Karę 1,5 roku więzienia w zawieszeniu na 3 lata, 10 tys. zł grzywny i 5 lat zakazu wykonywania zawodu funkcjonariusza BOR orzekł sąd wobec b. wiceszefa Biura Ochrony Rządu gen. Pawła B. Był oskarżony w sprawie nieprawidłowości przy ochronie wizyt VIP-ów w Smoleńsku w 2010 roku. Wtorkowy wyrok Sądu Okręgowego w Warszawie nie jest prawomocny. Werdykt skomentował Jarosław Kaczyński, który był w tym procesie oskarżycielem posiłkowym. Odniósł się do niego także Antoni Macierewicz.
Według sądu B. m.in. odstąpił od rekonesansu lotniska w Smoleńsku, zatwierdził zaniżony stopień ochrony wizyt, nie zapewnił ochrony samolotów w Smoleńsku. W efekcie sąd uznał, że oskarżony spowodował zagrożenie dla prezydenta i premiera.
Jednocześnie sąd stwierdził, że nie ma podstaw by uznać, iż przyczyną katastrofy był zamach przy użyciu materiałów wybuchowych. - BOR prawidłowo sprawdził pod tym kątem Tu-154 przed lotem 10 kwietnia - powiedział sędzia Paweł Dobosz, przedstawiając uzasadnienie wyroku.
Podkreślił, że żadne dowody będące w dyspozycji sądu nie wskazywały na hipotezę zamachu. - Tym samym nie ma podstaw do twierdzenia, że BOR tej katastrofie nie zapobiegło - dodał sędzia.
Jak mówił Dobosz, rolą BOR jest zapobieganie wszelkim zagrożeniom dla osób chronionych, także np. zagrożeniem wybuchem. - Temu służy np. sprawdzenie pirotechniczne, którego tutaj dokonano prawidłowo - ocenił sąd.
Prokuratura wnosiła o karę łączną 2 lat więzienia w zawieszeniu na 5 lat; 10 tys. zł grzywny oraz zakaz wykonywania zawodu funkcjonariusza BOR na 10 lat. Obrona chciała uniewinnienia.
Dwa zarzuty
B. oskarżono o niedopełnienie - od 18 marca do 10 kwietnia 2010 r. - obowiązków związanych z planowaniem, organizacją i realizacją zadań ochronnych Biura.
Według Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga "skutkowało to znacznym obniżeniem bezpieczeństwa ochranianych osób, czym działał na szkodę interesu publicznego, tj. zapewnienia ochrony prezydentowi RP i prezesowi Rady Ministrów oraz interesu prywatnego osób pełniących urząd prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego i jego małżonki Marii Kaczyńskiej oraz urząd prezesa Rady Ministrów Donalda Tuska".
Drugi zarzut to poświadczenie nieprawdy w dokumentach, że fotograf współpracujący z BOR jest funkcjonariuszem Biura w delegacji do Smoleńska. Za ten drugi zarzut grozi do 5 lat więzienia; za pierwszy - do 3 lat. Sąd uznał oba zarzuty.
Smoleński nie powinien być w ogóle rozważany
Sędzia zaznaczył, że powszechną wiedzą podmiotów współorganizujących obie wizyty - w tym kancelarii premiera, jak i kancelarii prezydenta - było, że Smoleńsk-Siewiernyj było "lotniskiem zamkniętym".
Tymczasem, według instrukcji HEAD, lądowanie samolotów z VIP-ami mogło następować tylko na lotniskach czynnych - dodał sędzia. Z przytoczonych przezeń zeznań świadków wynikało, że Rosjanie zapewniali stronę polską, iż lotnisko będzie czynne na wizyty premiera Donalda Tuska i prezydenta Lecha Kaczyńskiego - 7 i 10 kwietnia 2010 r.
Sąd uznał, że w tej sytuacji podmioty współorganizujące obie wizyty nie powinny w ogóle rozważać tego lotniska jako miejsca lądowania VIP-w. Sędzia Dobosz podkreślił, że nie jest rolą sądu w tej sprawie badanie odpowiedzialności podmiotów państwowych w tej sprawie.
Według sądu, w związku z taką sytuacją na BOR spoczywały dodatkowe obowiązki co do rekonesansu lotniska - którego nie przeprowadzono. - To bardzo poważny błąd przy planowaniu zabezpieczeń obu wizyt - mówił sędzia. - To było nieodpowiedzialne, za co odpowiada oskarżony - dodał sędzia. Jego zdaniem B. mógł to uczynić poprzez interwencję u Federalnej Służby Ochrony Rosji.
Oficer BOR: co się stało z samolotem?
Ponadto, według sądu, nie było sprawnego przepływu informacji między osobami zaangażowanymi w zabezpieczenie obu wizyt. Wynikało to z braku odprawy koordynacyjnej, którą powinien był zorganizować właśnie B. - uznał sąd.
Sędzia ujawnił, że krótko po katastrofie z 10 kwietnia oficer BOR będący w Smoleńsku dzwonił do centrali BOR w Warszawie, by dowiedzieć się, "co się stało z samolotem". Według sędziego jest to dowód na to, "jak słaba była wymiana informacji, jak słabe było zabezpieczenie". Jego zdaniem jest to także "świadectwo, do czego może doprowadzić to, że w określonym miejscu nie ma funkcjonariusza BOR.
Według sądu plan zabezpieczenia obu wizyt nie odpowiadał wzorcom, które obowiązywały w BOR. Zdaniem sądu B. odpowiada też za nieprzestrzeganie instrukcji działań ochronnych BOR, które sam określił.
Zdaniem sądu stopień zagrożeń wizyty Lecha Kaczyńskiego powinien był być uznany przez BOR za wyższy niż w rzeczywistości, choćby z racji zagrożenia zamachami w Rosji ze strony terrorystów z regionu Kaukazu.
- Część funkcjonariuszy nie wiedziała, kto jest dowódcą zabezpieczeń - powiedział sędzia Dobosz. Zdaniem sądu stwarzało to zagrożenie dla bezpieczeństwa ochranianych osób, bo np. "funkcjonariusze mogli nie wiedzieć, kogo się słuchać".
Sędzia Dobosz zaznaczył zarazem, że BOR nie mogło ingerować w czynności kontrolerów lotów. - Funkcjonariusz BOR nie miał też prawa zakazać lądowania w Smoleńsku ze względu na trudne warunki atmosferyczne - oświadczył sędzia.
- To przejaw tego, co się określa mianem państwa teoretycznego - ocenił sędzia generalnie sprawę B.
Krótki komentarz prezesa PiS
Po wyroku B. powiedział dziennikarzom tylko, że nie będzie komentował sprawy do prawomocnego jej zakończenia. Prok. Józef Gacek z Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga stwierdził z kolei, że wyrok jest "zupełnie słuszny co do uznania winy". Zarazem zapowiedział, że wystąpi do sądu o pisemne uzasadnienie wyroku, bo chce poznać jego pełną argumentację. Ustne uzasadnienie sądu pomijało bowiem sprawy objęte tajemnicą zasad działań ochronnych BOR (dlatego też proces był w dużej części niejawny - red.).
Prok. Gacek nie wykluczył złożenia apelacji, gdyż sąd częściowo zmienił opis czynu oskarżonego.
Wyrokowi przysłuchiwała się grupa kolegów oskarżonego z BOR, w tym b. szef Biura emerytowany gen. Marian Janicki. Na ogłoszeniu wyroku nie było pełnomocnika oskarżyciela posiłkowego Jarosława Kaczyńskiego. Prezes PiS skomentował jednak werdykt w rozmowie z dziennikarzami.
- Mam nadzieję, że będzie jeszcze więcej wyroków - powiedział krótko Kaczyński, tuż przed spotkaniem rodzin smoleńskich z prokuratorami m.in. na temat ewentualnych ekshumacji ciał ofiar katastrofy z 10 kwietnia 2010 r.
Macierewicz: szanujemy ten wyrok
Do decyzji sądu odniósł się także szef MON Antoni Macierewicz, który ocenił, że wyrok w zawieszeniu jest "spuścizną po czasach lekceważenia bezpieczeństwa i odpowiedzialności za zagrożenia, jakie spotkały te osoby, które poległy w Smoleńsku".
- Musimy sobie zdawać sprawę z dysproporcji między skalą tragedii i odpowiedzialności, która ciążyła na podsądnych a wyrokiem. Ale sędziowie i sądy są niezawiśli, i my oczywiście szanujemy ten wyrok - dodał Macierewicz.
Z kolei według rzeczniczki klubu PiS Beaty Mazurek wyrok pokazuje, iż organizacja lotu do Smoleńska nie była przygotowana. Odnosząc się do uzasadnienia sądu, że nie ma podstaw, by uznać, że przyczyną katastrofy smoleńskiej był zamach przy użyciu materiałów wybuchowych, oceniła, że "ta teza jest nieuprawniona i przedwczesna". - Sąd nie badał tego, czy doszło do zamachu, czy nie, bo (sąd) nie miał do tego wystarczających dowodów. Sądzę, że ta teza i ta wypowiedź sędziego jest nieuprawniona - powiedziała Mazurek.
Schetyna zaskoczony
Z kolei szef PO Grzegorz Schetyna podkreślił, że dla niego wyrok jest zaskakujący. - Wydawało mi się - takie przynajmniej były sygnały wcześniejsze z rozprawy i z kolejnych rozpraw - że kwestia organizacji i całego przebiegu (lotu) była przygotowana w sposób profesjonalny, i to jest dla mnie zaskakujące - dodał Schetyna. Zaznaczył, że nie zna jeszcze szczegółów uzasadnienia wyroku.
Nie przyznawał się do winy
W rozpoczętym w listopadzie 2014 r. procesie B. nie przyznawał się do zarzutów.
Podstawą oskarżenia były opinie dwóch biegłych, według których m.in. sposób organizacji i realizacji działań ochronnych był niezgodny z zasadami BOR. Według nich B. odpowiada m.in. za "świadome odstąpienie" od rozpoznania przez BOR lotniska w Smoleńsku; nieobecność BOR na nim oraz niesprawdzenie tras przejazdu prezydenta.
Podkreślili też brak choć jednego oficera BOR, który czekałby na Lecha Kaczyńskiego na lotnisku. Zdaniem biegłych B. odpowiada też za nienależyte przeprowadzenie analizy zagrożeń; przygotowanie planu ochrony niezgodnie z zasadami; niewłaściwy nadzór, wybór oficerów do ochrony w Smoleńsku bez doświadczenia w wizytach zagranicznych; niewyznaczenie dowódców zabezpieczenia; brak zadbania o system łączności oficerów BOR w Rosji.
Autor: ts/gry / Źródło: PAP, TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Tomasz Gzell/PAP