tych ośrodkach, nie tylko zresztą w Polsce, w całej Europie, wystąpiły niepożądane sytuacje - powiedział. - Nie tylko Polska ma z tym problem. Naprawdę trudno jest, w moim przekonaniu, winić za to lekarzy. My wielokrotnie zwracaliśmy uwagę na to, że z epidemiologicznego punktu widzenia to są szczególnego rodzaju miejsca - dodał.
Źródło: TVN24