Policjanci i strażacy dotarli do grupy 80 turystów, w tym 22 dzieci, którzy w piątek wieczorem utknęli na drodze powrotnej z Morskiego Oka. Turyści zostali sprowadzeni na parking na Palenicy Białczańskiej, gdzie pozostawili swoje auta.
Turyści - jak ustalono - nie byli jedną zorganizowaną grupą.
Bez obrażeń
Jak powiedział rzecznik zakopiańskiej policji Krzysztof Waksmundzki, osoby starsze i dzieci zostały zawiezione samochodami, reszta osób pod nadzorem straży i policji maszerowała na dół. - Nikomu nic się stało. Turyści po prostu źle zaplanowali swoją wycieczkę i zbyt późno udali się do Morskiego Oka. Na miejscu zastała ich noc i 9-stopniowy mróz i nie byli w stanie kontynuować wyprawy powrotnej - poinformował rzecznik. - Turyści nie powinni być zaskoczeni panującymi warunkami, bo wiedzieli, gdzie idą i o której godzinie zapada zmrok - wskazał rzecznik policji.
Morskie Oko
Droga do Morskiego Oka jest szeroka, wyasfaltowana, obecnie pokryta przez ubity śnieg. Trakt wiedzie przez las na długości ok. 7 km. Dyżurny ratownik Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego powiedział, że nie była potrzebna interwencja ratowników, ponieważ nikt nie doznał obrażeń. Jak jednak podkreślił, w tym przypadku miał miejsce "kompletny brak elementarnej wiedzy dotyczącej poruszania się w górach". - Na obszarze Tatrzańskiego Parku Narodowego jest zakaz poruszania się po zmroku. Takie wycieczki należy planować rano i brać pod uwagę aktualnie panujące warunki - przypomniał ratownik dyżurny TOPR.
Nie pierwszy raz
Podobna sytuacja, jak w piątek, miała miejsce w ubiegłym roku. Wówczas grupę turystów, którzy nie byli w stanie zejść o własnych siłach z gór po zmroku, przywieziono autobusami.
Zgodnie z polskim prawem akcje ratownicze nie są odpłatne. Gdyby taki przypadek zdarzył się np. na Słowacji, turyści musieliby zapłacić za koszty akcji.
Autor: mb/tr / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24