Kiedyś już mówiłem, przy sporze z rezydentami, że powinno się pracować dla idei. Ja pracowałem dla idei, pracuję dla idei i będę pracował dla idei, a dla dzieci jeszcze tym bardziej powinniśmy pracować - podkreślił marszałek Senatu Stanisław Karczewski. Komentował w ten sposób kwestię wynagrodzeń dla strajkujących nauczycieli.
Marszałek Senatu był pytany na czwartkowym briefingu, czy nauczyciele powinni otrzymać wynagrodzenie za czas, kiedy strajkują. Dziennikarze podkreślali, że niektóre samorządy deklarują, że są gotowe wypłacić im pensje za ten czas.
"Znowu zostanę zhejtowany i skrytykowany"
- Jeżeli nauczyciele podjęli decyzję o strajku, to chyba zupełnie świadomie, że za ten okres, w którym się nie pracuje, nie uzyskuje się wynagrodzenia. Chyba że uzyska się z innych źródeł - odpowiedział Karczewski.
Jak zaznaczył marszałek Senatu, najważniejsze są w tym sporze dzieci. - Powinniśmy przede wszystkim dbać o dzieci. Apeluję i bardzo proszę nauczycieli, żeby pamiętali o dzieciach, bo to dzieci denerwują się, nie wiedzą, czy będą egzaminy, czy będą oceniane, czy dzieci będą miały ocenę. Nie możemy w ten sposób postępować z dziećmi - podkreślał marszałek.
- Znowu zostanę zhejtowany i skrytykowany, bo kiedyś już mówiłem, przy sporze z [lekarzami - przyp. red.] rezydentami, że powinno się pracować dla idei. Ja pracowałem dla idei, pracuję dla idei i będę pracował dla idei, a dla dzieci jeszcze tym bardziej powinniśmy pracować - dodał Karczewski.
"Lepiej, by pani Zalewska przyznała podwyżki nauczycielom"
O kwestii wynagrodzenia dla strajkujących nauczycieli mówili też w Sejmie posłowie.
- Samorządowcy postanowili całe środki, które były przeznaczone dla szkoły, zachować dla szkół, dla nauczycieli i bardzo dobrze - podkreślił Rafał Grupiński z Platformy Obywatelskiej. - Moim zdaniem w układzie zbiorowym, ale też ewentualnym zakończeniu negocjacji z nauczycielami, może się zdarzyć odpowiednia klauzula prawna, która pozwoli nie zmniejszyć płac nauczycielom z powodu strajku. To prawnie jest możliwe - dodał parlamentarzysta PO.
Ocenił, że "pohukiwanie i grożenie przez panią [minister edukacji, Annę - przyp. red.] Zalewską samorządowcom ustawą o dyscyplinie finansów publicznych nie ma żadnego sensu".
- Lepiej, by pani Zalewska przyznała podwyżki nauczycielom, a nie jeszcze im groziła, że żadne pieniądze się nauczycielom nie należą - wskazał.
"Trudno powiedzieć, żeby działania rządu były zgodne z ustawami"
Poseł Jerzy Meysztowicz z Nowoczesnej mówił, że "działania Prawa i Sprawiedliwości idą w tym kierunku, że łamana jest ustawa o finansach publicznych, dlatego że te wszystkie pieniądze, które są w tej chwili przeznaczane na te projekty socjalne, tę piątkę Kaczyńskiego, również łamią tę zasadę".
- Trudno powiedzieć, żeby działania rządu były tutaj zgodne z ustawami. To są oczywiście sytuacje wyjątkowe, które nie są tak dokładnie określone w przepisach ustawy - ocenił Meysztowicz.
- Myślę, że decyzja samorządów powinna być ostateczna i to samorządowcy powinni zadecydować, jak ustosunkować się do tego problemu - podkreślił poseł Nowoczesnej.
Strajk nauczycieli
W poniedziałek rozpoczął się zorganizowany przez Związek Nauczycielstwa Polskiego i Forum Związków Zawodowych strajk w szkołach. Przystąpiła do niego też część nauczycieli z oświatowej Solidarności.
W strajku biorą też udział nauczyciele niezrzeszeni w związkach. Według ZNP we wtorek w strajku uczestniczyło 74,29 procent szkół i przedszkoli. W środę, według związkowców, skala protestu była na tym samym poziomie. Z kolei Ministerstwo Edukacji Narodowej podawało w poniedziałek, że protestuje 48,5 procent szkół i placówek.
Dane o liczbie placówek objętych protestem i strajkujących nauczycielach mogą się różnić w różne dni, gdyż nauczyciele codziennie rano, przychodząc do pracy do szkoły czy przedszkola, podejmują decyzję, czy w tym dniu będą protestować.
Pedagodzy mogą więc zawiesić swój udział w strajku na czas egzaminów. Jak zaznaczają związkowcy, są to indywidualne decyzje protestujących nauczycieli.
Autor: ads / Źródło: PAP