Odnosiłem wrażenie, że mój klient jest traktowany jak podejrzany - mówił w "Tak jest" pełnomocnik austriackiego biznesmena Geralda Birgfellnera, mecenas Jacek Dubois. - Takie odnosiłem wrażenie z komunikatów prokuratury, z wypowiedzi przedstawicieli organów państwa. To było powodem, dlaczego poprosiliśmy, żeby to, co się dzieje, było pod uwagą, czy rozwagą ambasady - dodał.
- Poprzednie przesłuchanie Geralda Birgfellnera było takie wstrząsowe dosyć. Myśmy wyrażali swoje zaniepokojenie i obawy, podjęliśmy dość dużą akcję, żeby odwołać się do opinii publicznej. Chyba przyniosło to skutek, bo dzisiaj było bardzo merytorycznie. Posunęliśmy się do przodu - mówił Dubois o czwartkowym przesłuchaniu Geralda Birgfellnera w warszawskiej prokuraturze.
- Około siedmiu godzin naprawdę ciężkiej pracy, rozmowy nie o sprawach ubocznych, tylko o tym, czego dotyczy zawiadomienie - mówił Dubois.
Dubois: nie ma jakiejkolwiek podstawy, aby Birgfellner stał się podejrzanym
W czwartek "Gazeta Wyborcza" opublikowała artykuł zatytułowany "Gerald Birgfellner na celowniku prokuratury". Dziennikarze piszą w nim, że prokuratura rozważa wszczęcie śledztwa w sprawie próby wyłudzenia pieniędzy od spółki Srebrna przez Austriaka.
Zdaniem Dubois "z punktu widzenia dowodów nie ma jakiejkolwiek podstawy" do tego, aby to Birgfellner stał się podejrzanym. - Natomiast życie czasem może przerastać rzeczywistość. Ale ja taką sytuację wykluczam, bo jestem prawnikiem i uważam, że decyzje zapadają w oparciu o dowody - dodał mecenas.
"Złożyliśmy pismo pod wpływem pewnych emocji"
Pełnomocnik Birgfellnera był również pytany o prośbę o ochronę dyplomatyczną i wniosek o dopuszczenie obserwatora ambasady Austrii do przesłuchań jego klienta. Dzisiaj na przesłuchaniu nikogo z ambasady nie było.
- Nie sądzę, żeby tam została podjęta merytoryczna decyzja. Dyplomaci są ludźmi bardzo spokojnymi, wyważonymi. Myśmy złożyli te pismo pod wpływem pewnych emocji, które były wywołane tym, co się dzieje: kolejne oświadczenie rzecznika prokuratury, które było - w naszej ocenie - dalekie od rzeczywistego przebiegu zdarzeń; słowa, w których obrażano mojego kolegę Romana Giertycha, zarzucając mu wpływanie na postępowanie. Nasz klient był przedmiotem ataków - to wszystko doprowadziło do tego, że uznaliśmy, że gdzieś jest naruszona zasada równości - ocenił.
- Artykuł 32 konstytucji mówi, że wszyscy jesteśmy równi wobec prawa. Myśmy zaczęli odnosić wrażenie, że osoba, przeciwko której złożyliśmy zawiadomienie, jest równiejsza - dodał.
- Zastanowiliśmy się, do kogo możemy się odwołać. Myśleliśmy o premierze, ale premier już stał się adwokatem osoby, przeciwko której złożyliśmy zawiadomienie. Myśleliśmy o ministrze sprawiedliwości, prokuratorze generalnym, ale on się spotkał z tą osobą. Myśleliśmy o partii rządzącej, ale ustami rzeczniczki ta partia już zabrała głos. Może jakieś służby, ale przedstawicieli służb pracowali dla Srebrnej - wymieniał Dubois.
Dlatego, jak wyjaśniał, pełnomocnicy poprosili ambasadę Austrii o opiekę dyplomatyczną. - Prosząc, żeby ambasada przyjrzała się temu (postępowaniu - red.). Myśmy prosili, żeby wystąpili o zgodę w charakterze obserwatora. To była nasza sugestia - powiedział. Jednak jak ocenił Dubois, "pismo przyniosło efekt". - Bo dzisiejsze spotkanie było merytoryczne - przyznał.
"Mamy totalną nierówność broni"
Jacek Dubois skomentował w "Tak jest" także wtorkowy komunikat Prokuratury Okręgowej w Warszawie, w którym zapewniła, że Gerald Birgfellner podpisał protokół przesłuchania, które odbyło się 13 lutego. Śledczy odnieśli się do materiału we wtorkowej "Gazecie Wyborczej", która - powołując się na pełnomocników Austriaka - podała, że podpisu nie było.
- Prasa podała, że ktoś odmówił podpisania protokołu, to jest nieprawda - powiedział. - Sytuacja była taka, że kiedy czytaliśmy przed podpisaniem protokół, okazało się, że zawiera zupełnie inną treść, niż ta, która była wypowiedziana. W związku z tym myśmy zażądali sprostowania protokołu. Ponieważ prokurator nie była chętna, myśmy oświadczyli, że nie podpiszemy protokołu, jeżeli nie zostanie w nim przywrócona prawda, czyli nie będzie w nim tego sformułowania, które rzeczywiście padło. Pani prokurator po bardzo długiej dyskusji ten protokół poprawiła w sposób odpowiadający przebiegowi czynności. Został podpisany - tłumaczył.
Na uwagę, że prokuratura ujawniła ostatnią stronę protokołu, odparł: - Z punktu widzenia prawa prokurator może ujawnić te elementy postępowania, które służą interesowi społecznemu. Nam nie wolno. To jest naruszenie równości stron, ponieważ my się spieramy i przed organem, i przed opinią publiczną. Teraz mamy totalną nierówność broni. Prokuratura może robić wszystko, my jesteśmy zagrożeni odpowiedzialnością karną za ujawnienia pewnych rzeczy.
Dubois: odnosiłem wrażenie, że mój klient jest traktowany jak podejrzany
Pytany, czy ma wrażenie, że jego klient jest traktowany jak podejrzany, odpowiedział: - Takie odnosiłem wrażenie z komunikatów prokuratury, takie miałem wrażenie z wypowiedzi przedstawicieli organów państwa i to było powodem, dlaczego poprosiliśmy, żeby to, co się dzieje, było pod uwagą, czy rozwagą ambasady.
- Ja nie mówię o prokuratorze prowadzącym postępowanie, tylko ja mówię o wszystkich organach prokuratury i władzy. Wychodzę z przesłuchania i po trzech godzinach do mnie dzwoni dziennikarz rządowy, związany z mediami rządowymi, który doskonale zna treść przesłuchania i zadaje mi pytania, które mają w ewidentny sposób zdyskredytować mojego klienta - powiedział Dubois.
Jak dodał, prokurator przekazał informację o postępowaniu dziennikarzowi, który "w ciągu sekundy wiedział, jak sformułować pytania i rozstrzygnął, kto to jest tutaj czarną owcą".
Autor: kb//mtom//kwoj / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24