Minister zdrowia Adam Niedzielski zapowiedział w środę, że w związku z rozwojem czwartej fali pandemii COVID-19 w większym stopniu egzekwowany będzie wymóg noszenia maseczek w zamkniętych przestrzeniach publicznych. Zdaniem doktora Pawła Grzesiowskiego, który był gościem środowych "Faktów po Faktach", jest "za późno" na takie działania. - My już jesteśmy zanurzeni w tej fali pandemicznej. Jeszcze chwila i woda przykryje nas całkowicie – mówił.
Ministerstwo Zdrowia potwierdziło w środę ponad 5,5 tysiąca nowych zakażeń koronawirusem i śmierć 75 osób chorujących na COVID-19. To najwyższy dzienny raport od 7 maja. Przed tygodniem Ministerstwo Zdrowia informowało o 2640 potwierdzonych infekcjach. Dzisiejsza liczba zakażeń jest wyższa o 2919. To wzrost o 110 procent. Minister zdrowia Adam Niedzielski na konferencji prasowej przed Wojewódzkim Szpitalem Specjalistycznym w Legnicy podkreślił, że przez ostatnie dwa dni "mamy do czynienia ze swoistą eksplozją pandemii".
Minister zdrowia przypomniał, że wciąż obowiązują obostrzenia związane z pandemią i zapewniał, że po "okresie wakacyjnego rozluźnienia" będą egzekwowane regulacje dotyczące m.in. noszenia maseczek. - Na pewno w tych regionach, gdzie mamy najwięcej zakażeń, będzie więcej obecności służb, które egzekwują ten obowiązek – zapewnił szef resortu zdrowia.
Doktor Grzesiowski o czwartej fali: jesteśmy po brodę w bagnie
Pytany o zapowiedź ministra zdrowia dotyczącą karania za brak maseczek, doktor Paweł Grzesiowski, immunolog i ekspert Naczelnej Rady Lekarskiej ds. COVID-19, odpowiedział: "myślę, że wszyscy już wiemy, że jest za późno". - My już jesteśmy po brodę w bagnie czy też zanurzeni w tej fali pandemicznej. Jeszcze chwila i woda przykryje nas całkowicie. To jest sytuacja, o której mówiliśmy nie od dziś. Wystarczy prześledzić różnego rodzaju informacje eksperckie - mówił gość "Faktów po Faktach".
- Skala wzrostów, to, że przybyło 1,5 tysiąca (przypadków - red.) w ciągu jednej doby, nikogo nie zaskakuje, bo wiemy, że liczba testów, którą wykonujemy, jest niedoszacowana. Dzisiejsze dane mówią o tym, że mamy 11 procent dodatnich testów. Już przy 4 procentach ogłaszany jest alert najwyższego stopnia - zaznaczył.
- My jesteśmy spóźnieni ze wszystkim. Ci, którzy zostali zakażeni, nie dadzą się odkazić, a osoby, które nie są przetestowane, a są zakażone, chodzą swobodnie po kraju i rozprzestrzeniają wirusa – zwrócił uwagę.
"Chodzi o to, aby ograniczyć kontakty osób niezaszczepionych"
Gość TVN24 pytany był również o to, jakie decyzje należy podjąć, by zapobiec rozwojowi pandemii. - Mamy świadomość po poprzednich falach, co działa. Trzeba natychmiast zmniejszyć mobilność i ilość interakcji w obszarach, gdzie sytuacja jest najtrudniejsza – mówił.
Dopytywany o to, czy oznacza to kolejny lockdown, Paweł Grzesiowski zaznaczył, że "słowo 'lockdown' nie jest tu właściwe". - Nie musimy zamykać wszystkiego. Chodzi o to, aby ograniczyć kontakty osób niezaszczepionych. Osoby, które są zaszczepione, które nie mają objawów, które noszą maseczki, mogą poruszać się swobodnie. Nie rozumiałbym dzisiaj lockdownu jako zamknięcia wszystkiego, od zakładów fryzjerskich po hotele, ale przede wszystkim ograniczenie mobilności i interakcji osób, które są niezaszczepione – powiedział.
- W pierwszej kolejności należy wprowadzić obowiązek szczepień dla tych osób, które pełnią funkcje publiczne w rozumieniu kontaktu z wieloma osobami - zaznaczył ekspert, wymieniając takie zawody jak nauczyciele czy medycy. - Te osoby pracując, wykonując różnego rodzaju usługi, jeżeli są niezaszczepione, mogą zarażać wiele osób - tłumaczył.
Jak dodał, należy wprowadzić wymóg posiadania "zielonego certyfikatu" we wszystkich miejscach publicznych. - Musimy mieć albo certyfikat osoby zaszczepionej, albo ozdrowieńca, albo mieć aktualny test, ażeby pójść do teatru, kina, na mecz czy na koncert - wyjaśnił.
- Po trzecie, powinniśmy niezwłocznie wprowadzić zasadę szerokiego testowania, która w tej chwili właściwe jest kompletnie zaniedbana. Liczba testów, którą teraz wykonujemy, jest dużo niższa niż rok temu. Mamy niedoszacowanie liczby chorych przynajmniej pięciokrotne. Nie ma 5 tysięcy zachorowań dzisiaj, tylko 25 tysięcy – wskazał.
Według Grzesiowskiego należy obecnie wprowadzić hybrydowy tryb nauczania w szkołach. - Upieranie się przy tym, aby dzieci były w szkołach przy tej liczbie zakażeń, jest puszczeniem wirusa na żywioł - tłumaczył. Zaznaczył, że nie chodzi o ponowne zamknięcie szkolnictwa na kilka miesięcy, ale o "celowane, regionalne, krótkotrwałe zamknięcia, które by przerwały transmisję wirusa".
Grzesiowski: za bierność życiem zapłaci od 20 do 30 tysięcy ludzi
Pytany o dwa województwa - lubelskie i podlaskie - w których odnotowuje się najwięcej zakażeń koronawirusem, wskazał, że "nie jest to zaskoczenie". - Mówiliśmy od dawna, że w województwach, gdzie jest najmniej zaszczepionych osób, sytuacja będzie na początku dramatyczna. Później fala przesunie się na zachód i na południe, ale w tej chwili wschodnie województwa - tutaj bym dołożył podkarpackie i świętokrzyskie - te cztery województwa powinny być niezwłocznie poddane regionalizacji, jeśli chodzi o ograniczenie mobilności i interakcji - zaznaczył.
- Mamy to narzędzie, znamy metody postępowania, wiemy, co jest skuteczne i nic się nie dzieje. Za tę bierność życiem zapłaci od 20 do 30 tysięcy ludzi. Proszę to wziąć pod uwagę, że zginie w ciągu tej fali kolejne 20-30 tysięcy starszych ludzi, którzy nie są winni temu, że rząd nie dba o ich życie i zdrowie - dodał Grzesiowski.
Źródło: TVN24, PAP