Niezależne media są zagrożone, a politycy w wielu krajach na świecie coraz śmielej próbują ingerować w pracę dziennikarzy - powiedziała Vivian Schiller - była dziennikarka i szefowa w wielu głównych amerykańskich redakcjach, która doradza m.in. Discovery - podczas Impact'21 w swoim wystąpieniu o fake newsach i walce z nimi.
Jednym z gości rozpoczętego w środę kongresu Impact'21 była Vivian Schiller, dyrektor wykonawcza w Aspen Digital, programu w Instytucie Aspen, którego misją jest "pomoc decydentom, organizacjom obywatelskim, firmom i społeczeństwom w odpowiedzialnym zarządzaniu technologiami i mediami po to, aby móc tworzyć odpowiedzialny, sprawiedliwy i uczciwy świat". Vivian Schiller pełniła wcześniej funkcje dyrektorskie w CNN, Discovery, NPR, NBC News, "New York Times" i Twitterze.
- Teraz koncentruję się na edukacji sektora medialnego, jego wpływie na opinię publiczną, co w dobie wielkich zmian zachodzących w przestrzeni informacyjnej nabiera szczególnego znaczenia. Jednak od zawsze moją największą pasją było, jest i pozostanie dziennikarstwo – moja pierwsza miłość. Dlatego też doradzam Discovery w zakresie ich inwestycji w media informacyjne – mówiła na początku wystąpienia.
"Mamy do czynienia z najbardziej przełomowym momentem od dekad"
- Dziś mówię do was jako Vivian Schiller występuję we własnym imieniu, a nie żadnej organizacji – zaznaczyła. - Jak widać nie jestem dokładnie z pokolenia cyfrowego. Dorastałam w erze drukowanych gazet, które dostarczano pod drzwi i które zawierały wiadomości dnia poprzedniego. Serwisy informacyjne trwały 30 min. Oglądało się je o ustalonej godzinie, a do ich odbioru służył telewizor z anteną. Telefony były przewodowe, korzystaliśmy z nich z rozwagą – rozmowy międzymiastowe kosztowały po prostu fortunę – mówiła.
Jak tłumaczyła, była "świadkiem wielu zmian zachodzących w mediach, szczególnie tych, które miały miejsce pod wpływem rozwoju technologii". - Dlatego uważam, że obecnie mamy do czynienia z najbardziej przełomowym momentem od dekad. Pod wieloma względami jest on bardziej przerażający niż wszystkie poprzednie wydarzenia – oceniła.
- Spójrzmy na te przecinające się rzeczywistości. Media społecznościowe umożliwiają łatwiejsze rozpowszechnianie i targetowanie nieprawdziwych informacji. Polaryzacja poglądów znajduje się na rekordowo wysokim poziomie. Miliony osób w USA wierzy, że prezydent [Joe] Biden wygrał wybory niezgodnie z prawem. Autorytaryzm rośnie nawet tam, gdzie nigdy wcześniej nie występował: w Brazylii, na Węgrzech, w Indiach, Sri Lance czy Turcji i zbliża się niekomfortowo do domu, w którym mieszkam i z pewnością, do waszego – powiedziała.
Jak mówiła, "niezależne media informacyjne są zagrożone". Jej zdaniem, "polityczne zagrożenia są znacznie większe" niż finansowe. - Najnowszy światowy indeks wolności prasy pokazuje, że liczba represji i ataków na dziennikarzy rekordowo rośnie. Codziennie docierają do nas informacje o działaniach władz państwowych wymierzonych przeciwko niezależnym mediom. A to wszystko dzieje się, gdy na świecie szaleje największa od 100 lat pandemia – zaznaczyła.
"Jesteśmy świadkami swoistego miksu przekonań oraz faktów"
- Jak do tego doszło? To skomplikowane. Łatwo jest mówić, że wszystkiemu winne są media społecznościowe. Bez wątpienia targetowanie z użyciem algorytmów i sztucznej inteligencji to współczesne narzędzia oddziaływania społecznego – zwróciła uwagę Schiller.
