Tylko komisja śledcza może, jeśli nie wyjaśnić tę sprawę, to wskazać nowe tropy, nowe dowody na uczestnictwo rosyjskich służb w sprawie afery podsłuchowej - ocenił Grzegorz Rzeczkowski z "Newsweeka". Odniósł się w ten sposób do słów szefa PO Donalda Tuska, który wezwał we wtorek do powołania takiej komisji.
Grzegorz Rzeczkowski opisał w "Newsweeku" nowy wątek tak zwanej afery podsłuchowej, która w 2014 roku wywołała kryzys w rządzie Donalda Tuska. Według jego ustaleń, wspólnik Marka Falenty, skazanego za zorganizowanie podsłuchów najważniejszych osób w państwie, zeznał, że zanim taśmy z restauracji "Sowa i Przyjaciele" wstrząsnęły polską sceną polityczną, trafiły w rosyjskie ręce, a "prokuratura wszczyna śledztwo, ale unika wątku szpiegostwa" w tej sprawie.
CZYTAJ WIĘCEJ: "Sensacyjne zeznania" i nowy wątek afery podsłuchowej >>>
Tusk apeluje o powołanie komisji śledczej
We wtorek szef Platformy Obywatelskiej Donald Tusk odnosząc się na konferencji prasowej do najnowszych doniesień, powiedział, że w tej sytuacji tylko niezależna komisja śledcza "mogłaby wyjaśnić, na czym polega wpływ rosyjskich służb na energetyczną politykę PiS-u".
Rzeczkowski: tylko komisja śledcza może wskazać nowe tropy
Rzeczkowski, odnosząc się na antenie TVN24 do słów byłego premiera, ocenił, że "bez wątpienia komisja śledcza jest tutaj jedynym możliwym rozwiązaniem". Dodał, że "tylko komisja śledcza może, jeśli nie wyjaśnić tę sprawę, to wskazać nowe tropy, nowe dowody na uczestnictwo rosyjskich służb" w sprawie afery podsłuchowej. Ocenił jednak, że obecnie zrealizowanie postulatu jest "nierealne". - PiS nigdy się na to nie zgodzi - powiedział.
- Jak widzimy, prokuratura w ogóle nie jest zainteresowana tym, żeby tę sprawę wyjaśnić. Pytany o sprawę premier Morawiecki przerzuca dziennikarzy na Zbigniewa Ziobrę - zauważył.
Dziennikarz mówił, że co najmniej od 2019 roku "takie wnioski się pojawiały od osób, które były blisko tej sprawy, że bez komisji śledczej pod rządami PiS tej sprawy nikt nie będzie chciał wyjaśniać".
Rzeczkowski: państwowe elektrownie kupowały rosyjski węgiel od spółki, którą oskarża partner biznesowy Falenty
Rzeczkowski odniósł się do słów Tuska dotyczących importu rosyjskiego węgla do Polski. Szef PO wskazał, że kiedy zdawał urząd premiera, import rosyjskiego węgla do Polski wynosił 4,9 miliona ton. - Po dwóch latach rządów PiS-u import wzrósł do 13 milionów ton rosyjskiego węgla do Polski - mówił i dodał, że wówczas ministrem odpowiedzialnym za energię był Krzysztof Tchórzewski, którego - jak powiedział - "najbliższa rodzina - syn i brat prowadzili na dużą skalę handel węglem z Rosją".
Dziennikarz "Newsweeka" powiedział, że "za rządów Prawa i Sprawiedliwości rosyjskim węglem od firmy KTK, którą Marcin W., partner biznesowy Falenty oskarża o to, że kupiła podsłuchy, swoje kotły opalały państwowe elektrownie".
- Polskie państwowe elektrownie kupowały rosyjski węgiel od spółki KTK, którą dzisiaj partner biznesowy Falenty oskarża o to, że brała udział w aferze podsłuchowej - dodał. - Kiedy próbowałem drążyć ten temat, Ministerstwo Skarbu odmawiało informacji. Spółki, które mam na myśli, z PGE na czele, bardzo oszczędnie przekazywały swoją wiedzę na ten temat - dodał Reczkowski.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24