W niedzielę w Stalowej Woli odbędzie się inscenizacja "krwawej niedzieli", a w Domostawie odsłonięty zostanie pomnik "Rzeź Wołyńska". Obie inicjatywy wywołują niemałe kontrowersje. - Rzeź wołyńska to część naszej historii, nie można zamiatać jej pod dywan - przekonuje historyk prof. Andrzej Olejko. Pamięć - jak podkreśla Mirosław Skórka, prezes Związku Ukraińców w Polsce - trzeba pielęgnować, ale nie w taki sposób. - Oby nikomu nie przyszła do głowy inscenizacja Oświęcimia - mówi tvn24.pl Skórka.
· Prezydent Stalowej Woli Lucjusz Nadbereżny zaprosił mieszkańców na Błonia nad Sanem, gdzie - jak zapowiedział - ma się odbyć "przejmująca inscenizacja historyczna ukazująca dramat ludobójstwa dokonanego na Polakach przez ukraińskich nacjonalistów na Wołyniu".
· Nie wiem, co trzeba mieć w głowie, by takie rzeczy wymyślić. Mam nadzieję, że nikt nie wpadnie na genialny pomysł, by dziecko ze sobą zabrać na tę chorą imprezę - skomentował inicjatywę urzędników jeden z internautów.
· Z polskiej strony przedstawienie czegoś takiego, jak inscenizacji wołyńskiej, to przypomnienie o wydarzeniach z roku 1943, których nie można zapomnieć - przekonuje historyk prof. Andrzej Olejko. Czy pokazana zostanie śmierć? "Kurtyna inscenizacji pt. "Wołyń" - tak jak każde przedstawienie - musi skrywać rąbek tajemnicy i zaskoczenia. Sama inscenizacja będzie miała charakter dynamiczny (...), widowisko ma być wydarzeniem przejmującym, a nie brutalnym - obiecuje rzecznik magistratu i dodaje, że nie ma kryterium wiekowego dla widzów.
W niedzielę oficjalnie odsłonięty zostanie też pomnik z wielkim orłem i dzieckiem nadzianym na tryzub.
· Przerażony "tego rodzaju działaniami" jest Mirosław Skórka, prezes Związku Ukraińców w Polsce. - Nie mogę zrozumieć, jaki jest ich cel. O rzezi wołyńskiej powinno się dyskutować, zastanawiać, modlić się za poległych, a nie robić z tego spektaklu, który ma wzmacniać nienawiść - komentuje dla tvn24.pl.
W tym roku przypada 81. rocznica rzezi wołyńskiej. To jedna z najbardziej dramatycznych kart polskiej historii. 11 lipca 1943 roku oddziały Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA) dokonały skoordynowanego ataku na 99 polskich miejscowości, głównie w powiatach kowelskim, horochowskim i włodzimierskim. Oprawcy wykorzystali moment, kiedy Polki i Polacy gromadzili się na niedzielnych mszach w kościołach. Ten dzień przeszedł do historii jako "krwawa niedziela". Było to apogeum mordów prowadzonych od lutego 1943 r. do wiosny 1945 r. Badacze obliczają, że tylko tego jednego dnia mogło zginąć około ośmiu tysięcy Polaków. Od kul, siekier, wideł, noży i innych narzędzi.
Inscenizacja "krwawej niedzieli" w Stalowej Woli
W niedzielę między innymi na Podkarpaciu odbędą się uroczystości upamiętniające rzeź wołyńską.
Prezydent Stalowej Woli Lucjusz Nadbereżny zaprosił mieszkańców na Błonia nad Sanem, gdzie - jak zapowiedział - ma się odbyć "przejmująca inscenizacja historyczna ukazująca dramat ludobójstwa dokonanego na Polakach przez ukraińskich nacjonalistów na Wołyniu".
Zapraszam na przejmującą inscenizację historyczną ukazującą dramat ludobójstwa dokonanego na Polakach przez ukraińskich nacjonalistów na Wołyniu 🕯🇵🇱 #prawda #pamięć #ludobójstwo #Wołyń @obserwujący
Posted by Nadbereżny Lucjusz on Tuesday, July 9, 2024
Pod wpisem prezydenta Stalowej Woli rozgorzała dyskusja na temat zaplanowanych na niedzielę uroczystości. Głosy są podzielone, większość komentujących popiera inicjatywę, ale są też tacy, którzy podają w wątpliwość formę, w jakiej stalowowolski magistrat chce uczcić rocznicę rzezi wołyńskiej.
- Z całym szacunkiem panie prezydencie, ale czy to jednak nie przesada? Jak się będą czuć potomkowie ofiar? Co następne - inscenizacja komór gazowych i krematoriów z Auschwitz? Pamiętać i czcić pamięć to jedno, ale robić z tego przedstawienie to już trochę za daleko.
