Żeby opłacić roczny rachunek za prąd, musieliby oddać dwa lub trzy lata zysku. Przedsiębiorstwo produkujące meble dostało trzykrotną podwyżkę ceny za energię elektryczną. Sytuację mógłby uratować wiatrak, ale same procedury uzyskania pozwoleń zajmą pięć lat. Właściciele firmy z Glinna (Wielkopolska) nie mają tyle czasu - obawiają się, że będą zmuszeni zamknąć działalność.
Firma BEROTU w Glinna w Wielkopolsce (okolice Nowego Tomyśla) otrzymała trzykrotną podwyżkę ceny energii elektrycznej. Produkujące meble przedsiębiorstwo będzie musiało płacić już nie 15, a 45 milionów złotych rocznie za prąd. Właściciele spółki podkreślają, że to kwota pochłaniająca ich zysk za dwa lub nawet trzy lata.
Chcą postawić wiatrak, żeby nie zbankrutować
Zdaniem właścicieli firmy sytuację mogłaby poprawić budowa własnego wiatraka, produkującego energię, która w całości trafiłaby do ich zakładu produkcyjnego. Tu pojawia się jednak problem, ponieważ przejście samych procedur to około pięciu lat.
Czytaj też: Padł nowy rekord wytwarzania energii z fotowoltaiki. "Zaoszczędzimy 100 tysięcy wagonów z węglem"
- Obecnie obowiązująca ustawa, tak zwana antywiatrakowa, uniemożliwia postawienie elektrowni wiatrowej w naszej okolicy. Czekamy na zapowiadaną nowelizację. Wiatrak pomógłby w bardzo dużym stopniu, bo zaspokoiłby około 70-80 procent naszych potrzeb energetycznych - powiedział naszemu reporterowi współwłaściciel firmy Marcin Turek.
Według planu właścicieli firmy wiatrak miałby być połączony - w uproszczeniu - bezpośrednio z zakładem. - Podłączylibyśmy się bezpośrednio do naszej fabryki, czyli z pominięciem sieci energetycznej, która nie jest w stanie przyjąć tego prądu. Jednak to rozwiązanie jest niemożliwe ze względu na sytuację prawną. Nie można ominąć sieci, a sieć jest niewydolna, nie jest w stanie przyjąć dużej ilości energii z odnawialnych źródeł - tłumaczy Turek.
Ratunkiem nowa ustawa wiatrakowa?
Problemów z postawieniem elektrowni wiatrowej jest więcej. Według obowiązujących przepisów wiatrak musi stać w odległości liczącej 10-krotność jego wysokości, czyli do nawet dwóch kilometrów od najbliższych zabudowań. Miała to zmienić nowelizacja tak zwanej ustawy wiatrakowej, usuwająca tak zwaną zasadę 10H, jednak jej projekt, po przyjęciu przez rząd, utknął w Sejmie.
Zgodnie z propozycją nowa elektrownia wiatrowa będzie mogła być lokowana wyłącznie na podstawie miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego, uchwalanego przez radnych poszczególnych samorządów. Minimalna odległość od budynków mieszkalnych nie będzie mogła jednak wynosić mniej niż 500 metrów.
Właściciele firmy zaznaczają, że już od dwóch lat starają się o pozwolenie na budowę farmy fotowoltaicznej. Wyliczyli, że na potrzeby zakładu potrzebują około 30 hektarów powierzchni pokrytej przez panele słoneczne. Dostali pozwolenie na trzy hektary.
Podobne problemy mają przedsiębiorstwa w całej Europie. Jak mówią właściciele firmy, jeżeli problem z prądem wcześniej od nich rozwiąże konkurencja, na przykład z Litwy, wtedy odbiorcy wybiorą tańsze produkty. Dla zakładu z Glinna oznaczać to będzie koniec działalności.
Ekspert: Polska nieprzyjazna dla zielonej energii
Jak tłumaczy w rozmowie z reporterem TVN24 Krzysztof Mrozek, specjalista ds. funduszy unijnych z Polskiej Zielonej Sieci, Polska "nie zmienia bazy regulacyjnej, która ułatwiłaby stawianie wiatraków". - Polskie ustawodawstwo jest nieprzyjazne dla zielonej energii, mimo że jesteśmy w dramatycznej sytuacji. Jesteśmy w sytuacji kryzysu cen energii, przedsiębiorcy skarżą się na lawinowy wzrost rachunków za energię. Tymczasem rząd nie okazuje im takiej pomocy, jaka powinna być okazana - ocenia Mrozek.
Ekspert wyjaśnia, że od czasu nowelizacji ustawy z 2018 roku "przepisy praktycznie blokują możliwość instalowania na lądzie wiatraków". - 99,7 procent naszego terytorium jest wyłączone z możliwości stawiania wiatraków. Nowelizacja przepisów, które miałyby pozwolić wreszcie odblokować energetykę wiatrową na lądzie, znów została zablokowana i nie wiemy, kiedy zostanie przyjęta - powiedział specjalista Polskiej Zielonej Sieci. Mowa o usunięciu tak zwanej zasady 10H, odnoszącej się do budowy instalacji w odległości od zabudowań mieszkalnych równej 10-krotnej wysokości wiatraka. Mrozek przypomina, że liberalizacja tego przepisu była jednym ze zobowiązań z Krajowego Planu Odbudowy.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock