Andrzej Poczobut został Dziennikarzem Roku w czasie gali Grand Press. Korespondent "Gazety Wyborczej" w marcu został zatrzymany przez reżim Alaksandra Łukaszenki i od tamtej pory przebywa w białoruskim areszcie. Postawa Andrzeja Poczobuta to "świadectwo, że wolność słowa nie ma ceny i że wolność słowa nie podlega negocjacjom" - mówił zastępca redaktora naczelnego "GW" Jarosław Kurski, przyjmując nagrodę w imieniu Poczobuta.
- Odbieram tę nagrodę jako depozyt i mam nadzieję, że już niebawem Andrzejowi, jako wolnemu człowiekowi, będą mógł to osobiście wręczyć – podkreślił Kurski. Jak dodał, "ta nagroda jest symbolem solidarności całego środowiska dziennikarskiego, nie tylko z Andrzejem Poczobutem, ale ze wszystkimi dziennikarzami więzionymi za wolność słowa".
- Siłą Andrzeja Poczobuta nie jest to, że on napisał jakiś ważny tekst w tym roku. O wiele ważniejsza była jego postawa, ważniejsza niż niejeden reportaż, komentarz czy publicystyka. Ta postawa to jest świadectwo, że wolność słowa nie ma ceny i że wolność słowa nie podlega negocjacjom – mówił Kurski.
- A przecież Andrzeja Poczobuta tak pięknie kuszono. Wystarczyło, żeby wystąpił przed kamerami Łukaszenki, powiedział, że się wstydzi, żałuje, przeprasza. Otworzyłyby się przed nim bramy więzienia, wyszedłby na wolność, zobaczyłby swoją rodzinę. Ale Andrzej wybrał czarny, więzienny chleb, zaostrzony reżim. Nie ma kontaktu z rodziną, może się kontaktować tylko ze swoim prawnikiem. Chorował na COVID-19, leczono go aspiryną. I tak 257 dni – mówił.
Jak dodał Kurski, poprzez swoją postawę Andrzej Poczobut pokazuje, że "wolnym słowem się nie handluje, że jest to rzecz niezbywalna, że nie można się sprzedać żadnej władzy, czy to centralnej, czy lokalnej, żadnej partii, politykom, oligarchom".
"Dziś mija 258 dni odkąd Andrzej Poczobut został uwięziony przez białoruski reżim. Wolność słowa to jedno z podstawowych praw człowieka. Łukaszenka musi zakończyć prześladowania obywateli upominających się o jego poszanowanie" - napisał na Twitterze, załączając informację o nagrodzie.
Zatrzymanie Andrzeja Poczobuta i Andżeliki Borys
Andrzej Poczobut oraz szefowa Związku Polaków na Białorusi Andżelika Borys zostali zatrzymani w marcu tego roku przez reżim Alaksandra Łukaszenki. Od tamtej pory przetrzymywani są w ciężkich warunkach w areszcie w Żodzinie.
Andżelika Borys została zatrzymana 23 marca za organizację wydarzenia kulturalnego, które władze uznały za "nielegalne". Poczobut, podobnie jak działaczki mniejszości polskiej Irena Biernacka, Maria Tiszkowska oraz Anna Paniszewa, został zatrzymany dwa dni później. Wszczęto sprawę karną, a aktywistów oskarżono o "rehabilitowanie nazizmu", zarzucając im wychwalanie zbrodniarzy wojennych, w tym Romualda Rajsa "Burego", odpowiedzialnego za powojenne zbrodnie na białoruskich cywilach.
Po krótkim pobycie w areszcie w Mińsku całą piątkę przeniesiono do aresztu w niedalekim Żodzinie. W maju Biernacka, Tiszkowska i Paniszewa zostały wysłane za granicę w zamian za wyzwolenie. Władze białoruskie przekonywały, że żadnego przymusu nie było, jednak same działaczki przyznały, że nie pozostawiono im wyboru – mogły być wolne tylko poza granicami Białorusi.
Poczobut na takie rozwiązanie się nie zgodził. Z celi w areszcie przekazał, że ma świadomość, jakie konsekwencje mu grożą, ale jego decyzja pozostaje niezmienna. Przypominał losy "bohaterów AK", których traktuje jako moralny wyznacznik, i których dzisiaj władze białoruskie i rządowi propagandyści zbiorczo nazywają "zbrodniarzami".
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24