Najbardziej elokwentny wśród kiboli i najbardziej kibolski wśród elokwentnych, ale budzi umiarkowany entuzjazm wśród partyjnych wyjadaczy. Dlaczego Jarosław Kaczyński postawił na prezesa IPN mimo niechęci struktur PiS z Pomorza? Co łączy go z zatrzymanym w ostatni czwartek gangsterem "Olem"? Dlaczego skazywany za poważne przestępstwa freak fighter "Wielki Bu" może odwiedzać go "na kawkę" i co jeszcze z przeszłości kandydata budzi największy niepokój?
Choć mało kto w to wierzy, przedstawia się go jako kandydata niezależnego. Za imprezę w krakowskiej hali "Sokoła", gdzie ogłoszono jego start w wyborach, zapłaciło Prawo i Sprawiedliwość. Na prawej stronie sceny politycznej zaznaczają, że Karol Nawrocki "nigdy nie był w partii", chociaż po szczeblach kariery piął się dzięki politycznemu wstawiennictwu.
Politycy PiS kreują wizerunek Nawrockiego jako "twardego gościa", dla którego najważniejsza jest rodzina, sport i ojczyzna. Tyle że za kandydatem ciągnie się też opinia kibola Lechii Gdańsk i znajomego przestępców oskarżonych o sutenerstwo i porwania.
Na Nawrockim kładzie się cieniem między innymi podejrzenie znajomości z Olgierdem L., ps. Olo. To karany wcześniej 47-letni gangster, który w czwartek został zatrzymany przez ABW, a w piątek aresztowany przez sąd pod poważnymi zarzutami.
"Olo" to jednak niejedyna osoba z półświatka, która jest wymieniana w kontekście znajomości Karola Nawrockiego. I w tym właśnie kontekście alarm podniesiono w samym Prawie i Sprawiedliwości jeszcze przed oficjalnym ogłoszeniem kandydatury.
Skąd się wzięła błyskotliwa kariera obecnego prezesa IPN? Jak zdobywał zaufanie władz przy Nowogrodzkiej? Jak ewoluowały jego poglądy? Jak wspominają go ludzie, którzy znają go od lat?
Oto Karol Nawrocki, człowiek, który ma być kolejnym Andrzejem Dudą.
Szkoła, kumple, jajka
- Cicho, czysto, do centrum blisko. To najlepsze miejsce do życia w Gdańsku - przekonuje mieszkanka jednego z bloków przy ulicy Zakopiańskiej w Gdańsku. Budynek, jak kilka sąsiednich, ma kształt litery L i okala pagórkowaty ogródek, z nieużywaną od lat piaskownicą zarośniętą trawą.
- Tutaj grał w piłkę. Jak go tu nie było, to był na boisku przed szkołą. Dorastał w czasach, kiedy młodzież czas spędzała na zewnątrz - podkreśla moja rozmówczyni. Mieszka w budynku, w którym wychował się Karol Nawrocki.
Kandydat przyszedł na świat w 1983 roku, w marcu skończy 42 lata.
- Został historykiem, bo nie miał wyjścia. Ojciec go zaraził pasją. Od małego mu opowiadał, jak to było kiedyś. Mówił o wojnach, o Polsce, o Napoleonie. No i mały Karol zaczął tym żyć - mówi mi Waldemar Nawrocki, wujek Karola i jednocześnie jego pierwszy trener boksu. - Rękawice założył dość późno, jak miał 17, może 18 lat. Wcześniej to głównie grał w piłkę, jak wszyscy w okolicy. Wszyscy też kibicują Lechii - mówi Waldemar Nawrocki.
Nieżyjący już ojciec Karola Nawrockiego był tokarzem, mama - introligatorką. Na Siedlcach mówią, że żyli skromnie, ale byli "uczciwi i porządni".
- Chodziliśmy razem do jednej klasy. Kiedyś Siedlce to było zupełnie inne miejsce. Od rana do wieczora bawiliśmy się w grupach, każdy znał każdego. Chociaż prawda też jest taka, że było mniej bezpiecznie, niż jest teraz - opowiada Beata, która wciąż mieszka na Siedlcach i tu pracuje. - Po podstawówce mi zniknął z radaru, widzieliśmy się incydentalnie. Pamiętam, że kiedyś był fajnym, wesołym chłopakiem. Chociaż też niezłe ziółko.
- Ziółko?
- No, jak każdy chłopak od nas, z Siedlec. Charakterny. Z grupą dzieciaków urządzaliśmy bitwy na jajka z uczniami drugiej podstawówki. My z pięćdziesiątej ósmej, oni z czternastej - odpowiada.
Gdy pytam, czy zagłosuje na znajomego sprzed lat, uśmiecha się wymijająco.
Pani Teresa, woźna z podstawówki Nawrockiego, pamięta go jeszcze jako ucznia. - Dobrze by było, jakby Karol wygrał. Mogłabym znajomym mówić, że mam komórkę do prezydenta - przyznaje. Do teraz widuje go dość regularnie, przy okazji wywiadówek i uroczystości. Do ósmej klasy chodzi najmłodszy syn kandydata.
- Karol był zawsze przygotowany, kumplom dawał odpisywać lekcje na przerwie. Ale też nie miał w sobie nic z kujona i pieszczoszka nauczycieli. Miał swoją paczkę, był lubiany. Trzymał się też z łobuzami, chociaż sam nie łobuzował. Nakryłam go kiedyś, jak stał z grupą chłopaków. Podchodzę, a oni piją piwo. Może byli w piątej, może w szóstej klasie. Karol też tam był, ale nie pił. Taki jest - ocenia. - Trzyma się z kumplami, ale stara się, żeby ci nie pociągnęli go w dół.
Potwierdza, gdy pytam, czy słyszała o ostatnich doniesieniach na temat znajomości Karola Nawrockiego.
- Gdyby to okazało się prawdą, to byłoby bardzo smutne. Mi po prostu to nie pasuje do Karola, ale wie pan, człowiek zna drugiego człowieka na tyle, na ile pozwalają na to okoliczności. Chcę wierzyć, że to wszystko jest bujdą - dodaje.
Siedlce to licząca 12 tysięcy mieszkańców dzielnica tuż obok ścisłego centrum Gdańska. Nie wszyscy jej mieszkańcy, jak pani Teresa ze szkoły, kibicują Nawrockiemu. Przekonał się o tym Marek Osiecimski, reporter "Czarno na białym". 3 grudnia uczestniczył w corocznym spotkaniu mieszkańców dzielnicy.
- Nie, nie i nie. My go bardzo dobrze znamy i nie chcemy go - mówiła Wiesława Kurcewicz.
- Co państwo wiecie? - dopytywał nasz dziennikarz.
- Złe rzeczy, złe. My tu mieszkamy, mamy dzieci. My wszystko wiemy. Złe rzeczy, złe - zaznaczyła.
- Czyli te informacje, które obecnie krążą, są podawane, są prawdziwe?
- Tak. My wiemy dużo rzeczy - odparła kobieta. Ale szczegółów nie wskazała.
Inna mieszkanka obecna na spotkaniu, Bożena Gidla, mówi, że "Nawrockiego zna jako kulturalnego człowieka i cudownego historyka".
- Jako prezydenta go jednak nie widzę i tyle mogę powiedzieć - zaznaczyła.
Liceum, "Rocky" i Lechia
Osią dzielnicy Siedlce jest ulica Kartuska. Kilkaset metrów od bloku, w którym wychował się Karol Nawrocki, są długie na 270 metrów schody, najdłuższe w mieście.
- Poszliśmy z Karolem do różnych liceów. W tym czasie mocno urósł, zaczął ćwiczyć. Czasami biegał po tych naszych schodach w bluzie z kapturem, jak Rocky - mówi Beata, koleżanka sprzed lat.
- Można się go było wystraszyć. Sprawiał wrażenie zakapiora, ale w rozmowie pokazywał inną twarz. Chyba lubił być najbardziej elokwentnym z kiboli i najbardziej kibolskim gościem wśród elokwentnych - dodaje Tomasz, który mieszka z drugiej strony Kartuskiej, a z Nawrockim grywał w piłkę.
- Karol był rozgrywającym, kimś takim, jak teraz jest Piotrek Zieliński w naszej kadrze. Dyrygował grą. Zawsze lubił się rządzić - wspomina.
Kandydat PiS na prezydenta był przez kilka lat podopiecznym Michała Globisza, jednego z najbardziej znanych polskich trenerów piłkarskich. Nawrocki łapał się do składu w A i B klasie (siódma i ósma klasa rozgrywkowa w Polsce) w dwóch gdańskich klubach: KKS Gedania (jeden z najstarszych klubów w kraju) i EX Siedlce.
- Dynamiczny, utalentowany. Miał dobry, agresywny styl - mówi Waldemar Nawrocki, wieloletni trener klubu bokserskiego Stoczniowiec Gdańsk i jednocześnie wujek kandydata.
- Mówił pan, że dość późno zainteresował się boksem. Dlaczego?
- Jest kibicem Lechii, zresztą jak każdy w okolicy. Nie ma co się czarować, chłopaki chcą mieć poczucie, że coś umieją. Niekoniecznie po to, żeby iść się nawalać z innymi. Chodzi o budowanie pewności siebie - wyjaśnia.
Zaznacza, że Nawrocki - jakby chciał - sporo by osiągnął, nawet w zawodowstwie. Ostatecznie skończyło się na jednym trofeum: za zajęcie pierwszego miejsca w Strefowym Turnieju Pięściarskim o Puchar Polski juniorów, do 91 kilogramów. Karol Nawrocki miał wtedy 18 lat.
- W boksie potrzebna jest inteligencja, ale jak jest jej za dużo, to też niedobrze. Karol miał świadomość, że w głowie ma na tyle dobrze poukładane, że dzięki niej dojdzie dalej niż dzięki pięściom. I miał rację - podkreśla.
Bramka, hotel i raport
Po maturze Nawrocki dostał się na historię na Uniwersytecie Gdańskim. Studiował dziennie. Wieczorami i w weekendy dorabiał.
- Nie miał takiego komfortu jak dzieciaki z bogatszych domów - mówi Stanisław Zień, w latach 90. dowódca gdańskich antyterrorystów. Z Nawrockim zna się od wielu lat. Poznał ich były reprezentant Polski w hokeju na lodzie Sylwester Bagiński. To właśnie Bagiński - jak mówi były szef antyterrorystów - pomagał chłopakom z Siedlec złapać robotę w ochronie.
- Z Sylwkiem przyjaźnię się od lat 70. Sylwek to legenda hokeja i jednocześnie niespełniony komandos. Nie był w naszych antyterrorystycznych szeregach. Uczyłem go wszystkich rzeczy, które myśmy robili jako antyterroryści - mówi Stanisław Zień. Na przełomie wieków odszedł z policji i założył prywatną firmę ochroniarską. Razem z przyjacielem Bagińskim ochraniali potem gwiazdy odwiedzające Trójmiasto - Davida Gilmoura czy Roda Stewarta.
Gdzie w tym wszystkim kandydat popierany dziś przez PiS?
- Sylwek jest z Siedlec, ma syna, Adama, też hokejowego reprezentanta Polski [zagrał w kadrze ponad 150 razy - red.]. Adam jest tylko trochę starszy od Karola, chłopaki się przyjaźnili. No i tak to się zaczęło - mówi Zień.
Jeszcze na studiach Nawrocki stanął na bramce w sopockim Grand Hotelu. Mniej więcej w tym czasie miał poznać wiele osób, których znajomość będzie mu dziś wypominana.
Na kilka tygodni przed ogłoszeniem przez PiS kandydatury Nawrockiego w "Rzeczpospolitej" i "Gazecie Wyborczej" ukazały się artykuły wskazujące, że Nawrocki może utrzymywać relacje z neonazistami i przestępcami skazywanymi za poważne przestępstwa, w tym sutenerstwo i porwania.
Tydzień temu dziennikarze Onetu dotarli do dokumentu, który - jak wynika z treści - został przygotowany jeszcze przed ogłoszeniem kandydata w wyścigu prezydenckim w krakowskiej hali "Sokoła". Według Onetu, opracowanie zostało wcześniej przedstawione prezesowi PiS Jarosławowi Kaczyńskiemu.
Anonimowy autor lub autorzy opracowania wskazują w nim, że "dobrzy znajomi i współpracownicy Nawrockiego przyjaźnią się z psychopatycznymi hitlerowcami i członkami gangów", a sam kandydat "nie przeciwstawiał się obecności na organizowanych przez siebie imprezach patriotycznych bandziorów z gangów motocyklowych i jawnych, wytatuowanych w swastyki neonazistów". Dlatego też kandydat popierany przez PiS może być - jak czytamy - "łatwym celem ataków".
Konkrety?
W dokumencie można przeczytać m.in., że Nawrocki zna się z zatrzymanym kilka dni temu przez ABW Olgierdem L., ps. Olo.
"Olo" został zatrzymany na polecenie prokuratorów, którzy prowadzą śledztwo w sprawie aktów dywersji i sabotażu dokonywanych w Polsce z rosyjskiej inspiracji. Ale grupa rozpracowana przez służby, dokonywała też pospolitych przestępstw. I właśnie w tym wątku, "czysto kryminalnym", postawiono zarzuty Olgierdowi L. Jak poinformowała prokuratura, to udział w zorganizowanej grupie przestępczej, podżeganie do podpalenia restauracji, handel bronią, podżeganie do spowodowania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu u innej osoby oraz podżeganie do pobicia innej osoby.
Wcześniej historię "Ola" śledzili reporterzy "Superwizjera" Bertold Kittel i Anna Sobolewska. W reportażu "Naziol, kibol, bandyta" przypominali, że L. był skazywany m.in. za sutenerstwo i brutalne pobicia i był jednym z przywódców klubu motocyklowego o nazwie Bad Company, do którego należeli między innymi recydywiści i neonaziści. Reporterzy "Superwizjera" wskazywali, że organizacja zajmowała się sutenerstwem, handlem narkotykami i wymuszaniem haraczy.
W reportażu z 2019 roku pojawił się też wątek Karola Nawrockiego. Ówczesny szef Muzeum II Wojny Światowej organizował imprezy patriotyczne ze środowiskiem kibiców Lechii Gdańsk, m.in. z Milanem I. Podczas jednej z takich imprez Milan I. - jak pokazano w reportażu - siedział obok "Ola".
Dyrektor Nawrocki został wtedy zapytany przez dziennikarzy o Olgierda L.
- Kogo? Proszę mi przypomnieć, kto to jest - mówił niepewnie.
- Nic panu nie mówi to nazwisko? - dopytywał Bertold Kittel.
- Tak, jak pan rzucił, to nie - zapewniał Nawrocki.
Znajomym kandydata ma być też znany pseudokibic Lechii, neonazista i miłośnik Adolfa Hitlera - Grzegorz H., ps. Śledziu.
Narracja o znajomości z "Olem" i "Śledziem" oparta jest o materiały dostępne w sieci. Nawrocki ma "Śledzia" wśród znajomych na Facebooku i udostępniał wpis "Lwów Północy" z prośbą o pomoc dla zatrzymanego przez duńską policję kibola. Z kolei "Olo" po imieniu gratulował Nawrockiemu "zaorania dziennikarki Gazety Wyborczej", na co kandydat PiS na prezydenta zareagował polubieniem.
W sobotę Nawrocki był pytany przez dziennikarzy o Olgierda L. - Człowiek ten brał udział w uroczystościach patriotycznych, które organizowałem. Mam z nim relacje publiczne, takie, jakie mam z wieloma tysiącami Polek i Polaków (...). Część rozpoznaję z twarzy, część już znam, część dopiero poznam. To były zawsze publiczne relacje - podkreślił.
Nieco inaczej ma się kwestia z Patrykiem Masiakiem znanym jako "Wielki Bu". To zawodnik, który ostatnio występował we "freak fightach" - czyli walkach w klatkach. Mężczyzna - jak przypominała we wrześniu br. "Rzeczpospolita" - był skazany za porwanie (w tamtych czasach był znany jako "Buła"), a prokuratura wiąże go z gangiem sutenerów. Znajomość "Bu" z Karolem Nawrockim nie pozostawia żadnych wątpliwości, bo Patryk Masiak wrzucił do sieci zdjęcie, na którym widać, że siedzi z szefem IPN "na kawce".
Karol Nawrocki zareagował na publikację "Rzeczpospolitej" wpisem na platformie X.
"Tak - znam Wielkiego Bu. Jego sprawy kryminalne poznałem z artykułu 'Rzeczpospolitej'. Kilkanaście lat temu wymienialiśmy ciosy w sportowej rywalizacji - w walce bokserskiej. Mocne, ciężkie rundy z wymagającym przeciwnikiem. Gdy spotkaliśmy się na Lechii w 2024 roku, był już gwiazdą sportów walki. Gwiazdą na wolności, chłopakiem po przejściach, który rozpoczął nowe życie - tak mówił. Dlatego podczas spotkania w Warszawie wręczyłem Wielkiemu Bu 'Kochanka Wielkiej Niedźwiedzicy' Sergiusza Piaseckiego, tłumacząc, że w niespokojnych czasach - tak jak Sergiusz - trzeba stać po stronie wartości. Stawać się lepszym człowiekiem. I o tych wartościach powinien mówić w swoim środowisku" - napisał prezes IPN.
Onet podczas swojego podcastu przekazał, że opracowanie o związkach kandydata PiS nie wpłynęło na ostateczną decyzję prezesa Prawa i Sprawiedliwości, bo Jarosław Kaczyński "uznał, że jego przygotowanie jest konsekwencją tarć wewnętrznych w PiS-ie" i "był próbą zdyskredytowania Nawrockiego".
Sam kandydat - już po opublikowaniu treści przez Onet - przekazał, że dokument jest "mieszaniną prawd, półprawd i zupełnych kłamstw" oraz "głęboką manipulacją", która jest częścią "brutalnej kampanii wyborczej".
Rada, krzyż i marsz
Jak to się jednak stało, że Karol Nawrocki stał się zaufanym człowiekiem PiS-u i kiedy to się stało?
Wróćmy do 2008 roku, kiedy Nawrocki kończył studia. Znalazł wtedy pracę w gdańskim oddziale Instytutu Pamięci Narodowej. Wstąpił też do stowarzyszenia kibiców Lechii Gdańsk "Lwy Północy" i - w 2010 roku - pomagał zbierać podpisy pod wnioskiem o powstanie pierwszej Rady Dzielnicy Siedlce, a potem zdobył mandat radnego. Tutaj poznał go Wojciech Widzicki, dziś przewodniczący Zarządu Dzielnicy Siedlce z ramienia Polski 2050.
- Nawrocki ma skrajne, prawicowe poglądy. To nie ulega wątpliwości. Jednocześnie chcę zaznaczyć, że to inteligentny facet, z którym dyskutuje się z dużą przyjemnością. Kiedy się go przekona argumentami, umie ustąpić - zaznacza Widzicki.
Na tym etapie, czyli między 2012 i 2017 rokiem, jak zaznacza, Karolowi Nawrockiemu ideologicznie najbliżej było do skrajnej prawicy. Jednym z pomysłów obecnego kandydata na prezydenta było - jak wspomina Widzicki - powieszenie krzyża w siedzibie rady. Ostatecznie do tego nie doszło, bo inni radni "wzięli Nawrockiego sposobem".
- Sam jestem praktykującym katolikiem, ale nie podobało mi się, że krzyż ma dzielić i tworzyć negatywne emocje. Z innymi radnymi powiedzieliśmy wtedy, że zgodzimy się na krzyż, jeżeli inni też będą mogli powiesić swoje symbole religijne - wyjaśnia Widzicki.
Ostatecznie Nawrocki zarzucił pomysł i nigdy do niego nie wracał.
Widzicki dodaje, że obecny kandydat na prezydenta był - mimo fundamentalnych różnic światopoglądowych - "normalnym i chętnym do dyskusji" członkiem rady.
- Potrafił trzymać w ryzach obrady sesji rady. Korzystał z wizerunku silnego faceta, to zdecydowanie budziło respekt - zaznacza.
Inny ówczesny radny - anonimowo - przedstawia takie oblicze Nawrockiego: - Widziałem w nim kibola. Gościa, który po wyczerpaniu argumentów potrafił rzucić tekstem, żeby "oglądać się za siebie, bo ma mało wesołych kolegów".
