Pacjent na izolacji domowej, w izolatorium, czy izolowany u nas, przed wyjściem musiał mieć zrobione dwa testy. Jak na każdy czekało się cztery dni, to bezsensownie leżał, blokował łóżko - opowiadał w "Tak jest" profesor Krzysztof Simon, konsultant wojewódzki do spraw chorób zakaźnych. Ordynator 1. oddziału chorób zakaźnych Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego im. J. Gromkowskiego we Wrocławiu mówił o dostępności testów na koronawirusa i środków ochrony osobistej dla medyków.
Profesor Krzysztof Simon, konsultant wojewódzki do spraw chorób zakaźnych i ordynator 1. oddziału chorób zakaźnych Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego im. J. Gromkowskiego we Wrocławiu, mówił w "Tak jest" w TVN24 o dostępie szpitali do testów na koronawirusa.
Prof. Simon powiedział, że "jeśli chodzi o testy molekularne, być może w różnych województwa to wygląda różnie". - Ale jeśli chodzi o nasze województwo i czym my się posługujemy w szpitalu epidemicznym, to nie jest tak różowo, ponieważ mamy cały czas opóźnienie wykonywania testów - przyznał. Dodał przy tym, że "dzisiaj się trochę poprawiło, bo laboratorium znowu dostało szpitalne testy".
Przyznał, że do tej pory oczekiwanie na wynik testu molekularnego trwało od jednego do trzech lub czterech dni. - Pacjent niezakażony tym wirusem, z inną chorobą, leżał niepotrzebnie. Z drugiej strony pacjent na izolacji domowej, czy w izolatorium, czy izolowany u nas, przed wyjściem musiał mieć zrobione dwa testy. Jak na każdy czekało się cztery dni, to bezsensownie leżał, blokował łóżko - kontynuował ordynator 1. oddziału chorób zakaźnych Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego im. J. Gromkowskiego we Wrocławiu.
- Dzisiaj uruchomiono (...) laboratorium szpitalne, co nam przyspiesza oczekiwanie na wynik testu do jednego, dwóch dni - mówił.
"Błędy wśród personelu się zdarzają"
Profesor Simon przyznał również, że w jego szpitalu "nie można było szybko przeprowadzić" testów wśród personelu medycznego, który miał kontakt z osobą zainfekowaną.
- W tej chwili rzeczywiście to się poprawia, ponieważ uruchomiliśmy nasze laboratorium szpitalne. Ono zostało tydzień temu uruchomione, ale nie było testów - zastrzegł.
"Z początkiem marca było słabo, a potem zrobiło się katastrofalnie"
Gość "Tak jest" mówił także o dostępie do środków ochrony osobistej dla personelu medycznego. - Z początkiem marca było słabo, a potem zrobiło się katastrofalnie, bo zużyty został nasz szpitalny sprzęt, który mieliśmy przygotowany - wyjaśniał.
- Tylko ogromna aktywność wojewody w województwie dolnośląskim – bo o tym mogę mówić – ogromna aktywność dyrekcji szpitala, też trochę marszałka i osób prywatnych, które dostarczały nam maski, sprzęt, zakupywały gdzieś te fartuchy (...), plus przyłbica robiona na drukarkach 3D, pozwoliły opanować sytuację, bo byśmy musieli przerwać pracę - przekonywał prof. Simon.
Dodał, że "teraz oczywiście sytuacja się istotnie popoprawia". - Już nie żebrzemy, nie prosimy. Dowożą nam te przyłbice w różnych kombinacjach - mówił. Zastrzegł jednak, że "problem jest z lepszymi jakościowo maskami", ale medycy starają się je "oszczędzać".
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24