- Co to jest? Inscenizacja Wołynia? Przestańcie wykorzystywać tę tragedię do tak prymitywnych inicjatyw! Jest wiele innych możliwości na godne upamiętnienie tamtych wydarzeń.
- Inscenizacja ludobójstwa nie jest chyba najlepszym sposobem promowania pamięci o tych dramatycznych wydarzeniach…
- Nie wiem, co trzeba mieć w głowie, by takie rzeczy wymyślić. Mam nadzieję, że nikt nie wpadnie na genialny pomysł, by dziecko ze sobą zabrać na tę chorą imprezę.
To tylko kilka komentarzy, które znalazły się pod wpisem prezydenta Lucjusza Nadbereżnego.
Z krótkiej informacji zamieszczonej na stronie internetowej Urzędu Miasta w Stalowej Woli dowiadujemy się, że wydarzenie zaplanowano na godzinę 19, a jego partnerami są: Federacja Patriotyczna, Stowarzyszenie Odra-Niemen Oddział Podkarpacki, Podkarpackie Stowarzyszenie Miłośników Militariów, Fundacja Przywróćmy Pamięć, Grupa Rekonstrukcji Historycznej Zakłady Południowe oraz Stowarzyszenie Kibiców Stali Stalowa Wola.
O bezpieczeństwo uczestników mają zadbać miejscowi strażacy ochotnicy. "Uczcijmy pamięć pomordowanych i licznie weźmy udział w tym unikatowym wydarzeniu" - zachęca magistrat.
Co będzie? Atrapy broni i prawdziwy ogień
Kamil Woś, rzecznik Urzędu Miasta w Stalowej Woli, dopytywany przez nas o szczegóły niedzielnej inscenizacji, nie chciał opowiadać o wydarzeniu telefonicznie. W mailu, który nam przesłał, czytamy: "Inscenizacja oparta jest o historię pewnej polskiej wioski, jakich wiele w latach czterdziestych XX wieku znajdowało się na terenach Wołynia, Galicji Wschodniej czy Podola. Rekonstruktorzy historyczni zaprezentują przedstawienie, które przekaże odbiorcom tragizm wydarzeń 'krwawej niedzieli' 1943 roku na Wołyniu".
Woś informuje też, że podczas inscenizacji na stalowowolskich Błoniach pojawią się "atrapy broni, prawdziwy ogień oraz będzie można usłyszeć wystrzały".
Wydarzenie - jak informuje rzecznik stalowowolskiego magistratu - nie jest objęte kryterium wiekowym.
"Pragnę podkreślić, że wydarzenie to inscenizacja, a nie dokładna rekonstrukcja zdarzeń, dlatego też przekaz ogólny będzie ważniejszy od detali, które miały miejsce podczas realnych wydarzeń" - zapewnił rzecznik w przesłanej nam informacji.
Zapytaliśmy, czy podczas inscenizacji zostaną przedstawione sceny śmierci, w tym także m.in. dzieci, młodzieży i kobiet w ciąży, i czy będą to "krwawe sceny", a także o rodzaje broni, jakie będą tam wykorzystane. Zapytaliśmy także, czy organizatorzy - wzorem inscenizacji rzezi wołyńskiej przedstawionej w 2013 roku w Radymnie - zamierzają podpalać rekwizyty. Tam podpalono zbudowane na potrzeby inscenizacji chaty.
"Kurtyna inscenizacji pt. "Wołyń" - tak jak każde przedstawienie - musi skrywać rąbek tajemnicy i zaskoczenia. Sama inscenizacja będzie miała charakter dynamiczny (...), widowisko ma być wydarzeniem przejmującym, a nie brutalnym, które z jednej strony ukazuje fakty historyczne, a z drugiej skłania do refleksji" - odpowiedział rzecznik Kamil Woś.
To nie pierwsza inscenizacja historyczna upamiętniająca rzeź wołyńską. W 2013 roku podobna odbyła się w Radymnie koło Jarosławia, także na Podkarpaciu. Podczas rekonstrukcji, w której wzięli udział dorośli i dzieci wcielający się w mieszkających po sąsiedzku Polaków i Ukraińców, pokazano sceny, w których w nocy bandy UPA wyprowadzały mieszkańców z domów i w okrutny sposób ich mordowały, a w jej kulminacyjnym momencie podpalono wioskę wzniesioną specjalnie na potrzeby inscenizacji. Wstrząsającemu widowisku przyglądało się wówczas kilka tysięcy osób.
"Opowieść o sąsiadach, którzy zbłądzili"
Konsultantem historycznym wydarzenia jest prof. Andrzej Olejko, znany historyk. W rozmowie z tvn24.pl przyznał, że czytał scenariusz inscenizacji i - jak zapewnił - mimo "bardzo ciężkiej problematyki jest on stonowany".
- Jeżeli idzie o kwestię owej drastyczności, będzie ona wyeksponowana w sposób na tyle stonowany, aby nie budzić w tej materii demonów przeszłości. Będzie to nic innego, tylko normalna opowieść o sąsiadach, którzy na pewnym etapie rozwoju historycznego własnych relacji zbłądzili, a potem na koniec starali się znaleźć odpowiedź na pytanie, czy można było inaczej - opowiada historyk.
Dodaje, że założenie scenarzysty i reżysera, którym - jak podkreśla - nie jest, jest proste: pokazać, ale nie jątrzyć.
- Tematy trudne mają to do siebie, że często zamiata się je pod dywan i w ogóle się ich nie przedstawia. Z polskiej strony przedstawienie czegoś takiego, jak inscenizacji wołyńskiej, to przypomnienie o wydarzeniach z roku 1943, których nie można zapomnieć. Choćby dlatego, że to część naszej historii i do dnia dzisiejszego kwestia wymagająca prostego słowa "przepraszam" - uważa historyk.
Czy inscenizacja to dobry sposób, aby kultywować wiedzę o wojennych wydarzeniach? Historyk uważa, że tak samo dobry jak każdy inny. - Można o tym mówić, od tego jest radio. Można to pokazywać na taśmie filmowej, od tego jest film i kino. Można to prezentować również w formie inscenizacyjnej, w taki sposób, aby przyszedł czas przemyśleń - wyjaśnia.
Dodaje, że niezależnie od formy ważne jest, aby nie zapominać o tym, co przed laty wydarzyło się na Wołyniu.
- Na ziemiach polskich Wołyniaków można znaleźć od Szczecina po Jelenią Górę, od Jeleniej Góry po Suwałki i od Gdańska po Bieszczady. Bo pojęcie "mieszkałem na Wołyniu" nie jest tylko i wyłącznie pojęciem suchym w kwestii osoby wysiedlonej. Jest to część karty najnowszej historii państwa i narodów, która jest częścią niczego innego, tylko tożsamości, języka, kultury. A dla tych, którzy wyjechali onegdaj stamtąd, bądź też zostali tam na zawsze, jest to kwestia pamięci - konkluduje prof. Olejko.
Zobacz materiał "Faktów": 80. rocznica rzezi wołyńskiej. "25 osób z mojej rodziny wymordowali"
"Takie działania szkodzą polsko-ukraińskim relacjom"
- Jestem przerażony tego rodzaju działaniami. Nie mogę zrozumieć, jaki jest ich cel. O rzezi wołyńskiej powinno się dyskutować, zastanawiać, modlić się za poległych, a nie robić z tego spektaklu, który ma wzmacniać nienawiść. O co chodzi tym ludziom? Czy chcą sprowokować ponowne rzezie? Nie rozumiem ich intencji. Wydaje mi się, że ktoś stracił zdolność logicznego myślenia w próbie opowiadania o tych wydarzeniach. Oby nikomu nie przyszła do głowy inscenizacja Oświęcimia i gazowania ludzi - komentuje w rozmowie z tvn24.pl Mirosław Skórka, prezes Związku Ukraińców w Polsce.
Dodaje, że tego typu działania mogą nie tylko zaszkodzić polsko-ukraińskim relacjom, ale też wpłynąć na bezpieczeństwo obu państw. - Wydaje mi się, że to są działania, których celem jest rozbudzanie - w tym kontekście, który mamy obecnie w relacjach polsko-ukraińskich, ale przede wszystkim w kontekście wojny - antagonizmu polsko-ukraińskiego i to jest dla mnie absolutnie niezrozumiałe, a bym powiedział wręcz szkodliwe dla naszych dwóch państw, dla naszej narodowości, ale też dla bezpieczeństwa Europy - ocenia nasz rozmówca.
Zaznacza, że pamięć o tym, co wydarzyło się na Wołyniu, powinna być kultywowana, ale nie w taki sposób.
- Przede wszystkim bardzo mądrze trzeba to robić, a więc trzeba ludziom wytłumaczyć, co się wydarzyło, a nie wzbudzać negatywne emocje. Naszym celem powinno być godne upamiętnienie ofiar tej tragicznej zbrodni i w Polsce, i w Ukrainie. I po to, żeby zbudować atmosferę takiego godnego upamiętnienia, potrzebujemy się wzajemnie zrozumieć i wspólnie dogadać. Nie możemy siebie wzajemnie obrażać, nie możemy próbować narzucić drugiej stronie swojej narracji - podkreśla Mirosław Skórka.
- Chęć zorganizowania inscenizacji w Stalowej Woli czy postawienia tego rodzaju pomnika w Ukrainie interpretowana jest jako absolutne niezrozumienie czy absolutna półprawda o tym, co się działo na Wołyniu - dodaje.
I dziecko nabite na tryzub
Także w niedzielę, 14 lipca, w Domostawie w woj. podkarpackim odbędzie się oficjalne odsłonięcie pomnika "Rzeź Wołyńska". 14-metrowy, odlany z brązu monument autorstwa rzeźbiarza Andrzeja Pityńskiego powstał na zamówienie Stowarzyszenia Weteranów Armii Polskiej w Ameryce z inicjatywy Społecznego Komitetu Budowy Pomnika "Rzeź Wołyńska".
Pomnik od początku budzi kontrowersje. Nie tylko ze względu na tematykę, której jest poświęcony, ale przede wszystkim na to, jak wygląda. Składa się z ogromnego orła w koronie z rozpostartymi skrzydłami, na których widnieją nazwy miejscowości, w których UPA dokonywała mordów Polek i Polaków, w środek ma wpisany kształt krzyża. W środku krzyża znajduje się długi tryzub, na który nabite jest małe dziecko, przebija je na wylot. U podstawy pomnika znajduje się rodzina z małymi dziećmi w ogniu. Mężczyzna trzyma w dłoni katolicki krzyż, kobieta ma na rękach niemowlę.
Miejsca dla pomnika szukano od kilku lat. Na postawienie go na swoim terenie nie zgodziły się m.in. władze Rzeszowa, Jeleniej Góry, a także Stalowej Woli. Nie chciał go u siebie także ojciec Tadeusz Rydzyk. Ostatecznie monument stanął w pobliżu Miejsca Obsługi Podróżnych przy drodze S19 w Domostawie w powiecie niżańskim na Podkarpaciu.
Odsłonięcie i poświęcenie pomnika - jak informują organizatorzy - odbędzie się w niedzielę, początek uroczystości zaplanowano na godzinę 11.
- Uważam, że jest to podobne zjawisko, jak próba inscenizacji w Stalowej Woli. Nie jest to rzecz, która ma na celu upamiętnić - co jest niezwykle potrzebne - to, co się działo, tylko ma na celu rozbudzić i budzić czy utrzymywać nienawiść w relacjach polsko-ukraińskich. To są dwie zupełnie inne opowieści - komentuje prezes Związku Ukraińców w Polsce.
- Domostawa zbudowała sobie w tej chwili atrakcję turystyczną z upamiętniania Wołynia. Stalowa Wola próbuje być oryginalna, budując swój kapitał turystyczny, upamiętniając Wołyń za pomocą inscenizacji. To jest bardzo instrumentalne traktowanie tej tragedii - kontynuuje nasz rozmówca.
- Lekcję historii o tym, do czego może prowadzi nienawiść, już mieliśmy, trzeba robić wszystko, aby się nie powtórzyła - dodaje.
Zbrodnia wołyńska
Obchodzony 11 lipca dzień pamięci związany jest z rocznicą wydarzeń z 11 i 12 lipca 1943 r., kiedy UPA dokonała skoordynowanego ataku na polskich mieszkańców około 150 miejscowości w powiatach: włodzimierskim, horochowskim, kowelskim i łuckim. Akcja UPA była kulminacją trwającej od początku 1943 r. fali mordowania i wypędzania Polaków z ich domów. Bezpośrednią odpowiedzialność za wydanie zbrodniczego rozkazu ponosi główny dowódca UPA Roman Szuchewycz.
Dzień ten jest również wyrazem wdzięczności wobec tych Ukraińców, którzy odmawiali udziału w mordach i ratowali Polaków.
Określenie "zbrodnia wołyńska" dotyczy nie tylko masowych mordów dokonanych na terenach Wołynia, czyli byłego województwa wołyńskiego, ale także w województwach lwowskim, tarnopolskim i stanisławowskim (Galicja Wschodnia), a także w województwach lubelskim i poleskim.
Według szacunków polskich historyków ukraińscy nacjonaliści zamordowali około 100 tysięcy Polek i Polaków. Od 40 do 60 tysięcy zginęło na Wołyniu, 20-40 tysięcy - w Galicji Wschodniej, a co najmniej 4 tysiące - na ziemiach znajdujących się obecnie w granicach Polski.
Terror UPA spowodował, że setki tysięcy Polaków opuściły swoje domy, uciekając do centralnej Polski. Zbrodnia wołyńska spowodowała polski odwet, w wyniku którego zginęło około 10-12 tysięcy Ukraińców, w tym 3-5 tysięcy na Wołyniu i w Galicji Wschodniej, przy czym część ukraińskich ofiar zginęła z rąk UPA za pomoc udzielaną Polakom lub odmowę przyłączenia się do sprawców rzezi.
Autorka/Autor: Martyna Sokołowska
Źródło: tvn24.pl, gov.pl
Źródło zdjęcia głównego: Darek Delmanowicz/PAP