- Środki, które przewiduje ustawa, są drastyczne. Dlatego powinny być stosowane bardzo rzadko i tylko dla ludzi, którzy stanowią trwałe zagrożenie dla społeczeństwa – mówi Jarosław Gowin o przygotowywanej przez siebie specustawie. To priorytetowy projekt ministra sprawiedliwości, który ma wejść w życie na jesieni. Ale może być ciężko. Organizacje walczące o prawa człowieka oraz część psychologów i psychiatrów sprzeciwiają się nowym zapisom. Poparcie dla projektu ustawy, jak mówił minister, zadeklarowy jednak kluby PiS, SP i SLD.
Projekt specustawy "o postępowaniu wobec osób zaburzonych psychicznie stwarzających zagrożenie dla życia, zdrowia lub wolności seksualnej innych" uzyskał właśnie ostateczną akceptację rządowego zespołu, na czele którego stoi Jacek Cichocki. Prace nad nowymi zapisami trwały od wielu miesięcy. Minister sprawiedliwości Jarosław Gowin przyznaje wprost, że to jego "priorytetowy projekt", który ścieżkę legislacyjną powinien przejść błyskawicznie, bo czas ma tu kluczowe znaczenie.
Jak tłumaczy minister, wprowadzenie nowych przepisów jest możliwe jeszcze w tym roku i konieczne "by społeczeństwo mogło się skutecznie bronić" przed najgroźniejszymi przestępcami. Chodzi przede wszystkim o tych skazańców – głównie seryjnych morderców i gwałcicieli – którym na mocy amnestii z 1989 roku zamieniono orzeczone wcześniej kary śmierci na wyroki 25 lat więzienia. Część z nich, jak na przykład Mariusz Trynkiewicz, zwany "szatanem z Piotrkowa", już w czasie procesu deklarowali, że po wyjściu na wolność dalej będą zabijać. Trynkiewicz, który początkowo został skazany na poczwórną karę śmierci za zgwałcenie i zabójstwo czterech chłopców, ma wyjść na wolność za 10 miesięcy – 11 lutego 2014 r. Będzie miał wtedy 51 lat. Dzięki rozwiązaniom proponowanym przez ministerstwo sprawiedliwości , które właśnie wyszły z rządu, tacy przestępcy, jak Trynkiewicz po odbyciu kary nie wracaliby do społeczeństwa, a byli od niego izolowani.
Nie tylko zbrodniarze PRL-u
Ale zapisy ustawy, proponowane przez rząd, obejmowałyby swoim zasięgiem nie tylko PRL-owskich zbrodniarzy. Leczeni mieliby być także przestępcy z zaburzeniami psychicznymi, czy seksualnymi, skazywani w ostatnich latach za ciężkie przestępstwa. Tyle, że pod konkretnymi warunkami.
O jakie przypadki chodzi? Na przykład o takie, jak przypadek Stanisława L., byłego dyrektora domu dziecka. W 2009 sąd uznał go za winnego aż 18 zarzutów o charakterze seksualnym. L. miał molestować i zmuszać do obcowania płciowego swoje podopieczne. Scenariusz zazwyczaj wyglądał podobnie. Dyrektor podstępnie zwabiał swoje ofiary do świetlicy, tam częstował alkoholem, puszczał filmy pornograficzne i wykorzystywał. Trwało to kilka lat. Sąd skazał go jednak tylko na sześć lat więzienia.
W grupie skazanych, którzy zgodnie z zapisami przygotowanej ustawy, spełniają kryteria umieszczenia ich na „przymusowym leczeniu” po odbyciu kary, są zdaniem ekspertów ministerstwa jeszcze Jarosław C. i Janusz K. Pierwszego z nich sąd skazał w 2010 r. za to, że przez osiem lat „dopuścił się wielokrotnie czynów lubieżnych wobec swojej córki”. C. zmuszał ją do seksu oralnego, zakradał się nocą do jej sypialni i próbował zmuszać do „obcowania płciowego”. Skazany znęcał się także psychicznie i fizycznie nad żoną. Kara łączna? Sześć lat pozbawienia wolności
Jeszcze niższy wyrok – o rok – usłyszał ostatni z wymienionych. Janusz K. wielokrotnie wykorzystywał seksualnie małych chłopców. Najmłodsze ofiary K. miały osiem lat. Mężczyzna także zmuszał je do seksu oralnego, pokazywał swoje genitalia. Często wszystko rejestrował za pomocą kamery. Wyrok zapadł w czerwcu 2009 r.
Izolacja w ośrodku
Ustawa przewiduje powołanie Krajowego Ośrodka Terapii Zaburzeń Psychicznych, podległego ministerstwu zdrowia. To do niego mieliby trafiać sprawcy najcięższych przestępstw, u których stwierdzono by takie zaburzenia. Ale – jak zapewnia ministerstwo sprawiedliwości – działoby się to pod bardzo konkretnymi warunkami i tylko ich łączne spełnienie byłoby podstawą do ewentualnego umieszczenia w ośrodku. Warunków takich jest sześć. Osoba taka musiałaby być po pierwsze skazana prawomocnie za przestępstwo popełnione z użyciem przemocy, a orzeczona kara nie mogłaby być karą z warunkowym zawieszeniem jej wykonania. Co najważniejsze, w jej przypadku musiałyby zostać stwierdzone zaburzenia psychiczne, zaburzenia osobowości lub preferencji seksualnych, które wskazywałyby na "wysokie prawdopodobieństwo popełnienia czynu zabronionego z użyciem przemocy", który zagrożony byłby karą co najmniej 10 lat więzienia.
Jako pierwszy sytuację będzie oceniał dyrektor więzienia, w którym odsiadywałby wyrok taki skazaniec. To on ma występować z wnioskiem do właściwego sądu opiekuńczego o przeprowadzenie badań. Miałoby do nich dochodzić pod koniec odbywania kary osadzonego (ostatecznie zrezygnowano z zapisu, że taki wniosek musiałby być kierowany co najmniej pół roku przed zakończeniem jego pobytu w więzieniu). Sąd, decydując o dalszym losie takiej osoby, musiałby brać pod uwagę szereg okoliczności – między innymi sposób jej życia przed umieszczeniem w zakładzie, zachowanie podczas odbywania kary, ale przede wszystkim opinię dwóch lekarzy psychiatrów (w przypadku zaburzeń osobowości) oraz lekarza seksuologa lub psychologa seksuologa (jeśli rzecz dotyczyłaby ewentualnych zaburzeń preferencji seksualnych). Jeżeli sąd zdecyduje, że w danym przypadku zachodzi konieczność umieszczenia osadzonego w ośrodku, trafiałby on tam na czas nieokreślony. Ale może podjąć także decyzję, że wystarczy jedynie wzmożony dozór policji.
Badania co pół roku. Wypis maksymalnie na pięć
Autorzy przepisów wskazują, że – w przypadku osób umieszczanych w ośrodku – sąd opiekuńczy musiałby nie rzadziej niż raz na pół roku badać, czy przesłanki pozwalające wcześniej na izolację i leczenie takiego skazanego nie ustały. Jeżeli tak by się stało, byłby on wypisywany na okres wskazany przez sąd, ale nie dłuższy niż pięć lat. Wtedy znów musiałby zostać przebadany. Wobec osób przebywających w ośrodku jego pracownicy, wśród których byliby sanitariusze i strażnicy, mogliby w uzasadnionych przypadkach stosować wobec pacjentów środki przymusu – między innymi używać paralizatorów i "chemicznych środków obezwładniających". O ich stosowaniu decydowałby albo pracownik służby ochrony, albo lekarz. To zdanie tego ostatniego byłoby decydujące. Każdy taki przypadek byłby opisywany w notatce i oceniany przez dyrektora placówki. Zgodnie z zapisami ustawy wszyscy pracownicy ośrodka byliby zobowiązani do zachowania w tajemnicy wszystkiego, co jest związane z ich pracą. Ministerstwo szacuje, że – jeśli nowe przepisy weszłyby w życie jeszcze w tym roku – to w kolejnym łączne wydatki związane z funkcjonowaniem ośrodka wyniosłyby ok. siedmiu milionów złotych. Docelowo byłoby to ok. 30 milionów złotych rocznie. Z wyliczeń ministerstwa wynika, że każdego roku do ośrodka trafiałoby nie więcej niż kilka osób. Dzisiaj wszystkie kryteria, które miałyby pozwalać na izolację, spełnia 18 skazanych przebywających w polskich więzieniach.
Burza nad projektem?
W poniedziałek projekt ustawy został przesłany do zaopiniowania między innymi sądom i prokuratorom, Rzecznikowi Praw Obywatelskich, Rzecznikowi Praw Dziecka, a także Naczelnej Radzie Lekarskiej oraz Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Część środowiska prawniczego oraz lekarskiego, a przede wszystkich obrońcy praw człowieka krytykują nowe zapisy i pomysł izolacji osób skazanych po odbyciu przez nie kary. – Wiem o tych sprzeciwach. Ale mam do tych ludzi pytanie: Czy państwo ma bezsilnie czekać aż te osoby wyjdą z więzień i zaczną mordować? Kto weźmie za to moralną odpowiedzialność? Prawa człowieka są czymś szalenie ważnym, ale nie możemy wyłącznie dyskutować o prawach seryjnych zabójców. Musimy myśleć przede wszystkim o prawach potencjalnych ofiar – podkreśla Jarosław Gowin w rozmowie z tvn24.pl.
Później, w programie "Jeden na jeden" w TVN24, minister zaznaczył, że poparcie dla projektu wyraziły kluby PiS, SP i SLD. - PiS, Solidarna Polska i SLD jednoznacznie zadeklarowany poparcie. Mam nadzieję, że takie jednoznaczne poparcie wyrazi też Ruch Palikota - mówi Gowin.
- Rozmawiałem albo z całymi klubami albo z kierownictwem klubów. Liczę, że wszystkie ten projekt przy rozmaitych wątpliwościach poprą - dodaje i zapewnia: W tej sprawie nie może być podziałów partyjnych.
Minister w rozmowie z tvn24.pl odpierał również zarzuty o to, że umieszczanie osób, które odsiedziały swoje wyroki, w ośrodku byłoby ich podwójnym karaniem. – Mówimy o leczeniu, a nie o karaniu. Jest oczywiście pytanie, czy takie schorzenia osobowościowe, dewiacje seksualne da się w ogóle leczyć? Zdania ekspertów są podzielone. Ale ja przychylam się do tych, którzy twierdzą, że trzeba podjąć taka próbę. Zresztą nie mamy innego wyjścia – podkreślił minister
Ale część psychologów i psychiatrów na temat skuteczności takiego leczenia wypowiada się bardzo sceptycznie. Duże wątpliwości ma dr Jerzy Kahlan, psycholog penitencjarny i wykładowca akademicki. – Samą ideę stworzenia takiego miejsca odizolowania uważam za słuszną, ale uważam, że stworzenie jednego programu, lub nawet wielu programów leczenia dla tak szerokiej grupy osób, jest pomysłem bardzo trudnym do zrealizowania, albo nawet nierealnym. Problemem będzie też wybranie osób, które miałyby podjąć się prowadzenia takiej terapii – wskazuje psycholog.
Ten pogląd podziela seksuolog prof. Zbigniew Izdebski. – Niewątpliwie troska państwa o obywateli jest rzeczą cenną, mam natomiast bardzo duże wątpliwości co do efektywności proponowanych rozwiązań. Ten projekt wymaga jeszcze naprawdę szerokiej dyskusji społecznej i wśród ekspertów, bo w przeciwnym razie może skończyć się na tym, że będziemy mieli do czynienia jedynie z działaniem politycznym – ocenia.
HFPC: To wykorzystywanie medycyny
Nowe zapisy najostrzej oceniają eksperci Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. – Nie słyszałem o tym, by zdania psychiatrów i psychologów na temat efektywności takiego leczenia daleko od siebie odbiegały. Wszyscy, których zdania wysłuchałem, potwierdzają, że takich przypadków po prostu nie da się leczyć. Z medycznego punktu widzenia nie ma to zatem sensu. W tym przypadku prawda jest taka, że medycynę próbuje się wykorzystać do absolutnie niemedycznego celu – zauważa Piotr Kładoczny, doktor prawa karnego HFPC. - Chodzi o izolację, ale profesorowie prawa karnego, którzy pracowali nad ustawą, wiedzą że gdyby tak to przedstawiać, to wówczas mielibyśmy do czynienia z podwójnym karaniem za to samo przestępstwo – dodaje.
Karnista HFPC, który będzie opiniował projekt ustawy, wskazuje też na inne jej zagrożenia. –A co jeśli w przyszłości ktoś zdecyduje, że do tego „worka" osób, będzie można dodać na przykład kleptomanów? Ich też będziemy leczyć w ten sposób – zamykając, nawet dożywotnio, w specjalnym ośrodku? – pyta.
Autor: Łukasz Orłowski/ ola / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock