- To jest manipulacja - wybieranie jakichś szczegółów, których oni nie rozumieją, podnoszenie ich do rangi wielkiej tajemnicy, rzucanie oskarżeń bezpodstawnych - ocenił działania ekspertów Macierewicza prof. Paweł Artymowicz, fizyk z Uniwersytetu w Toronto i pilot w "Faktach po Faktach".
Prof. Paweł Artymowicz skomentował pomysł PO, aby powołać komisję do spraw wykorzystywania katastrofy smoleńskiej. - Nie jestem tym całkiem zachwycony, ponieważ to jest troszeczkę granie w ten sam ping pong polityczny. To znaczy pan Macierewicz (Antoni, szef MON - red.) jest politykiem, który steruje całkowicie tym pseudobadaniem katastrofy smoleńskiej. Powoływanie komisji tylko po to, żeby odkręcać jego polityczne przekręty, to jest zabawa właściwie na tym samym podwórku i w ten sposób można się bawić w nieskończoność - powiedział.
Artymowicz: przekazać sprawę do międzynarodowej komisji
Zdaniem Artymowicza jest inny sposób na rozwiązanie tego problemu. - Wydaje mi się, że jedynym rozwiązaniem tego problemu, który ciągle istnieje, że duża część ludzi jednak nie jest pewna co się stało w Smoleńsku, jest przekazanie tej sprawy do międzynarodowej komisji. To znaczy przekazanie wszystkich dowodów, które zostały już zebrane w prawdziwych śledztwach do jednej z komisji badania wypadków na Zachodzie, ale nie jakiejś powołanej na nowo z kilkoma osobami z zagranicy, bo to nie jest żadna międzynarodowa komisja, którą zaprezentował pan Macierewicz - wyjaśnił. Dodał, że należy się zwrócić do komisji badania wypadków lotniczych w Ameryce, w Anglii bądź w krajach europejskich o pomoc. - To będzie bardzo trudne, ponieważ oni już w tej chwili zorientowali się, że gra wszystkich tych komisji, czy podkomisji pana Macierewicza to jest czysta polityka i na pewno nie będą chcieli. Ale trzeba próbować - stwierdził profesor. Dodał, że zwrócił się w tej sprawie z apelem do prezydenta Dudy, ale nie otrzymał żadnej odpowiedzi. - Rok temu z takim apelem zwracały się wdowy po zmarłych wojskowych, tych którzy zginęli w Smoleńsku - powiedział. - Nagle pomysł powołania komisji zniknął, dokładnie w ciągu jednej nocy, kiedy PiS przejął władzę, co oznacza, że zawsze był po prostu czystą manipulacją i że PiS nie chce kontaktów z prawdziwymi zachodnimi komisjami badania wypadków - stwierdził. - Boi się, że zostanie wykryte całe mnóstwo drobnych, mniejszych i większych oszustw, które niestety popełnili. Przecież działali przez pięć lat. Ogłaszali przez pięć lat, że to nie był wypadek, że to był zamach, że były wybuchy - dodał.
Berczyński "tylko przyglądał się uszkodzonym helikopterom"
Fizyk stwierdził też, że osoby w zespole parlamentarnym Macierewicza, a teraz w podkomisji smoleńskiej, nie są ekspertami od wypadków lotniczych. - To są osoby, które nie mają najmniejszej styczności z lotnictwem. Nie znają się na fizyce kompletnie, również na inżynierii się nie znają, mi się wydaje. Im dalej w las, tym więcej było widać tego, że oni powtarzają ustalone z góry tezy - powiedział.
Jak dodał, przewodniczący podkomisji smoleńskiej, Wacław Berczyński, "tylko przyglądał się uszkodzonym helikopterom armii amerykańskiej". - Wyceniał ich wartość, czy warto je naprawiać. On nie był w komisji badania żadnego wypadku. Proszę go spytać - niech wymieni chociaż jeden wypadek lotniczy znany, który on badał - dodał. Zdaniem profesora planowana wizyta podkomisji w Moskwie wydaje się "elementem takiej bardzo prostej gry, która pasuje również Rosjanom z jakichś powodów, żeby przedłużać niepewność". - Oni chcą tam pojechać, aby nic nie dostać i potem ogłosić, że próbowali - ocenił.
