Mamy problem z odłączeniem się od internetu i znalezieniem równowagi między życiem w sieci a tym rzeczywistym. - Cała ta radosna narracja mediów społecznościowych, wyszukiwarek o budowaniu wspólnoty, pomocy w rozwijaniu potencjału i udostępnianiu informacji z całego świata pękła jak bańka mydlana - mówi w rozmowie z tvn24.pl Anna Turner, doktor nauk społecznych z Instytutu Filozofii i Socjologii Polskiej Akademii Nauk.
Zaczyna się od tego, że zanim jeszcze dzieci nauczą się czytać, bez problemu radzą sobie z włączeniem bajki na smartfonie czy tablecie. Później od internetu nie potrafią się już odłączyć. Badania pokazują, że ciągła obecność w sieci i perspektywa obecności w niej zawsze budzą u młodych ludzi coraz większy niepokój.
A jak wygląda świat dorosłych? Od Anny Turner, doktor nauk społecznych z Instytutu Filozofii i Socjologii Polskiej Akademii Nauk, słyszę, że czujemy presję ze strony rodziny i przyjaciół, żeby być dostępnym, w stałym kontakcie. Coraz trudniej nam zaakceptować sytuację, w której nie wiemy, co ktoś robi, albo nie wiemy, co się z kimś dzieje. Zwłaszcza gdy chodzi o bliskich. Najgorsze myśli przychodzą do głowy, gdy ktoś, kto zawsze odbiera telefon, nagle znika na kilka godzin.
Albo w ogóle znika. Nie chce używać smartfonu, odsłuchiwać głosówek, płacić "blikiem" i "serduszkować" kolejnych powiadomień.
Joanna Rubin-Sobolewska, tvn24.pl: Czy można dziś zniknąć na dłużej?
Dr Anna Turner: Ci, którzy to próbują robić, są realistami i zdają sobie sprawę, że życie poza siecią i okiem monitoringu nie jest możliwe do utrzymania w dłuższej perspektywie. Nie mówimy więc o zupełnym zniknięciu z pola widzenia, ale raczej o świadomym, kontrolowanym i ograniczonym korzystaniu z nowych technologii i rozwiązań.
Jak to zrobić, żeby zniknąć?
Bez przygotowania się nie uda. Trzeba pozbyć się telefonu i urządzeń z dostępem do internetu, zrobić zapasy gotówki, jedzenia i lekarstw. Należy również uprzedzić bliskich, bo zaczną nas szukać. Jednak długoterminowo, bez "łącznika" - osoby, która będzie z nami w kontakcie, załatwi pewne sprawy także te online, funkcjonowanie jest praktycznie niemożliwe.
Dlaczego?
Nawet jeśli odetniemy się od telefonu i internetu - gdzie zostawiamy wiele cyfrowych śladów - nasz wizerunek może być zarejestrowany właśnie wtedy, gdy sądzimy, że jesteśmy niewidoczni, ponieważ coraz więcej przestrzeni publicznych i prywatnych jest objętych systemem kamer. Ograniczane są możliwości płacenia gotówką. Jeśli nie chcemy zostawić śladu w postaci płatności kartą, możemy napotkać problemy nie tylko z zapłaceniem za zakupy, bo sprzedawcy często nie mają wydać reszty, ale także z kupnem biletu na autobus czy z opłatą za parkowanie. Coraz więcej urządzeń w ogóle nie obsługuje płatności gotówkowych.
Jak radzą sobie ukrywający się przestępcy?
Mają łącznika.
Na dłuższą metę nie są w stanie przetrwać sami. Odosobniony tryb życia w Polsce, nawet w najdalszych zakątkach Bieszczad wydaje się niemożliwy. Strażnicy parku, leśnicy pracujący w nadleśnictwach i gminach znają na swoim terenie każdy kamień. Są zainstalowane fotopułapki, a lasy odwiedzają też grzybiarze, zbieracze jagód oraz osoby szukające zrzutów poroża. Nie ma tam takiej głuchej ciszy, żeby nikt się nie pojawił. Owszem, istnieją prywatne lasy, które można ogrodzić i teoretycznie nikt poza właścicielem nie miałby tam wstępu, ale po pierwsze trzeba jakoś funkcjonować: wybudować dom, wykopać studnię, podłączyć elektryczność, a do tego potrzebni są ludzie. Po drugie, co dziesięć lat zlecane jest sporządzenie Uproszczonego Planu Urządzenia Lasu.