Według niej, "nawet najrozsądniejsze osoby mogą dać się zwieść informacjom dalekim od prawdy". - Co gorsza, mogą uwierzyć w nonsensowne teorie spiskowe, na przykład w chipy umieszczane w szczepionkach przeciw COVID-19 – powiedziała.
- Z drugiej strony widzimy przerażający upadek niezależnych mediów informacyjnych. Pojawienie się internetu spowodowało przesunięcie lukratywnego rynku reklam do sieci. To z kolei spowodowało upadek wielu lokalnych mediów – powiedziała. Dodała, że "miejsce rzetelnych informacji zajęły plotki i insynuacje, które są rozpowszechniane prywatnie na Facebooku czy za pomocą komunikatorów, na przykład WhatsApp".
- To stanowi dobry grunt dla działań autokratów, którzy mogą ograniczać niezależne dziennikarstwo i wykorzystywać kanały komunikacji dla celów osobistych lub celów partii politycznych – zaznaczyła.
Jej zdaniem, "społeczeństwo nie jest tu też bez winy". - Jesteśmy świadkami swoistego miksu przekonań i opinii oraz faktów – nawet, jeżeli nie są one przyjemne, to pozostają faktami, bo stoją za nimi twarde dowody – zwróciła uwagę.
- Jednak ogromna część społeczeństwa nie jest zainteresowana sprawdzaniem faktów. Widoczne są tendencje do uznawania przez odbiorców za prawdziwe tych informacji, które są zgodne z ich własnym światopoglądem. Dzieje się tak zwłaszcza w sytuacjach, w których polaryzacja poglądów odgrywa znaczącą rolę. To charakterystyczne na przykład dla kampanii wyborczych czy grup o głęboko ugruntowanych przekonaniach – oceniła.
"Niektóre wpływowe osoby ulegają pokusie odrzucania rzeczywistości"
- Niektóre wpływowe osoby ulegają pokusie odrzucania rzeczywistości opartej na dowodach i zamiast tego hołdują tak zwanej "kulturze unieważniania". Jeszcze niedawno osoba pełniąca władzę w państwie, w obliczu oskarżeń o niewłaściwe postępowanie przepraszała, odpierała zarzuty, przedstawiając dowody na własną uczciwość lub wycofywała się z życia publicznego – mówiła Vivian Schiller.
Oceniła, że "dziś często odrzuca się zarzuty, używając twierdzenia, że atak wynika z przesłanek politycznych lub ideologicznych". - Następnie oskarżana osoba zachowuje się tak, jakby sytuacja nigdy nie miała miejsca – dodała.
- Nie wygląda to dobrze. Co więc możemy zrobić? Istnieje cała masa ośrodków opinii, uczelni, firm i instytucji państwowych, które pracują nad pomysłami, jak uporządkować ten bałagan. Ale wiele z nich niestety ma klapki na oczach i dostrzega tylko te rzeczy, które są z nimi bezpośrednio związane. Żeby uporać się z tym bałaganem, musimy zaangażować się wszyscy – całe społeczeństwo. To zajęcie dla wielu pokoleń – zaznaczyła.
"Nie ma opcji, by cofnąć czas o 20 lat"
- Od czego więc zacząć naprawę sytuacji? Po pierwsze - i to jest najważniejsze - musimy wyjść z założenia, że w ogólnym bilansie technologia pozytywnie wpływa na naszą rzeczywistość. Nawet, jeśli ktoś się z tym nie zgadza, to i tak niewiele może zrobić, bo nie ma odwrotu. Przysłowiowe kości zostały rzucone – powiedziała.
Jej zdaniem, "nie ma opcji, by cofnąć czas o 20 lat, przekreślić postęp i rozwój". - Przecież każdy z nas trzyma dziś w ręce smartfon, który de facto jest potężnym komputerem. I całe szczęście. Technologia i media społecznościowe dają bezprecedensową szansę jednoczenia się podobnie myślących osób. To także możliwość usłyszenia głosów tych, którzy dotychczas nie byli słyszani i zauważani – wskazała.
- Popatrzmy na przypadek policjanta skazanego za zabójstwo George’a Floyda. Gdyby na miejscu nie było 17-letniej dziewczyny ze smartfonem, filmik dokumentujący tamto wydarzenie nie zostałby nagrany. Gdyby nie było mediów społecznościowych, te sceny nie zostałyby rozpowszechnione. Gdyby świat nie zobaczył tych wstrząsających obrazów, nie powstałby ruch Black Lives Matter, do którego przyłączył się cały świat. Przed Black Lives Matter nie unaoczniono obecności rasizmu w wielu społecznościach – wyjaśniła Schiller.
- To wszystko jest zasługą technologii. Ale jak wspomniałam wcześniej – te same algorytmy można przekształcić w broń – ostrzegła.
"Istnieje wiele obiecujących pomysłów na rozwiązanie problemów"
- Jak więc możemy wyplenić to, co złe, ale nie pozbywać się korzyści, które daje nam technologia? To wymaga mądrych i dobrze przemyślanych przepisów opracowanych przez sektor publiczny. To zadanie jest jednak obarczone ryzykiem. Z niepokojem obserwuję wiele propozycji, które albo oddają zbyt wiele władzy w ręce rządzących, albo pomijają konsekwencje – mówiła.
Jako przykład podała przypadek Australii, której rząd próbował niedawno rozwiązać problem upadających redakcji informacyjnych i chciał wesprzeć je finansowo. - Niestety, próby te były wyjątkowo nieudolne. Proponowano, by linki do artykułów informacyjnych były płatne. Ten absurdalny pomysł godził w podstawy dostępnego dla wszystkich internetu i miał nakładać kary na osoby podające linki jako kontekst informacyjny – zwróciła uwagę.
- Pojawiło się ryzyko, że w efekcie mogą ucierpieć właśnie te redakcje, którym chciano pomóc. Rozwiązanie spowodowałoby zanik ruchu na tych portalach informacyjnych. Inne przepisy spowodowałyby, że dzięki opłatom nałożonym na firmy technologiczne wzbogaciły się korporacje medialne, np. korporacja Roberta Murdocha. Nie zyskałyby te firmy medialne, które pomysłodawcy przepisów chcieli wzmocnić – wyjaśniła.
Jak dodała, "na szczęście rząd Australii uwzględnił argumenty i wycofał się z niektórych pomysłów". - Ale szczerze mówiąc, to nie jest zadanie rządzących. Istnieje wiele obiecujących pomysłów na rozwiązanie problemów, np. uzasadnione opodatkowanie lub takie zmiany w prawie, które uniemożliwiają korporacjom medialnym zbiorowe negocjacje z firmami technologicznymi. To także stworzenie lepszej ochrony przed technologią rozpoznawania twarzy i przed innymi formami działania sztucznej inteligencji, które w konsekwencji mogą prowadzić do dyskryminacji – zaznaczyła Schiller.
- Rządy mogą więc odegrać tu pewną rolę, ale to nie jest jedyna droga do rozwiązania problemów. Przede wszystkim dużą rolę do odegrania ma sektor prywatny. Powszechnie słyszy się, że firmy technologiczne nie są zdolne, by sprostać oczekiwaniom. Faktycznie, ich porażki są liczne – powiedziała.
Dodała jednak, że głęboko wierzy w to, że "dzięki współpracy z tymi, którzy najlepiej rozumieją systemy technologiczne, można wiele osiągnąć". - Przykładem z ostatnich lat są ogromne postępy osiągnięte dzięki współpracy z gigantami technologicznymi. Odnotowano znaczny spadek liczby skoordynowanych kampanii hejterskich na Facebooku i Twitterze. Owszem, giganci technologiczni przyczynili się do powstania problemu, a więc muszą też być włączeni w proces jego rozwiązywania - oceniła.
"Sektor prywatny zyskał ogromną władzę"
Według Schiller "inny bardzo ważny aspekt w sektorze prywatnym dotyczy reklam". - To prawdziwe paliwo napędowe biznesu większości gigantów technologicznych. Rynek handlu w internecie ma wartość 400 mld dolarów rocznie, a lwia część tych zysków płynie do Facebooka i Google'a. Dzięki temu sektor prywatny zyskał ogromną władzę – oceniła.