W 2013 roku - jeszcze jako szeregowy pracownik IPN - Nawrocki był jednym z inicjatorów i współorganizatorów powstania w Gdańsku alei Żołnierzy Wyklętych. W inicjatywę włączyło się też stowarzyszenie "Lwy Północy", czyli kibice Lechii Gdańsk. W tym samym roku obronił też doktorat. Promotorem był prof. Grzegorz Berendt, do którego jeszcze wrócimy.
Rok później Kamil Nawrocki był już naczelnikiem Oddziałowego Biura Edukacji Publicznej IPN Gdańsk.
Wałęsa, "Inka" i pieczęć
W 2016 roku Nawrocki pojawił się w największych mediach w całym kraju. To on obwieścił przed kamerami, że IPN odwołuje debatę z byłym prezydentem Lechem Wałęsą. Legenda Solidarności miała dyskutować z historykami Instytutu na temat zarzutów o współpracę z komunistyczną Służbą Bezpieczeństwa.
Nawrocki zaznaczał, że były prezydent nie był w stanie zaakceptować przebiegu spotkania zaproponowanego przez IPN. Ale - jak mówił - czarę goryczy miał przelać wpis Lecha Wałęsy w internecie, który - jak oceniał Nawrocki - obrażał Instytut Pamięci Narodowej i autorów książki "SB a Lech Wałęsa".
Wałęsa napisał: "IPN opowiedział się po stronie manipulacji i kłamstw opracowanych i podrzuconych przez SB" i zapowiedział, że "oddaje sprawę do sądu". Wszystko to działo się krótko po przejęciu władzy przez Prawo i Sprawiedliwość. Wałęsa chodził w znanej koszulce "Konstytucja", popierał działania Komitetu Obrony Demokracji. Stał się wrogiem systemu, a atak na wroga systemu był pozytywnie oceniany przez obóz władzy.
- Nawrocki już w tamtym czasie wyróżniał się na tle pracowników IPN - uważa Marek Adamkowicz, były dziennikarz "Dziennika Bałtyckiego", który zna go od kilkunastu lat. - Nie jest to typ historyka, który przerzuca papiery w archiwum. Można go raczej określić mianem "działacza historycznego", kogoś, kto opowiadając o tym, co minione, tkwi jednak mocno we współczesności.
Były dziennikarz zaznacza, że Nawrocki jako kandydat popierany przez PiS w wyborach prezydenckich jest narażony na szufladkowanie, co spłyca poziom dyskusji na jego temat.
- Ci, którzy życzą mu źle, widzą w nim kibola i oczadziałego narodowca. To pewna klisza i gęba, którą niektóre środowiska chcą mu założyć. Trzeba jednak pamiętać, że do realizacji swoich pomysłów potrafi angażować niemałe grupy ludzi - zaznacza.
Zdaniem Adamkowicza, punktem przełomowym w karierze Karola Nawrockiego był pogrzeb "Inki" i "Zagończyka".
- Po nim wszystko się zmieniło - podkreśla.
Danuta Helena Siedzikówna, ps. Inka, była sanitariuszką Armii Krajowej. Miała 18 lat, kiedy została rozstrzelana przez funkcjonariuszy komunistycznego reżimu w gdańskim więzieniu. Taki sam los spotkał innego żołnierza AK, Feliksa Selmanowicza, ps. Zagończyk. Miejsce ich pochówku przez lata pozostawało nieznane. Ich szczątki odnaleziono dopiero w 2014 roku.
Pogrzeb, który odbył się w sierpniu 2016 roku, został zorganizowany przez Nawrockiego. Ceremonia miała charakter państwowy. Po nabożeństwie w gdańskiej bazylice Mariackiej uczestnicy przeszli w kondukcie pogrzebowym ulicami miasta na Cmentarz Garnizonowy.
- Rozmach tej uroczystości można chyba porównać do tego, co działo się w 1971 podczas sprowadzenia do Gdańska prochów majora Henryka Sucharskiego, dowódcy Westerplatte. Tym razem, niestety, nie uszanowano majestatu śmierci - mówi Marek Adamkowicz.
W czasie ceremonii doszło do utarczek słownych pomiędzy narodowcami i przedstawicielami KOD. W kierunku prezydenta Lecha Wałęsy rzucano obelgami, nazywano go "judaszem" i "zdrajcą".
Po pogrzebie metropolita gdański Sławoj Leszek Głódź wręczył Karolowi Nawrockiemu "Pieczęć Inki" za "postawę patriotyczną i krzewienie pamięci o Żołnierzach Wyklętych". Pieczęć dostał też Piotr Duda, przewodniczący NSZZ "Solidarność", Mateusz Morawiecki i Jacek Kurski.
To - jak słyszymy od lokalnych dziennikarzy - był jasny sygnał: Nawrocki stanął ramię w ramię z najważniejszymi politykami PiS.
Rola historyka, muzeum i taran
Janusz Marszalec od 1 grudnia 2008 pełnił funkcję wicedyrektora Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku. Był też doradcą premiera Donalda Tuska w jego pierwszym rządzie. - Nawrockiego poznałem jeszcze w 2015 roku, przed pogrzebem "Inki". Pracował jeszcze wtedy w IPN, zaproponowałem mu wydanie mojej książki o bezpiece gdańskiej, nad którą wtedy pracowałem - mówi.