I na takim terenie też ktoś się pojawia?
Dany pracownik wejdzie na teren takiego lasu celem przygotowania jego charakterystyki. W głośnej sprawie Jaworka [Jacka Jaworka oskarżonego o potrójne morderstwo - red.] okazało się, że schronienia udzieliła mu bliska osoba, w domu w centrum miasta, właściwie pod nosem policji. Nie zdziwiłabym się, gdyby okazało się, że Jaworek wychodził na ulicę, być może nawet został zarejestrowany przez monitoring. Tylko czy ktoś te nagrania na bieżąco analizował?
A gdyby zwykły Kowalski zrezygnował z technologii, jakie trudności by napotkał?
Szereg - zniechęciłyby go do wytrwania w tym postanowieniu. Weźmy choćby kwestie wypłaty wynagrodzenia.
Chodzi o to, że pracodawcy w standardzie nie wypłacają pieniędzy do ręki?
Tak, najczęściej przesyłają wynagrodzenie na wskazany rachunek płatniczy, chociaż na wniosek pracownika pracodawca musi wypłacić wynagrodzenie w gotówce, do rąk własnych. Z moich rozmów z osobami, które ograniczają korzystanie z nowych technologii, wynika, że praca to jeden z kluczowych obszarów, gdzie internet stał się niezastąpiony.
Rekrutacja, wysyłka dokumentów, kontakt z szefem - wszystko online.
Bo to jest proste. Komunikacja elektroniczna stała się niezbędna w kontaktach ze współpracownikami czy klientami. Doszliśmy do momentu, w którym osobą wykluczoną może czuć się ten, kto nie chce korzystać z internetu, smartfonu czy e-maila. W praktyce jednak nie może sobie na to pozwolić, bo to oznacza już nie tylko utrudnienia, ale wręcz niemożność korzystania z pewnych rozwiązań, jak na przykład funkcjonowanie na rynku pracy czy ubieganie się o kredyt. Obawiam się, że ta cyfrowa sieć będzie się coraz bardziej zaciskać.
Co to znaczy?
Znikną ostatnie, alternatywne, analogowe rozwiązania. Nie dlatego, że będzie trudniej do nich dotrzeć, ale dlatego, że pewnym momencie po prostu już ich nie będzie. Badania pokazują, że te kwestie są dla nas ważne. W 2021 roku w badaniu Eurobarometr, obejmującym wszystkie kraje Unii Europejskiej, zapytano respondentów, co najbardziej ich niepokoi w związku z rosnącą rolą narzędzi cyfrowych i internetu w społeczeństwie.
Co nas niepokoi?
Ponad połowa ankietowanych we wszystkich grupach wiekowych obawia się kradzieży danych przez cyberprzestępców, instalacji złośliwego oprogramowania, a także wykorzystania danych i informacji przez firmy czy instytucje rządowe.
Kolejnym istotnym problemem wskazanym przez jedną trzecią respondentów były właśnie trudności z odłączeniem się od internetu i znalezieniem równowagi między życiem online i offline. Co ciekawe, najczęściej martwi to najmłodszych internautów w przedziale wiekowym 15-24 lata - aż 47 procent z nich wyraziło niepokój związany z tą sytuacją. Jest to sprzeczne z wizerunkiem młodych, którzy rzekomo nie chcą spędzać czasu poza siecią. Jak widać, spora część z nich nie czuje się ani zbyt dobrze, ani bezpiecznie w tym cyfrowym świecie.
CZYTAJ TEŻ: JESTEŚMY NA WOJNIE Z WŁASNYM MÓZGIEM >>>
Jest pani w międzynarodowym zespole badawczym International Social Survey Programme. Nad czym pracujecie?
Nad zgłębianiem zjawiska cyfrowego społeczeństwa w postaci największego badania na świecie, bo realizowanego w 45 krajach na sześciu kontynentach. Przed każdym zasadniczym badaniem sondażowym, także przed tym, przeprowadziliśmy badania pilotażowe.
Co wynika z pilotażu?
Pilotaż odbył się w 2022 roku w czterech krajach, w tym w Polsce. Między innymi okazało się, że prawie 60 procent internautów stara się ograniczać korzystanie z internetu. Te wyniki nie są wiążące. Czekamy na rezultaty badania właściwego, które będą dostępne w przyszłym roku, niemniej pokazują jakiś trend, jakąś skalę problemu. A 60 procent to bardzo dużo.
Dlaczego nie jest łatwo nie korzystać z sieci?
Otaczają nas technologie, które zapewniają łatwy dostęp do atrakcyjnych informacji. Każde kliknięcie przynosi coś nowego, a algorytmy, znając nasze upodobania na podstawie wcześniejszych działań w sieci, podpowiadają nam treści, które z dużym prawdopodobieństwem uznamy za interesujące. Ten strumień informacji nigdy się nie kończy. Nie jesteśmy uzależnieni od smartfonu jako takiego, ale od przyjemności i interakcji, jakie oferuje świat wirtualny. Trochę jakbyśmy byli konsumentami na darmowych zakupach. A jako konsumenci kochamy nowości stale podsuwane nam przez algorytmy, bo one nas w jakiś sposób definiują, przenoszą w ciekawe miejsca, odrywają od szarej rzeczywistości i często po prostu od nudy.
Co dokładnie ma pani na myśli?
Jeśli alternatywą dla oglądania nurkowania na Zanzibarze czy zabawnych rolek jest odrabianie pracy domowej, sprzątanie czy trudna rozmowa - to nie ma co się dziwić, że niektórym trudno jest odłożyć telefon. Badania pokazują, że coraz więcej osób czuje, jak balans między życiem offline i online niebezpiecznie przechylił się w jedną stronę. Brakuje długotrwałych alternatywnych rozwiązań zdolnych wyeliminować to poczucie nierównowagi. Trwamy w impasie.
A co z tym, że musimy być ciągle "w kontakcie"?
Ważnym czynnikiem powodującym chęć ograniczenia korzystania z internetu jest presja ze strony rodziny i przyjaciół, żeby być zawsze dostępnym, zawsze w kontakcie. Coraz trudniej nam zaakceptować sytuację, w której nie wiem, co ktoś robi, albo nie wiem, co się z kimś dzieje - zwłaszcza gdy chodzi o bliskich. Każdy, kto ma dziecko czy starszych rodziców, doskonale wie, o czym mówię. Najgorsze myśli przychodzą do głowy, gdy ktoś, kto zawsze odbiera telefon, nagle znika na kilka godzin.
Zdałam sobie sprawę, że wszystko, co robię, jest w jakiś sposób związane z internetem i - krótko mówiąc - chciałam zaangażować się w coś, co nie jest. Dlatego od kilku lat, co tydzień, chodzę na zajęcia z kaligrafii, na których skupiam się tylko na tym, żeby opanować dane pismo, np. teksturę, co sprawia mi dużo frajdy. Dwa tygodnie wakacji spędzam w podkrakowskim klasztorze na Letniej Szkole Kaligrafii, gdzie piszemy od rana do nocy. Bez telefonu, bez internetu.
CZYTAJ TEŻ: WCHODZI NIEOCZEKIWANE, MOŻE DEMOLOWAĆ ŻYCIE >>>
Nie jest pani poddenerwowana, że jakieś informacje panią omijają?
Nie, wtedy nie doskwiera mi FOMO [z ang. fear of missing out, oznacza strach przed tym, co nas omija - red]. Nie mam potrzeby sprawdzania wiadomości, a telefon właściwie przestaje być mi potrzebny.
Zna pani kogoś, z kim nie można się szybko skontaktować, a jest aktywny zawodowo?
W ubiegłym roku rozmawiałam z Davidem Lyonem, profesorem socjologii i prawa na Uniwersytecie Queen's w Kanadzie, jednym z głównych teoretyków społeczeństwa nadzorowanego, autorem wielu publikacji na ten temat, w tym książki "Płynna inwigilacja" napisanej wspólnie z Zygmuntem Baumanem. David korzysta z poczty elektronicznej, ale nie posiada telefonu komórkowego ani smartfonu. Jest człowiekiem bardzo aktywnym, zapraszanym na wykłady, nadal prowadzącym własne badania. Brak telefonu to dla niego ulga, choć jednocześnie zdaje sobie sprawę, jaki dyskomfort wywołuje to u innych.