- Ponieważ prezesi coraz częściej wypowiadają się publicznie, powstaje pytanie, czy firmy te wykorzystają swoją siłę do wprowadzenia zmian? Raczej nie zrezygnują z ogromnego potencjału, który osiągają dzięki targetowaniu reklam, ale możemy zaobserwować już pierwsze sygnały tego, że korporacje medialne są skłonne użyć siły swoich pieniędzy i wręcz żądać wprowadzenia zmian – mówiła.
"W wielu państwach świata sprawy idą w złym kierunku"
- Kolejną sprawą jest rola niezależnych mediów. Walka z dezinformacją w mediach społecznościowych raczej się nie uda, jeżeli nie będzie rzetelnych informacyjnych źródeł, które wypełnią lukę, zwłaszcza na poziomie lokalnym i regionalnym – zaznaczyła.
Vivian Schiller zwróciła uwagę, że "na całym świecie zaufanie do mediów informacyjnych spada, ale paradoksalnie z badań wynika, że ludzie nadal ufają źródłom lokalnym, natomiast obiektem pogardy są szeroko pojęte, niekonkretne media". - Musimy znaleźć sposób, by wspierać niezależne dziennikarstwo, ponieważ to niezależni dziennikarze pokazują ludziom rzeczywistość opartą na faktach i patrzą na ręce wpływowym osobom i instytucjom publicznym – oceniła.
- Niestety, w wielu rejonach świata sprawy idą w złym kierunku. Widzimy, że rządy zawłaszczają media publiczne, obserwujemy przypadki zastraszania środowisk dziennikarskich przy użyciu środków prawnych, czego pretekstem jest ochrona interesu państwa – tłumaczyła.
"Rozwiązanie problemu stanowi wyzwanie dla wielu pokoleń"
Ostatnią, ale w ocenie Schiller nie mniej ważną sprawą, którą poruszyła w swoim wystąpieniu jest fakt, że "kryzysu informacyjnego nie uda się rozwiązać bez zaangażowania społeczeństwa". - Jesteśmy ostatnią linią obrony. Musimy z uwagą przyjrzeć się temu, jak kształcimy młodsze pokolenia – mówiła.
- W jaki sposób możemy przygotować je do wejścia w świat, do krytycznego myślenia i wspierania otwartych i pluralistycznych społeczeństw? Jak mamy przygotować je, by odpowiedzialnie zarządzały tym najcenniejszym dobrem, jakim jest nasz ekosystem informacyjny – pytała.
- Z przykrością muszę przyznać, że nie jestem w stanie przedstawić tu prostych i szybkich rozwiązań. Każdy, kto twierdzi, że za całą sytuację odpowiedzialny jest jeden pojedynczy element, na przykład technologiczni giganci, rząd, sektor prywatny lub społeczeństwo, nie rozumie tego, z jak wielkim kryzysem mamy obecnie do czynienia – zaznaczyła.
Jej zdaniem, "rozwiązanie problemu stanowi wyzwanie dla wielu pokoleń, ale prace musimy zacząć już dziś". - Tempo zmian już nie będzie wolniejsze – dodała.
Całe wystąpienie Vivian Schiller
Witam wszystkich. Nazywam się Vivian Schiller, jestem dyrektorem wykonawczym w Aspen Digital,programu w Instytucie Aspen, którego misją jest pomoc decydentom, organizacjom obywatelskim, firmom i społeczeństwom w odpowiedzialnym zarządzaniu technologiami i mediami po to, aby móc tworzyć odpowiedzialny, sprawiedliwy i uczciwy świat. Moja kariera rozwijała się na styku świata mediów informacyjnych i Internetu. Pełniłam funkcję dyrektora w CNN, Discovery, NPR, NBC News, New York Times i Twitterze.
Teraz koncentruję się na edukacji sektora medialnego, jego wpływie na opinię publiczną, co w dobie wielkich zmian zachodzących w przestrzeni informacyjnej nabiera szczególnego znaczenia. Jednak od zawsze moją największą pasją było, jest i pozostanie dziennikarstwo – moja pierwsza miłość. Dlatego też doradzam Discovery w zakresie ich inwestycji w media informacyjne. Dziś mówię do Was jako Vivian Schiller – występuję we własnym imieniu, a nie żadnej organizacji.
Jak widać nie jestem dokładnie z pokolenia cyfrowego. Dorastałam w erze drukowanych gazet, które dostarczano pod drzwi i które zawierały wiadomości dnia poprzedniego. Serwisy informacyjne trwały 30 min. Oglądało się je o ustalonej godzinie, a do ich odbioru służył telewizor z anteną. Telefony były przewodowe, korzystaliśmy z nich z rozwagą – rozmowy międzymiastowe kosztowały po prostu fortunę.
Dlatego możecie mi zaufać: byłam świadkiem wielu zmian zachodzących w mediach, szczególnie tych, które miały miejsce pod wpływem rozwoju technologii. Dlatego uważam, że obecnie mamy do czynienia z najbardziej przełomowym momentem od dekad. Pod wieloma względami jest on bardziej przerażający niż wszystkie poprzednie wydarzenia.
Spójrzmy na te przecinające się rzeczywistości. Media społecznościowe umożliwiają łatwiejsze rozpowszechnianie i targetowanie nieprawdziwych informacji. Polaryzacja poglądów znajduje się na rekordowo wysokim poziomie. Miliony osób w USA wierzą, że prezydent Biden wygrał wybory niezgodnie z prawem. Autorytaryzm rośnie nawet tam, gdzie nigdy wcześniej nie występował: w Brazylii, na Węgrzech, w Indiach, Sri Lance czy Turcji... zbliża się niekomfortowo do domu, w którym mieszkam i z pewnością, do waszego.
Niezależne media informacyjne są zagrożone. Lokalne media w USA uginają się pod ciężarem problemów finansowych. Polityczne zagrożenia są znacznie większe. Najnowszy światowy indeks wolności prasy pokazuje, że liczba represji i ataków na dziennikarzy rekordowo rośnie.
Codziennie docierają do nas informacje o działaniach władz państwowych wymierzonych przeciwko niezależnym mediom. A to wszystko dzieje się, gdy na świecie szaleje największa od 100 lat pandemia. Jak do tego doszło? To skomplikowany proces. Łatwo jest mówić, że wszystkiemu winne są media społecznościowe. Bez wątpienia targetowanie z użyciem algorytmów i sztucznej inteligencji to współczesne narzędzia oddziaływania społecznego. Nawet najrozsądniejsze osoby mogą dać się zwieść informacjom dalekim od prawdy. Co gorsza, mogą uwierzyć w nonsensowne teorie spiskowe, np. w czipy umieszczane w szczepionkach przeciw COVID-19.
Ale to nie wszystko. Z drugiej strony widzimy przerażający upadek niezależnych mediów informacyjnych. Pojawienie się Internetu, spowodowało przesunięcie lukratywnego rynku reklam do sieci. To z kolei spowodowało upadek wielu lokalnych mediów. Miejsce rzetelnych informacji zajęły plotki i insynuacje, które są rozpowszechniane prywatnie na Facebooku czy za pomocą komunikatorów, np. WhatsApp.
To stanowi dobry grunt (pretekst) dla działań autokratów, którzy mogą ograniczać niezależne dziennikarstwo i wykorzystywać kanały komunikacji dla celów osobistych lub celów partii politycznych. Społeczeństwo nie jest tu też bez winy. Jesteśmy świadkami swoistego miksu przekonań i opinii oraz faktów – nawet jeżeli nie są one przyjemne, to pozostają faktami, bo stoją za nimi twarde dowody.
Jednak ogromna część społeczeństwa nie jest zainteresowana sprawdzaniem faktów .Widoczne są tendencje do uznawania przez odbiorców za prawdziwe tych informacji, które są zgodne z ich własnym światopoglądem. Dzieje się tak zwłaszcza w sytuacjach, w których polaryzacja poglądów odgrywa znaczącą rolę. To charakterystyczne np. dla kampanii wyborczych czy grup o głęboko ugruntowanych przekonaniach. Niektóre wpływowe osoby ulegają pokusie odrzucania rzeczywistości opartej na dowodach i zamiast tego hołdują tzw. kulturze unieważniania.
Jeszcze niedawno osoba pełniąca władzę w państwie, w obliczu oskarżeń o niewłaściwe postępowanie przepraszała, odpierała zarzuty, przedstawiając dowody na własną uczciwość lub wycofywała się z życia publicznego .Dziś często odrzuca się zarzuty, używając twierdzenia, że atak wynika z przesłanek politycznych lub ideologicznych. Następnie oskarżana osoba zachowuje się tak, jakby sytuacja nigdy nie miała miejsca.
Nie wygląda to dobrze. Co więc możemy zrobić? Istnieje cała masa ośrodków opinii, uczelni, firm i instytucji państwowych, które pracują nad pomysłami, jak uporządkować ten bałagan. Ale wiele z nich niestety ma klapki na oczach i dostrzega tylko te rzeczy, które są z nim bezpośrednio związane.
Żeby uporać się z tym bałaganem, musimy zaangażować się wszyscy – całe społeczeństwo. To zajęcie dla wielu pokoleń. Od czego więc zacząć naprawę sytuacji?
Po pierwsze – i to jest najważniejsze - musimy wyjść z założenia, że w ogólnym bilansie technologia pozytywnie wpływa na naszą rzeczywistość. Nawet jeśli ktoś się z tym nie zgadza, to i tak niewiele może zrobić, bo – szczerze mówiąc - nie ma odwrotu. Przysłowiowe kości zostały rzucone. Po prostu nie ma opcji, by cofnąć czas o 20 lat wstecz, przekreślić postęp i rozwój. Przecież każdy z nas trzyma dziś w ręce smartfon, który de facto jest potężnym komputerem. I całe szczęście!
Technologia i media społecznościowe dają bezprecedensową szansę jednoczenia się podobnie myślących osób. To także możliwość usłyszenia głosów tych, którzy dotychczas nie byli słyszani i zauważani.
Popatrzmy na przypadek policjanta skazanego za zabójstwo George’a Floyda. Gdyby na miejscu nie było 17-letniej dziewczyny z telefonem komórkowym w ręce, filmik dokumentujący tamto wydarzenie nie zostałby nagrany. Gdyby nie było mediów społecznościowych, te sceny nie zostałyby rozpowszechnione. Gdyby świat nie zobaczył tych wstrząsających obrazów, nie powstałby ruch Black Lives Matter, do któreg o przyłączył się cały świat. Nikt wcześniej tak jak Black Lives Matter nie unaocznił obecności rasizmu w wielu społecznościach.
To wszystko jest zasługą technologii. Ale jak wspomniałam wcześniej – te same algorytmy można przekształcić w broń.
Jak więc możemy wyplenić to, co złe, ale nie pozbywać się korzyści, które daje nam technologia? To wymaga mądrych i dobrze przemyślanych przepisów opracowanych przez sektor publiczny. To zadanie jest jednak obarczone ryzykiem. Z niepokojem obserwuję wiele propozycji, które albo oddają zbyt wiele władzy w ręce rządzących, albo pomijają konsekwencje.
Nie tak dawno rząd w Australii próbował rozwiązać problem upadających redakcji informacyjnych i chciał wesprzeć je finansowo. Niestety, próby te były wyjątkowo nieudolne. Proponowano, by linki do artykułów informacyjnych były płatne. Ten absurdalny pomysł godził w podstawy dostępnego dla wszystkich Internetu i miał nakładać kary na osoby podające linki jako kontekst informacyjny. Pojawiło się ryzyko, że w efekcie mogą ucierpieć właśnie te redakcje, którym chciano pomóc. Rozwiązanie spowodowałoby zanik ruchu na tych portalach informacyjnych.
Inne przepisy spowodowałby, że dzięki opłatom nałożonym na firmy technologiczne wzbogaciłby się korporacje medialne, np. korporacja Roberta Murdocha. Nie zyskałby te firmy medialne, które pomysłodawcy przepisów chcieli wzmocnić. Na szczęście rząd Australii uwzględnił argumenty i wycofał się z niektórych pomysłów.
Ale szczerze mówiąc, to nie jest zadanie rządzących. Istnieje wiele obiecujących pomysłów na rozwiązanie problemów, np. uzasadnione opodatkowanie lub takie zmiany w prawie, które uniemożliwiają korporacjom medialnym zbiorowe negocjacje z firmami technologicznymi. To także stworzenie lepszej ochrony przed technologią rozpoznawania twarzy i przed innymi formami działania sztucznej inteligencji, które w konsekwencji mogą prowadzić do dyskryminacji.
Rządy mogą więc odegrać tu pewną rolę, ale to nie jest jedyna droga do rozwiązania problemów. Przede wszystkim dużą rolę do odegrania ma sektor prywatny.
Powszechnie słyszy się, że firmy technologiczne nie są zdolne, by sprostać oczekiwaniom. Faktycznie, ich porażki są liczne. Ale głęboko wierzę w to, że dzięki współpracy z tymi, którzy najlepiej rozumieją systemy technologiczne, można wiele osiągnąć. Przykładem z ostatnich lat są ogromne postępy osiągnięte dzięki współpracy z gigantami technologicznymi. Odnotowano znaczny spadek liczby skoordynowanych kampanii hejterskich na Facebooku i Twitterze.
Owszem, giganci technologiczni przyczynili się do powstania problemu, a więc muszą też być włączeni w proces jego rozwiązywania.
Inny bardzo ważny aspekt w sektorze prywatnym dotyczy reklam. To prawdziwe paliwo napędowe biznesu większości gigantów technologicznych. Rynek handlu w internecie ma wartość 400 mld dolarów rocznie, a lwia część tych zysków płynie do Facebooka i Google’a. Dzięki temu sektor prywatny zyskał ogromną władzę. Ponieważ prezesi coraz częściej wypowiadają się publicznie, powstaje pytanie, czy firmy te wykorzystają swoją siłę do wprowadzenia zmian? Raczej nie zrezygnują z ogromnego potencjału, który osiągają dzięki targetowaniu reklam, ale możemy zaobserwować już pierwsze sygnały tego, że korporacje medialne są skłonne użyć siły swoich pieniędzy i wręcz żądać wprowadzenia zmian.
Kolejną sprawą jest rola niezależnych mediów. Walka z dezinformacją w mediach społecznościowych raczej się nie uda, jeżeli nie będzie rzetelnych informacyjnych źródeł, które wypełnią lukę, zwłaszcza na poziomie lokalnym i regionalnym .Na całym świecie zaufanie do mediów informacyjnych spada, ale z badań wynika, że ludzie nadal ufają źródłom lokalnym, natomiast obiektem pogardy są szeroko pojęte, niekonkretne media.
Musimy znaleźć sposób, by wspierać niezależne dziennikarstwo, ponieważ to niezależni dziennikarze pokazują ludziom rzeczywistość opartą na faktach i patrzą na ręce wpływowym osobom i instytucjom publicznym. Niestety, w wielu państwach świata sprawy idą w złym kierunku. Widzimy, że rządy zawłaszczają media publiczne, obserwujemy przypadki zastraszania środowisk dziennikarskich przy użyciu środków prawnych, czego pretekstem jest ochrona interesu państwa.
Ostatnia, lecz nie mniej ważna sprawa: kryzysu informacyjnego nie uda się rozwiązać bez zaangażowania społeczeństwa. Jesteśmy ostatnią linią obrony. Musimy z uwagą przyjrzeć się temu, jak kształcimy młodsze pokolenia. W jaki sposób możemy przygotować je do wejścia w świat, do krytycznego myślenia i wspierania otwartych i pluralistycznych społeczeństw? Jak mamy przygotować je, by odpowiedzialnie zarządzały tym najcenniejszym dobrem, jakim jest nasz ekosystem informacyjny?
Z przykrością muszę przyznać, że nie jestem w stanie przedstawić tu prostych i szybkich rozwiązań. Każdy, kto twierdzi, że za całą sytuację odpowiedzialny jest jeden pojedynczy element, na przykład technologiczni giganci, rząd, sektor prywatny lub społeczeństwo, nie rozumie tego, z jak wielkim kryzysem mamy obecnie do czynienia.
Rozwiązanie problemu stanowi wyzwanie dla wielu pokoleń, ale prace musimy zacząć już dziś. Tempo zmian już nie będzie wolniejsze, co najwyżej może stać się jeszcze szybsze.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24