Do stołecznego sądu trafiły dwa akty oskarżenia, które są związane z głośną sprawą kradzieży niemal dziesięciu milionów złotych z Centralnego Biura Antykorupcyjnego - dowiedział się tvn24.pl. Chodzi o trójkę przełożonych kasjerki, która przynajmniej przez dwa lata bez kłopotów wynosiła gotówkę. Dwie osoby zamierzają poddać się karze, trzecia chce procesu, nie godząc się z zarzutami prokuratury.
Śledztwo, w którym badano odpowiedzialność przełożonych Katarzyny G., było prowadzone w Prokuraturze Regionalnej w Warszawie. Sama kasjerka została już skazana na sześć lat więzienia, a jej mąż, który skradzioną gotówkę tracił u bukmachera, na osiem.
Najwyżej postawionym funkcjonariuszem objętym aktem oskarżenia jest Daniel A., wieloletni dyrektor pionu finansów służby antykorupcyjnej. W 2006 roku, na początku istnienia Biura stanowisko powierzył mu jego pierwszy szef Mariusz Kamiński, obecnie minister spraw wewnętrznych i administracji oraz koordynator służb specjalnych. Daniel A. pełnił funkcję dyrektora aż do początku 2020 roku, gdy media ujawniły aferę w CBA.
Obok niego na ławie oskarżonych zasiądą także dwie naczelniczki w pionie finansów.
Według informacji tvn24.pl dyrektor oraz jedna z naczelniczek chcą dobrowolnie poddać się karze, bez przeprowadzania procesu. Zgodnie z brzmieniem Kodeksu postępowania karnego sąd może przychylić się do takiego wniosku, o ile prokurator nie wniesie sprzeciwu. - To już wynegocjowane, będzie nasza zgoda - usłyszeliśmy od jednego ze śledczych znających sprawę.
- Sprawa nie została jeszcze rozpoznana i oczekuje na wyznaczenie rozprawy - przekazała nam Anna Leszczyńska z sekcji prasowej warszawskiego sądu okręgowego.
Żonglerka przepisami
Prokurator oskarżył tę dwójkę o popełnienie przestępstwa z artykułu 231 paragraf 3 Kodeksu karnego. To przepis, który mówi o odpowiedzialności funkcjonariusza publicznego, który przekracza swoje uprawnienia lub nie dopełnia obowiązków.
Jeżeli sprawca czynu (...) działa nieumyślnie wyrządza istotną szkodę, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2
Decyzję prokuratora ocenia Paweł Wojtunik, który kierował służbą antykorupcyjną od 2009 do końca 2015 roku. - To układ, ale w najgorszym znaczeniu tego słowa. Dyrektor Daniel A. nie straci swojej emerytury ani mieszkania służbowego, w praktyce więc nie odczuje wyroku, bo nie trafi do więzienia. Ten sam układ, który szefa CBA Ernesta Bejdę "ukarał" w taki sposób, że cierpi teraz, zarabiając miliony jako wiceprezes grupy PZU - mówi Wojtunik.
Nasz rozmówca nawiązuje do tego, że ten sam artykuł Kodeksu karnego w paragrafie 2 brzmi: "Jeśli sprawca dopuszcza się czynu w celu osiągnięcia korzyści majątkowej lub osobistej, podlega karze pozbawienia wolności do lat dziesięciu". A zgodnie z ustawą emerytalną służb mundurowych skazany z takiego paragrafu funkcjonariusz bezpowrotnie traci emeryturę i mieszkanie służbowe, jeśli takie otrzymał.
Tajny proces
Odmienne są losy trzeciej z oskarżonych przez prokuraturę osób - również naczelniczki w pionie finansów. Prokuratura zarzuciła jej również popełnienie przestępstwa dotyczącego przekroczenia uprawnień i niedopełnienia obowiązków. Ale inaczej niż w przypadku dyrektora Daniela A., jej przestępstwo dotyczy paragrafu 1 z artykułu 231 Kodeksu karnego. Grozi jej kara do trzech lat więzienia.
Kobieta nie chce się dobrowolnie poddać karze, chce przeprowadzenia pełnego procesu. - Sąd wyłączył jawność tej sprawy w całości, odbyła się już jedna rozprawa - przekazała nam rzeczniczka Sądu Okręgowego w Warszawie Mirosława Chyr.
Proces objęty jest tajemnicą, gdyż kasjerka Katarzyna G. kradła pieniądze pochodzące z tak zwanego funduszu operacyjnego. Finansowane są z niego takie wydatki jak wynagrodzenia dla informatorów, kupowane są auta dla agentów czy wynajmowane mieszkania.
"WWO"
Według naszych rozmówców, którzy zastrzegają anonimowość, będzie to "ważny i mocno kłopotliwy" proces.
- To nie był fundusz operacyjny, który podlega ścisłej rachunkowości choć tajnej. To była kasa, którą w CBA nazywano "WWO", co było skrótem od wpływów i wydatków operacyjnych - mówią nasze źródła.
Zapytany przez nas Paweł Wojtunik mówi: - Gdy byłem szefem, w kasie pracowały dwie kasjerki, które patrzyły sobie na dłonie. Fundusz był skrupulatnie rozliczany, do ostatniej złotówki. Wiem, że po moim odejściu zmieniono między innymi instrukcję kasową w CBA, tworząc w ten sposób warunki do kradzieży dziesiątej części rocznego budżetu służby i ośmieszając ją na zawsze - mówi.
CBA oficjalnie zapytane o "WWO" odsyła jedynie do prokuratury, która prowadziła śledztwo w tej sprawie.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: CBA