Ze spotkania, jak przyznaje, wyszedł pełen sympatii dla młodego historyka z IPN.
- Prawda jest taka, że Nawrocki potrafi być ujmujący i koncyliacyjny. Rozmowa z nim jest przyjemna i na wysokim poziomie. Miałem wrażenie, że właśnie tacy ludzie są w stanie skutecznie popularyzować naukę, jaką jest historia - mówi.
Niedługo potem - jak wspomina dr Marszalec - widział się z Karolem Nawrockim jeszcze raz. - Tym razem w obecności obecnego dyrektora Muzeum II Wojny Rafała Wnuka. Rozmowa zeszła na to, na czym polega rola historyka. Wnuk powiedział, że historyk ma obowiązek przekazywać jak najdokładniej i najrzetelniej wiedzę o tym, co się wydarzyło w przeszłości. Doktor Nawrocki odparł, że zanim zostaliśmy historykami, byliśmy Polakami i to interes Polski musimy realizować w pierwszej kolejności. To był akademicki spór, który jednak - w kontekście późniejszych wydarzeń - pomógł mi lepiej zrozumieć, czego należy spodziewać się po panu Nawrockim - zaznacza.
Dr Marszalec od października 2015 roku, czyli po wyborach parlamentarnych zwycięskich dla obozu prawicy, mógł też spodziewać się, że nowa władza będzie chciała bardzo mocno ingerować w to, jaki kształt będzie miało nieotwarte jeszcze wtedy Muzeum II Wojny Światowej. Jeszcze przed wyborami prezes Jarosław Kaczyński zapowiadał, że jego ugrupowanie chce "zmienić kształt Muzeum II Wojny Światowej, tak żeby wystawa w tym muzeum wyrażała polski punkt widzenia".
Pod koniec 2016 roku wystawa przygotowywana przez dyrekcję powołaną za rządu Donalda Tuska była niemal gotowa. Otwarcie muzeum zaplanowano na wiosnę 2017 roku. W tym czasie ówczesny minister kultury Piotr Gliński zapowiedział połączenie nieotwartego jeszcze Muzeum II Wojny Światowej z nieistniejącym jeszcze Muzeum Westerplatte. Taka zmiana otworzyłaby drzwi do wymiany dyrekcji na taką, z którą nowy rząd miałby po drodze.
Te plany próbowała zablokować dyrekcja, odwołując się od decyzji ministra do sądu administracyjnego. Przeciwko decyzji o połączeniu protestowały setki polskich i zagranicznych historyków, prezydent Gdańska Paweł Adamowicz, Komitet Obrony Demokracji, a także tysiące obywateli. Po kilku miesiącach sądowego sporu Naczelny Sąd Administracyjny otworzył Glińskiemu drzwi do zmian. Był 6 kwietnia 2017 roku.
- Wydawało się, że misję przejęcia muzeum rząd powierzy profesorowi Grzegorzowi Berendtowi, naukowcowi z Uniwersytetu Gdańskiego, który wtedy, choć był znany z konserwatywnych poglądów, nie był wtedy jeszcze kojarzony z PiS-em. Ten jednak schował się za plecami Nawrockiego, który był taranem - mówią nam pracownicy Muzeum II Wojny Światowej.
"Dr Karol Nawrocki objął stanowisko w Muzeum II Wojny Światowej zgodnie z obowiązującym prawem, na podstawie decyzji podjętej przez uprawnionego do tego ministra. Nie odbyło się to w oparciu o prawo takie 'jak rozumiał je' ówczesny minister kultury czy Karol Nawrocki, lecz prawo zapisane na kartach ustaw i rozporządzeń" - pisze w wysłanym do naszej redakcji oświadczeniu prof. Berendt, który był promotorem doktoratu kandydata popieranego przez PiS. W "nowym" muzeum został zastępcą dyrektora.
- Karola Nawrockiego poznałem w ostatnim dniu mojego dyrektorowania w Gdańsku, gdy wkroczył do mojego gabinetu i powiedział, że nie jestem już dyrektorem muzeum. Ustąpiłem mu oczywiście miejsca. Od razu, pierwszego dnia zapowiedział, że będzie zmieniał wystawę i robił to, co wcześniej zadeklarował Jarosław Kaczyński czy minister kultury Piotr Gliński - wspominał tydzień temu na antenie TVN24 prof. Paweł Machcewicz, pierwszy dyrektor Muzeum II Wojny Światowej.
Pierwszym krokiem ekipy Nawrockiego było zlikwidowanie monitora z prezentacją fotograficzną, opowiadającą o dziejach powstawania muzeum.
- Potem następowało stopniowe podgryzanie wystawy stałej, zaciemnianie akcentów i wreszcie brutalne ingerencje w narrację, zupełnie wypaczające nasz przekaz. Nasi następcy uznali, że przygotowana przez nas wystawa dawała zwiedzającym zbyt dużą przestrzeń interpretacji historii, to dosłowny cytat. Cechą nowego muzeum stała się łopatologiczna propaganda - mówi dr Marszalec.
