Jak się nie robiło testów, to nie było wyników - mówił w "Faktach po Faktach" profesor Krzysztof Simon, dolnośląski konsultant w dziedzinie chorób zakaźnych, komentując przyrosty zakażonych koronawirusem w Polsce w ostatnich dniach. - Ludzie poszli do pracy. Dzieci wróciły do szkół. Wszystko to spowodowało, że ta liczba przypadków dramatycznie wzrasta - tłumaczył.
Resort zdrowia potwierdził w sobotę 1584 nowe przypadki zakażenia SARS-CoV-2. To drugi najwyższy dobowy przyrost liczby zakażonych od początku epidemii w Polsce. Poinformowano także o śmierci 32 zainfekowanych osób. Ostatniej doby wykonano ponad 23 tysiące testów. Łącznie w naszym kraju zakażenie koronawirusem potwierdzono u ponad 85 tysięcy osób, spośród których 2424 zmarły.
"Jak się nie robiło testów, to nie było wyników"
O tym, jakie mogą być powody zwiększonej liczby potwierdzanych w ostatnich dniach przypadków zakażenia koronawirusem, mówił w "Faktach po Faktach" profesor Krzysztof Simon, dolnośląski konsultant w dziedzinie chorób zakaźnych.
- Wszyscy specjaliści chorób zakaźnych, którzy wiedzą, jak przebiega epidemia, wiedzieli, że tak będzie. Nikt z nas nie stawał i nie wypowiadał się publicznie, że jesteśmy najlepsi w Europie i zwyciężyliśmy epidemię. Jak się nie robiło testów, to nie było wyników - podkreślił gość TVN24.
Zwrócił uwagę, że "teraz liczba tych przypadków wzrasta, ale też więcej testujemy", chociaż zaznaczył, że wciąż mniej niż w innych krajach europejskich.
- Ludzie wrócili z wakacji, zagęścili się w rodzinach, gdzie nikt nie przestrzegał dystansu, nie nosił maseczek, nie wiedział, czy jest zakażony. Poszli do pracy. Dzieci wróciły do szkół. Wszystko to spowodowało, że ta liczba przypadków dramatycznie wzrasta - tłumaczył profesor.
"Może sprzęt jest, ale ktoś to musi obsługiwać"
Prof. Simon komentował także wypowiedzi przedstawicieli rządu, którzy zapewniają, że mamy w Polsce wystarczającą liczbę respiratorów.
- Może sprzęt jest, choć jak wiemy, nie zawsze był kupowany adekwatnie, a niektóry się do niczego nie nadaje, ale ktoś to musi obsługiwać. Gdzie są pielęgniarki i lekarze, którzy mają to wszystko podłączać? - zastanawiał się lekarz.
Jak stwierdził, "może wytrzymamy do pięciu tysięcy (przypadków - red.), ale gdzieś jest granica służby zdrowia". Według profesora jej wydajność jest w praktyce mniejsza niż sugerują suche liczby.
- W ministerstwie siedzi ktoś i wykreśla: ma 650 zakaźników, to wszyscy pracują. Nie prawda, bo przynajmniej 250 z nich nie może pracować z powodu zdrowia, wieku, ciąży, zwolnienia, pięciu innych rzeczy. Dalej ma trzy tysiące łóżek zakaźnych. Na kraj bez epidemii prawdopodobnie to starczy, ale jeśli policzy, że przynajmniej dwie trzecie z tych trzech tysięcy mieści się w starych budynkach, czteroosobowych salach, bez filtrów, bez śluzy, to nie można umieścić trzech tysięcy ludzi na tych oddziałach - podreślił gość "Faktów po Faktach".
Jak zaznaczył, część ludzi przychodzi do szpitali bez rozpoznania zakażenia, ale z objawami. - Ja nie wiem, jakie on ma zapalenie płuc. Kładę go samotnie na tej czteroosobowej sali, czyli z czterech łóżek mam jedno. Do tego ogromny procent naszych pacjentów trafia z innych szpitali, ma inne choroby, w tym choroby zakaźne. Ja nie mogę go położyć obok pacjenta z COVID-em i z cukrzycą, bo on przeżyje COVID, przeżyje cukrzycę, ale nie przeżyje tej bakterii - wyjaśniał prof. Simon.
"Jak ktoś jest koronasceptykiem, to niech zobaczy, jak u mnie umierają ludzie"
Komentując głosy negujące zagrożenie, jakie stanowi pandemia COVID-19, ekspert stwierdził, że "koronasceptycy to jest działalność antypaństwowa i antydemokratyczna". - Jak ja sobie szkodzę to jest moja prywatna sprawa i to jest demokracja. Ale jak już szkodzę innemu, bo jestem bezobjawowy i nie noszę maski, to ma charakter naruszenia tych zasad demokracji - przekonywał.
Podkreślił, że maski chronią dwie osoby i zmniejszają ryzyko zakażenia. - Wiadomo, że o części przebiegu choroby w znacznym procencie decyduje ładunek wirusa. Jeżeli ja mam maskę i kaszlę i tylko połowa tego przechodzi na osobę, którą zakażam, to ta osoba będzie o połowę lżej chorowała. To nie jest taka zupełna prawda, ale mniej więcej - tłumaczył prof. Simon.
Na koniec dodał: - Jak ktoś jest koronasceptykiem, to niech zobaczy, jak u mnie umierają ludzie z ciężkim zapaleniem płuc, a mogliby jeszcze trochę żyć.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24