Dyskomfort?
Zauważył, że dla tych, którzy natychmiast muszą się czegoś od niego dowiedzieć, stał się prawdziwą niedogodnością, ponieważ nie mogą od razu się z nim skontaktować i muszą czekać, aż odpisze na maila. Przyzwyczailiśmy się, że w cyfrowej rzeczywistości do jednego kliknięcia skróciliśmy dystans pomiędzy pragnieniem a jego realizacją, a nasza wygoda urosła do rangi najwyższej wartości. Wydaje się, jakbyśmy zupełnie zapomnieli o ważnej umiejętności bycia cierpliwym, o tym, że nie wszystko trzeba i można mieć natychmiast.
Kolejną kwestią, która skłania ludzi do ograniczania korzystania z internetu, są uzasadnione obawy związane z bezpieczeństwem danych, co może prowadzić do coraz częściej występującego zjawiska znanego w literaturze przedmiotu jako cynizm prywatności.
Co ono oznacza?
W środowisku, w którym nasze cyfrowe ślady są stale gromadzone i w niejasny sposób wykorzystywane, rośnie poczucie bezradności i sceptycyzmu wobec zabezpieczeń prywatności. Jako użytkownicy internetu zdajemy sobie sprawę z tego, że właściwie nie mamy za wiele do powiedzenia w kontekście naszych danych. Albo je udostępnimy, albo tracimy dostęp do pewnych serwisów czy aplikacji. To nadal gra o sumie zerowej, która rozpoczęła się, gdy inwestorzy zaczęli naciskać na Google'a (obecnie Alphabet) czy Facebooka (obecnie Meta), aby generowały wysokie zyski. Cały ten proces fantastycznie opisała Shoshana Zuboff, psycholog społeczna Uniwersytetu Harvarda i autorka książki "Wiek kapitalizmu inwigilacji". Korzystając z internetu, a zwłaszcza z interaktywnych mediów społecznościowych, nie wchodzimy do żadnej wspólnoty.
A w co wchodzimy?
Wchodzimy do sieci. Sieci, która funkcjonuje w sposób mający przynosić dochody. Tylko tyle. Monetyzacja naszych zachowań to jedna strona medalu, a druga to kwestia masowej inwigilacji, której funkcjonowanie ujawnił w 2013 roku Edward Snowden.
Chodzi o wykorzystanie danych przez rządy?
Tak.
Edward Snowden był sygnalistą, który ujawnił istnienie programów szpiegujących o globalnym zasięgu, w ramach których największe amerykańskie firmy internetowe i komunikacyjne masowo udostępniały Agencji Bezpieczeństwa Narodowego Stanów Zjednoczonych dane swoich użytkowników, oczywiście bez ich wiedzy i zgody, a także bez nakazu sądu. Pokazał on kulisy funkcjonowania tego spektaklu, ujawniając, jak w cyfrowej rzeczywistości krzyżują się interesy sektora prywatnego i państwowego, tworząc coś na wzór symbiotycznej koegzystencji.
Firmy technologiczne zapewniają ciągły strumień danych, a agencje rządowe odpowiedzialne za bezpieczeństwo wykorzystują potencjał cyfrowego śledzenia do udaremniania zagrożeń i monitorowania społeczeństwa.
Cała ta radosna narracja mediów społecznościowych, wyszukiwarek o budowaniu wspólnoty, pomocy w rozwijaniu potencjału i udostępnianiu informacji z całego świata pękła wtedy jak bańka mydlana. Ujawnione przez Snowdena rewelacje miały niewątpliwy wpływ na zwiększenie świadomości konieczności ochrony danych w internecie.
A może to był po prostu news, który chwilowo ludzi zainteresował?
Prowadziłam w tym czasie dwuletnie międzynarodowe badania, podczas których analizowałam, czy sprawa Snowdena była tylko jednym z wielu newsów w mediach, czy poszło za tym coś więcej, czy coś zmieniło się w świadomości społeczeństwa. W każdym ze 116 krajów, które objęło moje badanie, wyszukiwano informacje nie tylko na temat Snowdena, ale także materiałów, które ujawnił. Ponadto w większości krajów przełożyło się to na zwiększenie zainteresowania tematyką ochrony danych, prywatności i bezpieczeństwa w internecie. To pokazuje, że działania sygnalistów nagłaśniane przez media mają sens.
