Nie rozważamy lockdownu - powiedział w sobotę premier Mateusz Morawiecki, mówiąc o pogarszającej się sytuacji epidemicznej w kraju. Rząd "nie chce postępować wbrew bardzo dużej części opinii publicznej", a w związku z tym obostrzenia dla osób niezaszczepionych przeciw COVID-19 nie są brane pod uwagę - mówił z kolei w piątek.
W czwartek, piątek i sobotę Ministerstwo Zdrowia informowało o ponad 15 000 zakażeń każdej doby i o śmierci ponad 100 osób. Choć sytuacja epidemiczna w kraju znacznie się pogorszyła, a czwarta fala zakażeń koronawirusem wciąż się rozpędza, to rząd nie będzie zamykał gospodarki. - Owszem, rozważamy różnego rodzaju mechanizmy, które mogą zmniejszyć natężenie transmisji wirusa, ale nie rozważamy lockdownu - przekazał w sobotę premier Morawiecki.
Ocenił, że protesty społeczne w krajach zachodnich, gdzie wprowadzano obostrzenia w ostatnich miesiącach, "mocno wpłynęły na wzrost zachorowań" i wskazał m.in. na przykład Niemiec.
- W związku z tym, staramy się wypośrodkować, staramy się znaleźć (...) najlepsze możliwe rozwiązania - mówił premier. Wyjaśnił, że chodzi o gotowość bazy łóżkowej i szczepiennej. - I doprowadzić do tego, żeby poprzez tę gotowość, dostępność łóżek była na wystarczającym poziomie, poprzez gotowość bazy szczepień, żeby każdy, kto chce się lepiej zabezpieczyć, lepiej - nie w stu procentach, ale lepiej, z całą pewnością lepiej zabezpieczyć przed skutkami COVID-19 - aby mógł to uczynić - podkreślił szef rządu.
W piątek Mateusz Morawiecki też był pytany o sytuację epidemiczną i o możliwość zastosowania obostrzeń wobec osób, które się nie szczepią. Tego dnia również wskazał na sytuację na zachodzie Europy. - Widzimy, jak mało skuteczne na zachodzie Europy są różne restrykcje, różne kary i obostrzenia, które tam są wdrażane. Widzimy gigantyczne demonstracje na Zachodzie, które są rozpędzane w bardzo brutalny sposób - powiedział. Zaznaczył, że rząd chce tego uniknąć", "próbuje znaleźć złoty środek", a równocześnie "nie chce postępować wbrew bardzo dużej części opinii publicznej".
- Strona rządowa bierze mocno pod uwagę to, co jest dzisiaj pomijane przez niektórych komentatorów, czyli ewentualność protestów społecznych, podczas których również może dochodzić do zakażeń, a w konsekwencji zgonów - dodał. Szef polskiego rządu wspomniał, że czytał opracowania, z których wynikało, że "w Niemczech i we Francji protesty doprowadziły do tysięcy zgonów".
Źródło: TVN24