Na Słowacji i w Czechach wprowadzono stan wyjątkowy. Nie tylko tam nakazano noszenie maseczek. Problem w tym, że zakrywanie ust i nosa przez wielu jest kwestionowane. Nie wszyscy wierzą w skuteczność takiej metody, choć naukowcy z Kalifornii w swoich najnowszych badaniach twierdzą, że noszenie maseczki to najlepszy tymczasowy zastępca szczepionki. Materiał magazynu "Polska i Świat".
Od sześciu miesięcy maseczki są symbolem pandemii i środkiem bezpieczeństwa, do którego wielu wciąż nie chce się przyzwyczaić - maseczki materiałowe, chirurgiczne i specjalistyczne to bariera dla wirusa. Według specjalistki chorób zakaźnych i profesor Uniwersytetu Kalifornijskiego mogą też być prymitywną wersją szczepionki na koronawirusa.
- Powszechne noszenie maseczek zmniejsza liczbę nowych infekcji. Stawiamy hipotezę, że ograniczenie ładunku wirusowego, który trafia do zakażanego, zwiększa możliwość, że nie wystąpią u niego objawy – mówi specjalistka chorób zakaźnych Monica Gandhi.
Hipotezę "prymitywnej szczepionki" profesor Monica Gandhi opublikowała w "The New England Journal of Medicine". Z ogólnie dostępnych badań wynika, że koronawirus rozprzestrzenia się najczęściej drogą kropelkową - kiedy zakażający mówi, kaszle lub kicha. Kropelki mogą być duże i zauważalne lub małe. Te większe, które trafiłyby do górnych dróg oddechowych zakażanego, zatrzymywane są przez maseczki chirurgiczne i materiałowe. Mimo to, małe ilości mniejszych kropli mogą przeniknąć do płuc. Zgodnie z hipotezą amerykańskiej profesor, tak mała ilość cząsteczek wirusa powoduje zakażenie bezobjawowe, ale i produkcję przeciwciał, które chronią przed groźniejszą postacią COVID-19.
- W chorobach zakaźnych jest to znany aksjomat, że od dawki zakażającej, co udowodniono w przypadku grypy i odry, zależy przebieg zakażenia – zwraca uwagę kierownik Kliniki Pediatrii WUM dr hab., Ernest Kuchar. - Jeżeli zakazimy się małą dawką koronawrusa najprawdopodobniej przejdziemy go lżej, jeżeli zakażenie będzie masywne, przejdziemy je ciężej. Maseczki zmniejszają dawkę zakaźną. Jeżeli nawet nie ochronią nas całkowicie, to sprawiają, że przechorujemy zakażenie nowym koronawirusem znacznie łagodniej – dodaje.
Polacy negują skuteczność noszenia maseczek
Obowiązek noszenia maseczek w sklepach, centrach handlowych, urzędach, kinach i lokalach gastronomicznych obowiązuje od kilku miesięcy. Teraz dołączył obowiązek noszenia ich na powietrzu - w miejscach publicznych stref żółtych i czerwonych (powiatów). Skuteczność tej ochrony wielokrotnie udowadniana była przez lekarzy.
Mimo to, według najnowszych badań CBOS, aż 17 procent osób neguje skuteczność maseczek i uważa, że nikogo nie chronią przed zakażeniem. 22 procent populacji uważa, że maseczka chroni inne osoby, a nie tego, kto ją nosi. Ponadto 54 procent osób uważa, że maseczki szkodzą zdrowiu.
- Często niestety mi się zdarza upominać osoby obsługujące. Jeżeli byłem w sklepie czy na stacji paliw, prosiłem, aby ta maseczka była nałożona szczególnie wtedy, kiedy nie ma bariery z plastiku – mówi lekarz medycyny podróży Łukasz Durajski. Według lekarzy trzywarstwowa maseczka materiałowa chroni w sposób zbliżony do chirurgicznej. Przypominają jednak o nieskuteczności nasuniętych na nos szalików i bluzek.
Źródło: TVN24