- [Nawrocki - red.] usuwał te wątki, które były uznawane za zbyt międzynarodowe, które dotyczyły cierpień innych narodów, a dodawał wątki o polskim bohaterstwie, o polskiej martyrologii, często niezgodnie z prawdą historyczną. Zawyżał na przykład niezgodnie z faktami liczbę Żydów uratowanych przez Polaków. To były manipulacje historią. Myślę, że żaden najbardziej szczytny cel, czyli podkreślanie bohaterstwa Polaków, nie może usprawiedliwiać fałszerstw historycznych - podkreślił prof. Machcewicz.
Odejścia, życie po prezesowsku i albumy
Profesor Machcewicz zwracał uwagę, iż "Nawrocki sam się szczycił tym, że doprowadził do odejścia z muzeum w ciągu kilku miesięcy kilkudziesięciu osób": - Prawie wszystkich, którzy to muzeum wraz ze mną tworzyli. Niektórych po prostu wyrzucał, zwalniał, innych zmuszał do odejścia. Dyrektor ma wiele ku temu sposobów, a inni odchodzili sami, nie mogąc wytrzymać atmosfery, którą Karol Nawrocki stworzył w muzeum.
Dr Marszalec: - Profesor Berendt chciał jawić się jako merytoryczny i apolityczny specjalista. Mam wrażenie, że myślał długoterminowo. To na Nawrockiego spadł ciężar związany z wprowadzaniem zmian, których życzył sobie prezes Kaczyński.
Wskazuje, że dyrektor Nawrocki robił wiele, żeby zadbać o swoją rozpoznawalność. Pokazuje nam album wydany z muzealnych środków w 2021 roku. Z sześciu otwierających zdjęć na pięciu widać obecnego kandydata na prezydenta.
- Nawrocki lubi grać kartą "swojskiego chłopaka z dzielnicy", ale tak naprawdę szybko stał się stereotypowym prezesem. Wszędzie zawoził go kierowca, towarzyszył mu gość, przeznaczony do noszenia wieńców, płaszcza dyrektora i odganiania namolnych rozmówców. Śmialiśmy się z tego, że fotoreporter był tak do niego przyklejony, że przy okazji jakichś uroczystości pogrzebowych bohaterów sprzed lat w końcu wpadnie do grobu - mówi jeden z ówczesnych pracowników muzeum.
Katalogi za 200 tysięcy
Zagadką pozostaje to, co stało się z ośmioma tysiącami katalogów wystawy głównej Muzeum II Wojny Światowej. Pozycja została wydana jeszcze przed "erą Nawrockiego".
- To publikacja wydana na początku 2017 roku, opowiada o wystawie głównej i ją podsumowuje. Była tam też mała fotografia profesora Machcewicza, który we wstępie prezentował katalog. Pozycja była sprzedawana do zmiany władzy w muzeum. Katalog trafił wtedy do magazynu. Nie był sprzedawany ani dystrybuowany. Nie był też przekazywany przewodnikom. Najwyraźniej pan Nawrocki uznał go za pozycję, z którą się nie zgadza - mówi dr Janusz Marszalec.
Co się zatem stało się z katalogiem? To sprawdza prokuratura. Pewne jest tylko to, że po tym, jak w placówce skończyły się rządy osób wskazanych przez PiS, okazało się, że publikacji nigdzie nie ma. Jednocześnie obecne władze muzeum są przekonane, że pozycja nie była rozdana w ramach akcji "Maska i książka". To inicjatywa realizowana w czasie pandemii COVID-19 - chętni dostawali od muzeum pocztą lub przez kuriera książkę i maseczkę.
- Z całą pewnością nikt tego katalogu nie otrzymał, chociaż pan Nawrocki i pan Berendt twierdzą, że została ona rozesłana do mieszkańców. Szesnaście palet z pozycją wywieziono w nieznanym kierunku, mamy na to dowody - podkreślił Marszalec.
Na katalogi wydano przeszło 200 tysięcy złotych. Dyrekcja muzeum zaalarmowała prokuraturę. Mariusz Duszyński z Prokuratury Okręgowej w Gdańsku przekazuje, że zawiadomienie w tej sprawie wpłynęło w czerwcu tego roku.
- Dotyczyło ono podejrzenia popełnienia przestępstwa polegającego na narażeniu muzeum na znaczną szkodę majątkową. 23 lipca prokurator wszczął śledztwo w sprawie nadużycia uprawień lub niedopełnienia ciążących obowiązków przez osoby zobowiązane do zajmowania się sprawami majątkowymi lub działalnością gospodarczą Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku - przekazuje prokurator.
W ramach prokuratorskich działań - jak przekazuje Mariusz Duszyński w komunikacie przesłanym redakcji tvn24.pl - uzyskano dokumentację dotyczącą wydruku i dystrybucji katalogów w latach 2016-2024. - Przesłuchano też część świadków, planowane są kolejne przesłuchania. Po zgromadzeniu całego materiału dowodowego prokurator podejmie decyzję co do dalszego biegu postępowania przygotowawczego - mówi prokurator Duszyński.
Na razie nikt nie usłyszał zarzutów. Okres śledztwa jest przedłużony do 23 stycznia 2025 r. Za przestępstwo wyrządzenia szkody w obrocie gospodarczym (art. 296 par. 1 Kk) grozi do pięciu lat więzienia.