"Pilot był pod wpływem wrażenia, że dostał pozwolenie"
Artymowicz zaprezentował też własny pogląd dotyczący przyczyn katastrofy. - Zawsze pozostawało wielką zagadką, co spowodowało, że prowadzący Tupolewa PLW101 kapitan Protasiuk zmienił decyzję, dlatego że z początku zapowiadał odejście i wszyscy członkowie załogi też sądzili, że będzie wykonane odejście - powiedział. - Są bardzo mocne dowody, że przekroczył minimalną wysokość zniżania 100 metrów nad ziemią zupełnie świadomie, spokojnie, bez mówienia niczego na tej wysokości i kontynuował to zniżanie do bardzo małej wysokości, gdzie już niestety było za późno na ratunek - dodał.
- Prawdopodobnie to nie jest główna przyczyna wypadku, bo ta została określona prawidłowo przez komisje państwowe i prokuratury, ale bardzo silną okolicznością sprzyjającą katastrofie było to, że nie zrozumiano na pokładzie Tupolewa żadnej z dwóch najważniejszych komend wydanych przez wieżę w Smoleńsku - powiedział profesor. Jak dodał instrukcje kontrolerów zostały zrozumiane przez kapitana Protasiuka, który znał język rosyjski tak, jak to się rozumie w języku potocznym. - Słowo "dopałnitielno" zostało zrozumiane jako dodatkowa informacja o kierunku i sile wiatru - powiedział profesor. - Natomiast naprawdę „dopałnitielno” to jest część komendy warunkowej podchodzenia do wysokości decyzji, która nie jest zezwoleniem na lądowanie - wyjaśnił.
- Są dowody na to, że pilot był pod wpływem wrażenia, że dostał pozwolenie na lądowanie i dlatego przestrzelił te wszystkie czerwone światła i zakazy. Pozwolenia oczywiście nie mógł dostać z wielu względów - wyjaśnił. Zdaniem fizyka było to spowodowanie brakiem szkoleń pułku 36. z frazeologii rosyjskiej, podejść nieprecyzyjnych. Dodatkowo mieli oni zostać wysłani bez ważnych dokumentów i uprawnień.
"Złośliwie kłamią"
Skomentował też ustalenia ekspertów Macierewicza, że do wyłączenia zasilania musiało dojść przed uderzeniem samolotu w brzozę, co uzasadniałoby teorię o wybuchu w powietrzu. - Ludzie, którzy są właśnie konsultantami pana Macierewicza, a obecnie niestety są reprezentantami państwa polskiego, co jest wielkim wstydem, nie rozumieją jak działają rejestratory, nie rozumieją, że zasilenie wcale nie wysiadło na tej wysokości, tylko na tej wysokości został zapisany jeden z ostatnich buforów z tymi danymi - powiedział Artymowicz.
Później stwierdził jednak, że jego zdaniem wiedzą oni, że zasilanie działało do końca, ale "złośliwie kłamią", ponieważ rejestrator głosu zapisywał do końca i również w tak zwanych kościach pamięci zapisały się dane późniejsze niż te, o których mówią eksperci z podkomisji smoleńskiej. - To jest manipulacja - wybieranie jakichś szczegółów, których oni nie rozumieją, podnoszenie ich do rangi wielkiej tajemnicy, rzucanie oskarżeń bezpodstawnych, ale to trwało już od pięciu lat. Nie ma w tym nic nowego - ocenił profesor.
Opowiedział też o tym, jak Wacław Berczyński niechcący wysłał e-mail do pana Michała Jaworskiego, byłego członka zespołu parlamentarnego, który, jak mówił Artymowicz, "nie mógł już znieść tych kłamstw i odłączył się od nich". - W tym e-mailu pan Berczyński instruuje swoich kolegów, aby zbyt głęboko nie badać katastrofy, żeby nie robić specjalnie żadnych badań, natomiast zapowiada, że mamy już wystarczająco dużo dowodów na wybuch i zamach - powiedział. - Oszukuje mówiąc, że nie mamy teraz żadnych założeń i zaczynamy badać sprawę od początku - dodał.
Autor: mart/tr / Źródło: TVN 24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24