Słyszała pani komentarz: "Ale ja nie mam nic do ukrycia"?
Jeśli nie masz nic do ukrycia, to po co zasłaniasz okna w domu? Po co masz drzwi w toalecie?
Każdy ma swoją przestrzeń prywatną, miejsce ciszy, skupienia i oddechu od wszystkiego, co na zewnątrz. To tu zawiera się indywidualność człowieka i dlatego powinniśmy zrobić wszystko, aby ta sfera pozostała nienaruszona. Dlaczego rząd czy firmy internetowe mają wiedzieć, gdzie jesteś, co robisz, z kim rozmawiasz, czego szukasz? Na ile twoje dane są naprawdę bezpieczne i kto ma do nich dostęp? Informacja to władza, a władza to kontrola nad twoimi zachowaniami, wyborami, treściami, do których masz dostęp. Nowe technologie głęboko wniknęły w życie ludzkie i z tej ścieżki nie ma już odwrotu.
Czy chcemy w ogóle odwrotu?
97 procent Polaków ma konto w banku, przed pandemią 57 procent korzystało z bankowości internetowej, a po pandemii aż 77 procent. Kilkuletnie dzieci, zanim jeszcze nauczą się czytać, bez problemu radzą sobie z włączeniem bajki na smartfonie czy tablecie, bo rozpoznają ikony. Jak mamy wrócić do czasów offline? W tym pokoju drzwi mają klamkę z jednej strony.
Co to znaczy w tej sytuacji?
Pokolenie 40 plus i starsze zdobyły różne doświadczenia bez wszechobecnego wpływu technologii, ale młodsi, urodzeni po 2000 roku, dorastają w środowisku całkowicie nią przesiąkniętym. A to właśnie doświadczenie kształtuje naszą tożsamość. Na przykład interakcje społeczne często odbywają się za pośrednictwem komunikatorów internetowych i mediów społecznościowych, gdzie złożoność relacji międzyludzkich jest sprowadzona do prostego aktu "przestań obserwować" lub "zablokuj". Osobiste rozwiązywanie konfliktów zastępuje wygoda wynikająca z cyfrowego wycofania się.
To może trzeba zamknąć Facebooka i inne media społecznościowe - taki lockdown?
To raczej nie jest możliwe. Musimy dążyć do odpowiedzialnego uregulowania internetu - takiego, które stawia na pierwszym miejscu ochronę danych osobowych i walczy z narastającą falą dezinformacji. Równocześnie konieczne jest zabezpieczenie alternatywnych rozwiązań: gotówka musi pozostać dostępna jako opcja dla płatności cyfrowych, a bezpośrednie relacje nie mogą całkowicie ustąpić tym wirtualnym. Nasze offline'owe doświadczenia to nici, które tkają więzi międzyludzkie, budują empatię i zrozumienie - wartości, których technologia nie jest w stanie w pełni zastąpić. W tym szybko zmieniającym się cyfrowym krajobrazie ich ochrona jest kluczowa.
Dlaczego?
Bo bez nich mamy marną imitację tego, co prawdziwe między nami. W świecie pełnym ekranów i algorytmów, coraz bardziej przypominającym wielki bank danych, nie możemy stracić z oczu tego, co czyni nas ludźmi. Błądzenie, wątpienie, rozważanie nie są oznakami słabości, ale siły naszego umysłu. Dlaczego więc stale zmagamy się z dylematami ludzkiej natury? Po co nam pytania, które nas nieustannie trapią? Odpowiedź daje nam Leszek Kołakowski, filozof: "bo gdybyśmy umieli na nie odpowiedzieć, nasz świat przypominałby od dawna tabliczkę mnożenia. A wtedy zobaczylibyście, o ile byłby gorszy od istniejącego".
Jeśli doświadczasz problemów emocjonalnych i chciałbyś uzyskać poradę lub wsparcie, tutaj znajdziesz listę organizacji oferujących profesjonalną pomoc. W sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia zadzwoń na numer 997 lub 112.
Autorka/Autor: Joanna Rubin-Sobolewska
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock