Była wicepremier Jadwiga Emilewicz w podcaście "Wybory kobiet" odniosła się do kwestii wyroku Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji i jego wpływu na sytuację kobiet w Polsce. W rozmowie z Arletą Zalewską z "Faktów" TVN i Aleksandrą Pawlicką z "Newsweeka" przyznała, że po ośmiu latach rządów Prawa i Sprawiedliwości nie może powiedzieć, że "stworzyliśmy warunki ku temu, żeby w pełni reflektorów stanąć i powiedzieć: tak, zrobiliśmy prawo, które sprawia, że każda kobieta może czuć się bezpieczna".
Przedstawicielka Prawa i Sprawiedliwości Jadwiga Emilewicz w podcaście "Wybory kobiet" odpowiedziała na pytania związane ze zmianą sytuacji kobiet za rządów PiS po wyroku Trybunału Konstytucyjnego z października 2020 roku. Na wstępie polityczka zwróciła uwagę, że mówiła wielokrotnie, że dla niej "kwestią jasną jest, że życie ludzkie w świetle prawa i innych dokumentów prawa w Polsce, nie tylko konstytucji, jest chronione w całym jego cyklu".
- To życie zaczyna się w momencie poczęcia i nie ma innego sposobu na pojawienie się człowieka na ziemi. Na wszelkie dyskusje o tym, czy on jest samodzielny czy niesamodzielny, odpowiadam pytaniem: Czy człowiek starszy albo ktoś po wypadku, kto żyje dzięki temu, że jest podpięty do respiratora jest samodzielny, czy niesamodzielny? – wyjaśniła.
Jadwiga Emilewicz podkreśliła, że wyraża zdanie jako kobieta. - Natomiast jeśli chodzi o zdanie polityka i to, co się stało po wyroku Trybunału Konstytucyjnego to uważam, że tego typu procesy polityczne niezwykle ważkie i wrażliwe, jeżeli chcę, żeby życie ludzkie było chronione to powinnam stanowić i robić wszystko, aby to prawo było trwałe i długoterminowe, żeby przetrwało moment, w którym mnie w tym parlamencie nie będzie – dodała.
Emilewicz o następstwach wyroku TK ws. aborcji
W następstwie wyroku Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji w Polsce doszło do wielkich protestów – w związku z tym rząd wstrzymał się z publikacją tego orzeczenia w Dzienniku Ustaw. – To, co było moim ogromnym wyzwaniem w dyskusjach, w których brałam udział to, czy my rzeczywiście trwale i skutecznie to życie będziemy chronić – wspomniała.
Posłanka Prawa i Sprawiedliwości przyznała, że w protestach brały udział jej koleżanki, które "poczuły się dotknięte, że pewna płaszczyzna wolności i intymności została przekroczona w dość brutalny sposób".
Była wicepremier przekonywała, że wyrok Trybunału Konstytucyjnego nie zmienił prawa do ochrony życia kobiet. Kiedy Aleksandra Pawlicka wyliczyła imiona kobiet w ciąży, które zmarły. Emilewicz stwierdziła "one w ogóle nie powinny umrzeć".
- Prawo mówi jednoznacznie, że lekarz ma obowiązek chronić życie i zdrowie kobiety. To znaczy, że są złymi lekarzami. Tutaj prawo rozstrzyga jednoznacznie. Dlatego nie lubię tej dyskusji, bo pokazując te ofiary, to jest tragedia, która nie powinna mieć miejsca. Natomiast nie powinniśmy pokazywać tych przypadków jako skutków wyroku Trybunału Konstytucyjnego – dodała.
Emilewicz: nie zrobiliśmy prawa, które sprawia, że każda kobieta może czuć się bezpieczna
– Powinniśmy powiedzieć kobietom w Polsce, jeśli wprowadzamy tego typu prawo, że jeśli kobieta czuje się zagrożona bądź niegotowa do tego, żeby udźwignąć ciążę zagrożoną, że państwo polskie przejmuje wszelką odpowiedzialność w takim przypadku – powiedziała Jadwiga Emilewicz.
Posłanka przyznała, że po ośmiu latach rządów Prawa i Sprawiedliwości nie może powiedzieć, że "stworzyliśmy warunki ku temu, żeby w pełni reflektorów stanąć i powiedzieć: tak, zrobiliśmy prawo, które sprawia, że każda kobieta może czuć się bezpieczna".
- To był największy błąd, który ja widzę w procesie wprowadzania tej przesłanki i uważam, że tego typu sprawa powinna być przeprowadzona zmianą ustawową, a nie wnioskiem do Trybunału Konstytucyjnego – podkreśliła.
Źródło: TVN24