Śledztwo w sprawie podłożenia dwa lata temu atrap bomb w centrum Warszawy będzie umorzone, bo działania policji nie przyniosły efektu - dowiedziało się "Życie Warszawy".
Jedyną szansą według gazety jest przesłuchanie ostatniego świadka, który przebywa obecnie za granicą. Jeśli nie będzie przełomu w śledztwie sprawa zostanie umorzona - twierdzi gazeta.
Sprawca olbrzymiego zamieszania wysłał maila, z którego wynikało, że za całą akcją stoi - jak się później okazało - nieistniejąca organizacja "GayPower".
15 atrap bomb zostało podłożonych w październiku 2005 r. na dwa dni przed drugą turą wyborów prezydenckich. Policyjni saperzy przez kilka godzin szukali ukrytych ładunków.
Ówczesny prezydent miasta stołecznego, Lech Kaczyński wyznaczył nagrodę za informację mogącą doprowadzić do zatrzymania sprawcy.
W ciągu dwóch lat prowadzący dochodzenie przesłuchali dziesiątki świadków i sporządzili portret pamięciowy mężczyzny, który wysyłał maile z ostrzeżeniem o bombach. Kamery przemysłowe zarejestrowały jego obraz gdy wychodził z kafejki internetowej. Oficerowie są nawet w posiadaniu DNA sprawcy uzyskanego ze śliny pozostawionej na jednej z atrap, ale zagadki "Gejbombera" do tej pory nie rozwiązali.
Według Katarzyny Szeskiej, rzeczniczki Prokuratury Okręgowej w Warszawie postępowanie jest wciąż w toku.
W sprawie "Gejbombera" niczego nie wytropiła też specjalna sejmowa komisja, która według "Życia Warszawy" miała zbadać krążące po Sejmie pogłoski sugerujące udział w akcji służb specjalnych, które rzekomo chciały przypodobać się prezydentowi.
Źródło: Życie Warszawy, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24.pl