Główny Inspektor Sanitarny Jarosław Pinkas unika mediów w środku kryzysu związanego z epidemią COVID-19. - Został wycofany, bo się wypowiadał, jakby był u cioci na imieninach - mówi nam polityk PiS.
RAPORT TVN24.PL: KORONAWIRUS - NAJWAŻNIEJSZE INFORMACJE >>>
Główny Inspektorat Sanitarny to kluczowa w dobie epidemii instytucja, która odpowiada za zdrowia publiczne i nadzoruje inspekcję sanitarną w całym kraju. Jarosław Pinkas kieruje GIS od września 2018 roku. Wcześniej sprawował funkcję pełnomocnika rządu do spraw bezpieczeństwa żywności, a w latach 2015-17 był wiceministrem zdrowia.
Pinkas, który od początku epidemii nie unikał aktywności medialnej, znacznie ją ograniczył w drugiej połowie marca. Jego ostatnia głośna wypowiedź publiczna padła ponad 3 tygodnie temu - na konferencji prasowej w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.
Odpowiedzialność, rozwaga, rozsądek - to jest prawdziwe lekarstwo na koronawirusa. Będziemy mieli coraz lepsze efekty
"Jak u cioci na imieninach"
Pytania o przyczyny braku aktywności w mediach inspektora Pinkasa przesłaliśmy do służb prasowych, nadzorującego inspektorat, resortu zdrowia. Jego przedstawiciel nie chciał się odnieść do sprawy i skierował nas do biura prasowego GIS. Stamtąd jednak do momentu publikacji artykuły, nie otrzymaliśmy odpowiedzi.
- Wszyscy wiemy, że chodzi o serię katastrofalnych wypowiedzi, choć nikt tego głośno nie powie. Lepiej, żeby szef pracował w ciszy - usłyszeliśmy od pracownika sanepidu.
Taką samą opinię można usłyszeć wśród polityków Prawa i Sprawiedliwości. - Wypowiadał się z taką swadą, jakby nie miał świadomości, że trzeba ważyć słowa. Został wycofany, bo to był styl z imienin u cioci. Później premier musiał wszystko korygować - mówi nam jeden z posłów PiS.
Jestem od kilku dni w biurze, nocuję tu, w zasadzie nie wiem, jaki dzień dzisiaj. Szczerze powiem, że jestem w piekle. Mamy przeciwnika, który jest niezidentyfikowany. Ten wróg to panika, niepokój, brak rozsądku i złe emocje.
Zdaniem szefa GIS media zbyt wiele miejsca poświęcały wtedy sytuacji we Włoszech, wywołując tym samym panikę w kraju.
- Zaraz będą programy telewizyjne o tym, jak zrobić maseczkę. Jeśli to ma nas uspokoić, to nauczmy się sami robić maseczki. Można też przeciąć biustonosz na pół - mówił.
"Lód w majtkach"
Jeszcze większą burzę wywołały słowa, które padły w tym samym wywiadzie dla DGP, a dotyczyły opozycji.
- Kiedy mówimy, że się przygotowujemy, to opozycja od razu "A co żeście zrobili?". Aż się boję to powiedzieć, ale powiem: wielu polityków, którzy posługują się koronawirusem jako elementem gry politycznej, powinno sobie włożyć lód do majtek. Są rzeczy, których się nie robi, bo one służą tylko partykularnym interesom, a Polska to coś więcej – mówił Pinkas.
"Trochę wyostrzone"
W obronę Jarosława Pinkasa bierze poseł PiS Bolesław Piecha, którego pytamy, czy zniknięcie szefa GIS z mediów jest wynikiem jego kontrowersyjnych wypowiedzi.
- Nie wiem, czy jego wypowiedzi były kontrowersyjne, może trochę wyostrzone. Nie chciałbym tworzyć spiskowych teorii dziejów, że jak ktoś powie coś nie tak, to od razu są szykany – mówi Piecha tvn24.pl.
Były minister zdrowia dodaje: - Bardzo dobrze znam ministra Pinkasa. On zna swoje miejsce w szeregu. Na pewno nie ma potrzeby brylowania w mediach i nie chce być liderem przekazu, bo to rola resortu zdrowia.
"To nie jest wirus, którego będziemy się bali"
Wątpliwości budzą też wcześniejsze wypowiedzi Głównego Inspektora Sanitarnego, który na początku lutego na posiedzeniu senackiej komisji zdrowia wyjaśniał, że do walki z koronawirusem "nie potrzebowaliśmy zwoływać żadnych sztabów kryzysowych", "po prostu wdrożyliśmy nasze standardowe procedury".
- To nie jest wirus, którego będziemy się bali tak jak SARS czy szczególnie MERS. W jego przypadku śmiertelność jest stosunkowo niska, można ją przyrównać do śmiertelności związanej z grypą – przekonywał Pinkas.
"Dużo i głośno mówić"
Polityk opozycji w rozmowie z tvn24.pl mówi: - Na posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa Narodowego widać było, że Pinkas lubi dużo i głośno mówić, ale niewiele z tego wynika.
Inny z naszych rozmówców z sanepidu dodaje: - Te wypowiedzi, to dolewanie oliwy do ognia. Wewnątrz ludzie wstydzą się takich słów, lekceważących zagrożenie. No i politycy muszą się z nich tłumaczyć. A tego nie lubią.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24