19-latka zabił nad ranem kibic, który wrócił pociągiem z meczu. O zbrodnię oskarżony jest Dariusz N., który twierdzi, że nie był na tym meczu. Nikt ze świadków nie widział go na miejscu zbrodni. Bilingi telefoniczne - jego zdaniem - wskazały, że był gdzie indziej. Na ciele nastolatka nie znaleziono jego śladu DNA. Zaraz po zbrodni uciekł za granicę, ale chciał się oddać w ręce śledczych w zamian za przyrzeczenie, że nie wsadzą go za kraty. W końcu go złapali, zamknęli i po sześciu latach wypuszczają.
Wszyscy byli pijani.
Dominik K. świętował z ojcem w pubach swoje 19. urodziny.
Kibice, których spotkali nad ranem w centrum Katowic i z którymi pobili się o przypadkowe szturchnięcie, opijali mecz, który ich drużyna rozegrała dzień wcześniej w Olsztynie.
Dariusz N., oskarżony o zabójstwo Dominika, wyjaśnił, że feralnej nocy pił w towarzystwie jakichś osób, ale nie zdradził ich nazwisk. - Ujawnił te osoby w trakcie drugiego procesu, jeszcze nie zostały przesłuchane - zapewnia Katarzyna Hebda-Relidzyńska, adwokatka N.
Co się stanie, jeśli zeznają przed sądem, że Dariusz N. był z nimi w innym miejscu, gdy na ulicy 3 Maja 19-latek stracił życie? Może się okazać, że N. niesłusznie przesiedział w areszcie sześć lat, a zabójca K. jest na wolności. Ale do tego jeszcze długa droga. Na razie N. wychodzi na wolność. Informację przekazała nam jego adwokatka, a krótko potem potwierdził sąd.
Kaucja i wolność
Na wniosek oskarżonego w toczącym się od nowa procesie Sąd Okręgowy w Katowicach pozwolił mu odpowiadać z wolnej stopy za poręczeniem majątkowym w wysokości 250 tysięcy złotych.
- Środek zapobiegawczy w postaci tymczasowego aresztowania ma na celu zabezpieczenie prawidłowego toku postępowania. Nie stanowi antycypacji kary pozbawienia wolności. Gdy odpadają przesłanki jego stosowania, sąd winien go uchylić - przekazał nam Jacek Krawczyk, rzecznik Sadu Okręgowego w Katowicach.
Kaucja została wpłacona w terminie. Ale decyzję sądu zaskarżył prokurator.
- Nadal zachodzi duże prawdopodobieństwo, że winnym przestępstwa jest oskarżony Dariusz N. Kwestią sporną jest tylko, jaki środek zapobiegawczy będzie najwłaściwszy. Żeby zastosować kaucję, też musi zachodzić ta przesłanka [o prawdopodobieństwie - red.]. Zdaniem prokuratury nadal zasadne jest tymczasowe aresztowanie - mówi Aleksander Duda z zespołu prasowego Prokuratury Okręgowej w Katowicach.
Jednak we wtorek, 28 listopada, Sąd Apelacyjny w Katowicach stanął po stronie oskarżonego, wydając postanowienie na posiedzeniu niejawnym. Oznacza to, że na kolejną rozprawę Dariusz N., zamiast w policyjnym konwoju, przyjdzie już sam.
80 sekund
Był 21 sierpnia 2016 roku. Niedziela, piąta nad ranem. Ulica 3 Maja w Katowicach - ścisłe centrum miasta, najeżone kamerami, kilkanaście kroków od dworca kolejowego i komisariatu policji. Dominik był do niedawna piłkarzem, a idąca naprzeciw grupa kibicowała tej samej drużynie, w której on niegdyś grał. Nie znali się. Ktoś kogoś szturchnął i wywiązała się bójka. Trwała 80 sekund.
K. zmarł tego samego dnia w szpitalu, a śledczy w dwa dni ustalili siedmiu uczestników bójki. Sześciu z nich, w tym ojciec Dominika, już dawno zostało skazanych w osobnym procesie za udział w bójce. Nikt za zabójstwo.
Dwa dni po zbrodni policja opublikowała zdjęcie ostatniego z poszukiwanych - Dariusza N. Dzień później czytaliśmy o nim w policyjnym komunikacie: "Policjanci są już na tropie mężczyzny, który, jak wszystko na to wskazuje, śmiertelnie ranił nożem 19-latka". W połowie listopada 2016 prokuratura zaocznie postawiła N. zarzut zabójstwa i wydała za nim list gończy, publikując wszystkie jego dane, a na początku grudnia Europejski Nakaz Aresztowania.
- Uciekłem - przyznał później, na pierwszej rozprawie w 21 lutego 2019 roku. Był w Holandii, Irlandii, Wielkiej Brytanii, Francji, wreszcie w Hiszpanii, gdzie przyłapano go 15 miesięcy po zbrodni przy przemycie marihuany w puszkach pomidorów. Twierdził, że utrzymywał się z pieniędzy ze sprzedaży domu. Miał prawo wiedzieć z doniesień medialnych, że policja wytypowała go na zabójcę podstawie nagrań z monitoringu. - Zwyczajnie się przestraszyłem. Wiem, ile są warte wyjaśnienia zatrzymanego w zestawieniu z zeznaniem policjantów - mówił w sądzie.
Miał przeszłość kryminalną i nie zszedł z tej drogi po zbrodni w Katowicach. - Nie jest postacią o krystalicznej przeszłości - przyznaje mec. Hebda-Relidzyńska. Nie był wiarygodny.
Adwokatka: - Pisał do prokuratury, że wróci do kraju i deklarował współpracę, jeśli dostanie list żelazny, czyli przyrzeczenie, że nie zostanie aresztowany. Jego prośba została odrzucona.
Nagrania z monitoringu
Nagrania z monitoringu były kluczowym dowodem. Kamery zarejestrowały kilkunastominutową trasę kibiców wracających z Olsztyna - wyjście z pociągu na dworcu kolejowym, bójkę na ulicy 3 Maja i oczekiwanie na taksówkę na placu Wolności. Na pierwszym nagraniu w grupie kibiców idzie mężczyzna w kapeluszu, z bananem w ręce - to on jest przez śledczych uważany za zabójcę. Na ostatnim mężczyzna wsiada do taksówki. Środkowe nagranie jest najmniej wyraźne i przedstawia zbrodnię - mężczyzna zadaje śmiertelne ciosy Dominikowi.
Jeden z policjantów z pobliskiego komisariatu zeznał w sądzie, że mężczyzna w kapeluszu i z bananem to Dariusz N. Znał go z wcześniejszych spraw.
Oskarżony od początku zaprzeczał, że był na meczu w Olsztynie. Nie mógł być - dowodził - bo w 2013 roku prokurator wydał mu tak zwany zakaz stadionowy za udział w innej bójce. Zakaz ten, co prawda, nie obowiązywał już w 2016, ale N. - jak twierdził - wciąż figurował w rejestrze niechcianych gości, bo nie wystąpił o to, żeby go z tej listy wykreślili. Zapewniał sąd, że nie był też na liście wyjazdowej kibiców drużyny gości. Wbrew opiniom biegłych dowodził, że także bilingi telefoniczne nie wskazują, by był wtedy na meczu. Ani na katowickim dworcu i na ulicy 3 Maja. Oraz że na ciele ofiary nie znaleziono jego śladu DNA.
Sąd Okręgowy w Katowicach mu nie uwierzył. W lipcu 2021 roku sąd skazał N. na 25 lat pozbawienia wolności za zabójstwo Dominika K. i usiłowanie zabójstwa jego ojca, zasądził też 100 tysięcy złotych grzywny dla rodziny ofiary.
Od wyroku odwołały się obie strony. Prokuratura - bo żądała dożywocia. Obrona chce uniewinnienia.
W kwietniu 2022 katowicki sąd apelacyjny uchylił wyrok w całości i proces ruszył od nowa. Zadaniem sądu okręgowego ma być między innymi sprawdzenie, czy N. był na meczu w Olsztynie oraz przesłuchanie kolejnych świadków.
Opinie na nowo
Biegli jeszcze raz sporządzają opinie.
Katarzyna Hebda-Relidzyńska: - Pierwsza opinia dotycząca śladów biologicznych w obrębie rany na ciele pokrzywdzonego wydana była na etapie postępowania przygotowawczego na zlecenie prokuratury. Z tej opinii wynika, że jest tam DNA Dariusza N. Opinia prywatna, zlecona przez obronę, całkowicie ją obala. Kolejna opinia, zlecona przez sąd, także wyklucza obecność DNA oskarżonego. Sąd chciał na wniosek obrony przeprowadzić ponowne badanie, ponieważ w wynikach jest ślad nieustalonej dotąd osoby, niespokrewnionej z pokrzywdzonym. Ale próbka zaginęła lub się wyczerpała. Zakład Medycyny Sądowej Śląskiego Uniwersytetu Medycznego odpowiedział, że próbka jest pusta, że dostali czyste chemicznie szkło. Nie ma już tego dowodu.
Pierwszą osobą, która próbowała podważyć w sądzie opinię zleconą przez oskarżenie, był sam oskarżony. Jak mówi obrońca, w areszcie "wyspecjalizował się w czytaniu badań DNA". Z opinią dotyczącą bilingów poszło mu jeszcze łatwiej, bo z wykształcenia jest informatykiem. - Przeanalizował samodzielnie dane i doszedł do wniosku, odwrotnie niż biegły powołany przez prokuraturę, że w danych od operatora nic nie wskazuje, by w chwili bliskiej zdarzeniu jego telefon logował się w miejscu zdarzenia. Według kolejnej prywatnej opinii na zlecenie obrony nie ma danych, na podstawie których można by stwierdzić logowanie telefonu oskarżonego w miejscu zdarzenia, a biegły nie był w stanie wyjaśnić w sądzie, skąd takie dane wziął - zaznacza obrończyni Dariusza N.
A co ze świadkami? Adwokatka dzieli ich na trzy grupy: ci, którzy towarzyszyli pokrzywdzonemu; ci, którzy towarzyszyli oskarżonemu, oraz postronni, z nikim niezwiązani, którzy w niedzielę nad ranem wykonywali na ulicy prace porządkowe. - Absolutnie nikt z żadnej z tych grup nie rozpoznał Dariusza N. jako uczestnika bójki. Jedna z tych postronnych osób - pan pracujący na zwyżce - rozmawiał z osobą z monitoringu, czyli osobą w kapeluszu i z bananem w ręce. Robotnik także nie potwierdził, że to Dariusz N. Jedynymi osobami, które wskazywały na N., byli policjanci, którzy analizowali monitoring. To na ich zeznaniach opierało się przedłużanie aresztu dla mojego klienta - mówi Hebda-Relidzyńska.
Eksperyment procesowy
Sąd czeka jeszcze na nową opinię antropolożki, która ma ocenić, czy osoba z monitoringu, która zadała ciosy nożem Dominikowi, to Dariusz N. W tym celu przeprowadzono eksperyment procesowy. Odbył się w tym roku, w rocznicę zbrodni, by warunki świetlne były jak najbardziej zbliżone do tragicznego poranka. Dariusz N., rozkuty, przeszedł trasą mężczyzny w kapeluszu z bananem. Antropolożka wskazała mu, jak ma się poruszać. Obserwowała go na ekranach monitoringu i porównywała z osobą na nagraniach z dnia zbrodni.
Jak wyjaśnia adwokatka N., wcześniejsza opinia antropologa w tej sprawie, wydana na potrzeby pierwszego procesu w tej sprawie, jest dwuwariantowa. Pierwszy wariant mówi, że jeśli oskarżony w tym samym czasie, kiedy doszło do zbrodni, miał już tatuaże sięgające łokcia, które ujawniono u niego po zatrzymaniu, to wykluczone, by to on był na nagraniu. Osoba z monitoringu nie ma takich dużych tatuaży. Drugi wariant mówi, że istnieją ogólne cechy podobieństwa pomiędzy Dariuszem N. a osobą zarejestrowaną. - Na sześciostopniowej skali, gdzie pierwszy stopień to te same cechy, a ostatni to brak podobnych cech, biegły wskazał czwarty stopień - mówi.
- Liczy się wzrost, wygląd, sposób chodzenia, pozy, rysy twarzy - wymienia obrończyni. - Jedna z różnic, rzucających się w oczy, to wiodąca ręka. Zabójca Dominika zadaje ciosy ręką lewą, a Dariusz N. jest praworęczny.
- Wszyscy zwrócili uwagę, że on ma strasznie krzywe nogi, inaczej niż osoba z monitoringu - mówi Michał Wdowczyk z fundacji Freedom-24, który na prośbę Dariusza N. uczestniczy w procesie.
Tuż po zatrzymaniu N. policja przekazywała, że mężczyzna bardzo się zmienił, że prawdopodobnie przeszedł operację plastyczną. - On schudł, ale rysy twarzy zostały te same. Biegły wykluczył operację plastyczną. Podejrzewano, że z uszami coś było robione, bo na jednym ze zdjęć odstawały pół centymetra bardziej. Oskarżony pokazał na sali sądowej, że w momencie, kiedy zaciska szczęki, te uszy zmieniają położenie. Potrafi ruszać uszami za pomocą mimiki - mówi Wdowczyk.
- Ktoś rzucił na podstawie nagrań z monitoringu, że to Dariusz N. Nie można skazywać kogoś przy takich dowodach. Popełniono dużo błędów, policja przez sześć lat nie zdjęła nawet ze swojej strony listu gończego - mówi Wdowczyk, którego fundacja zajmuje się prawami niesłusznie skazanych. - Dowody powinny graniczyć z pewnością, że w areszcie siedzi ktoś winny. Dawno powinna być zasądzona wysoka kaucja zamiast aresztu, bo ten człowiek może zostać skrzywdzony i zażąda odszkodowania za niesłuszne pozbawienie wolności, które wszyscy, jako społeczeństwo, będziemy płacić.
Sąd oceni całość
- Utrzymaliśmy w mocy decyzję sądu I instancji, biorąc pod uwagę długość postępowania, które wiąże się ze stosowaniem już od ponad sześciu lat tymczasowego aresztowania wobec oskarżonego. Proces jest skomplikowany, dlatego sprawa trwa tak długo i będzie jeszcze trwała. Postepowanie dowodowe jest w toku - przekazał nam Robert Kirejew, rzecznik Sadu Apelacyjnego w Katowicach.
- Sąd apelacyjny uznał, że rację miał sąd I instancji. Na aktualnym etapie tego postępowania, przy uwzględnieniu wiążących nas przepisów konwencyjnych, na przykład artykułu 5 ustęp 3 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka, który stanowi, że każdy powinien być sądzony w rozsądnym terminie, a jeśli termin przestaje być rozsądny, winien być zwolniony na czas postepowania - dodaje sędzia.
Sąd powołał się również na art. 257 par. 1 Kodeksu postępowania karnego, zgodnie z którym nie stosuje się tymczasowego aresztowania, jeśli wystarczające będą inne środki, zapewniające prawidłowość biegu procesu.
- W ocenie sądu odwoławczego te środki, które zastosował sąd I instancji, poręczenie majątkowe w wysokości ćwierć miliona złotych, są właściwe. A także zakaz kontaktowania się ze świadkami i biegłymi, zatrzymanie paszportu i zakaz opuszczania kraju - wymienia sędzia Kirejew.
Paszport Dariusza N. już został zdeponowany w sądzie okręgowym. Oskarżony nie ma obowiązku stawiania się na rozprawach.
Poprosiliśmy prokuraturę o odniesienie się do argumentów i zastrzeżeń obrony co do materiału dowodowego. Dotąd nie mamy odpowiedzi. Aleksander Duda z prokuratury stwierdził jedynie, że sąd ocenia całość materiału dowodowego.
Autorka/Autor: Małgorzata Goślińska
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: PAP/Andrzej Grygiel