Karol Nawrocki w 2021 roku odszedł z muzeum, żeby zostać prezesem Instytutu Pamięci Narodowej. Jego miejsce w gdańskiej placówce zajął dotychczasowy zastępca, czyli prof. Berendt.
Nawrocki mógł zostać szefem IPN dzięki porozumieniu PiS z PSL. Było to konieczne, bo szefa Instytutu - podobnie jak prezesa NIK - wybiera Sejm i Senat. W niższej izbie parlamentu PiS miał większość, ale w Senacie rządziła demokratyczna opozycja.
- Dotychczasową aktywność pana doktora Nawrockiego oceniam pozytywnie, zarówno jeśli chodzi o prowadzenie Muzeum II Wojny Światowej, w kontekście choćby ekshumacji i identyfikacji obrońców Westerplatte, jak i umieszczenia w ekspozycji stałej pani Ireny Sendlerowej, której działalność bardzo cenię - mówił wtedy wicemarszałek Sejmu Piotr Zgorzelski z PSL.
W ramach porozumienia politycznego PiS poparł zgłoszonego przez ludowców profesora Marcina Wiącka na stanowisko Rzecznika Praw Obywatelskich.
Rozłam, reakcje, ryzyko
O Nawrockiego pytamy podczas konferencji prasowej z udziałem Kacpra Płażyńskiego, najbardziej rozpoznawalnego posła PiS z Gdańska. Pytany o zalety kandydata, odpowiada początkowo jednym słowem: pracowitość.
Po chwili rozwija myśl.
- W tej kampanii, szczególnie biorąc pod uwagę, że w sposób absolutnie karygodny Prawo i Sprawiedliwość straciło subwencję, szczególnie dużo będzie zależało od kandydata. Od tego, ile ma sił w nogach, tlenu w płucach, żeby móc dać się Polakom poznać. Tutaj niesamowicie ważna będzie pracowitość kandydata - przekonuje poseł.
Krótko odnosi się też do wycieku dokumentu opisującego wątpliwe znajomości Karola Nawrockiego, który Płażyński nazywa "donosem".
- Był on rozpowszechniany od tygodni. Przejrzałem go i nie traktuję go poważnie. Pojawiają się tam osoby, które cenię, znam osobiście (…). Jeżeli raport, który miałby jakoś zaszkodzić Karolowi Nawrockiemu, atakuje ludzi, o których mam bardzo dobre zdanie, to cóż mam powiedzieć. Wydaje się, że jest to wykreowane przez konkurencję polityczną - ocenia poseł.
Płażyński nie pokusił się jednak o komplementowanie kandydata PiS. Dlaczego? Tłumaczą nam to - anonimowo - gdańscy działacze partii.
- Nawrocki nie ma dobrej prasy w Trójmieście. Jest jak ciało obce i wotum nieufności ze strony Nowogrodzkiej w stosunku do pomorskich struktur - przekonuje jeden z naszych rozmówców.
- Ówczesny dyrektor muzeum w 2018 roku był przymierzany do wyścigu prezydenckiego w Gdańsku. Miał być kandydatem PiS, który rzuci wyzwanie Pawłowi Adamowiczowi. Centrala zmieniła zdanie dopiero po tym, jak ostro zaprotestowali działacze skupieni wokół posła Kacpra Płażyńskiego - zaznacza nasz rozmówca.
Ostatecznie to Płażyński rywalizował z Adamowiczem. Przegrał, ale to wcale nie oznacza, że lokalni działacze przekonali się do Karola Nawrockiego.
O Nawrockim rozmawiamy też z byłym posłem Tadeuszem Cymańskim, jedną z najbardziej znanych twarzy prawej strony sceny politycznej. Obecnie jest radnym powiatu malborskiego. Cymański zwraca uwagę na osobę prof. Andrzeja Nowaka, członka komitetu obywatelskiego, który w hali "Sokoła" ogłosił kandydaturę Nawrockiego. Prof. Nowak już kilkukrotnie poddawał ostrej krytyce działania samego prezesa Kaczyńskiego. - Zrobił to, obarczając go między innymi winą za słabą współpracę z obecnym prezydentem. To sytuacja bez precedensu i być może dlatego tak mało entuzjazmu u starych partyjnych wyjadaczy - podkreśla.
- Decyzja prezesa PiS o poparciu Karola Nawrockiego jest spektakularna - daje pewne nadzieje, ale niesie też pewne ryzyko. Nawrocki ma problem, który nazwałbym kulinarnym; mówiąc wprost, nie potrafi jeść z ręki - podsumowuje Tadeusz Cymański.
***
Po publikacji opracowania dotyczącego koneksji Karola Nawrockiego ze środowiskiem przestępczym europosłowie Koalicji Obywatelskiej Dariusz Joński i Michał Szczerba skierowali zapytanie do prokuratora generalnego o zbadanie działalności wymienionych grup w kontekście artykułu 256 Kodeksu karnego, który dotyczy propagowania nazizmu, komunizmu, faszyzmu lub innego ustroju totalitarnego, oraz artykułu 258 Kodeksu karnego, dotyczycącego udziału w zorganizowanej grupie przestępczej.
Autorka/Autor: Bartosz Żurawicz / m
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Leszek Szymański / PAP