To jest tak bulwersująca informacja, że na pewno zmąci spokój Polaków - powiedziała w "Kropce nad i" doktor Grażyna Cholewińska-Szymańska, specjalista chorób zakaźnych. Odniosła się w ten sposób do stanowiska episkopatu w sprawie dwóch szczepionek przeciw COVID-19. Konsultant wojewódzki w dziedzinie chorób zakaźnych profesor Miłosz Parczewski wyjaśniał zaś, w jaki sposób produkowane są szczepionki.
Przewodniczący zespołu ekspertów episkopatu do spraw bioetycznych biskup Józef Wróbel wydał w środę stanowisko, w którym napisał, że szczepionki koncernów AstraZeneca i Johnson&Johnson "są oparte na technologii bazującej na komórkach pochodzących od abortowanych płodów". To - napisał bp Wróbel - "budzi poważny sprzeciw moralny". Ocenił, że katolicy nie powinni godzić się na szczepienie preparatem AstraZeneki i Johnson&Johnson, chyba że nie mają możliwości wyboru innej szczepionki i są zobligowani uwarunkowaniami na przykład zawodowymi.
"Musimy tę sprawę wytłumaczyć raz na zawsze"
O stanowisku episkopatu w sprawie tych dwóch szczepionek mówili w "Kropce nad i" w TVN24 konsultant wojewódzki w dziedzinie chorób zakaźnych, członek Rady Medycznej przy premierze profesor Miłosz Parczewski z Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego oraz doktor Grażyna Cholewińska-Szymańska, specjalista chorób zakaźnych i ordynator w Wojewódzkim Szpitalu Zakaźnym w Warszawie.
- Musimy tę sprawę wytłumaczyć raz na zawsze, od początku - powiedział Parczewski. - Linia komórkowa, na której produkuje się niektóre szczepionki, w tym szczepionkę Johnson&Johnson, pochodzi z linii komórek retinalnych, czyli komórek siatkówki, z płodu z 1985 roku. Ta linia została unieśmiertelniona, czyli jest stała, namnożona w różnych laboratoriach i jest używana do produkcji szczepionek i różnych leków - mówił ekspert.
Podkreślił, że "dzięki tej linii tak naprawdę uratowaliśmy miliony istnień ludzkich". Zwrócił uwagę, że jest to "jedna linia, jeden raz (pobrana - przyp. red.), absolutnie nie są to płody". - Jest to jednorazowa linia, której do tej pory używamy. Na tej linii w różnych laboratoriach produkuje się szczepionki i leki - wyjaśniał.
Gość TVN24 ocenił też, że w kontekście szczepionek na koronawirusa "dylematy moralne waży się w jeszcze inny sposób". - Jeżeli się nie zaszczepię szczepionką, to jestem rozsadnikiem wirusa i bezpośrednio zabijam innych ludzi. To też trzeba wziąć pod uwagę, analizując zagadnienia etyczne i moralne - powiedział prof. Parczewski.
"W naszym kraju takie stanowisko wprowadzi duży ferment"
Cholewińska-Szymańska zwróciła uwagę na konsekwencje, które mogą iść za wydanym komunikatem episkopatu. - Myślę, że w naszym kraju takie stanowisko wprowadzi duży ferment, duże niezrozumienie i faktycznie sporo osób, nieświadomych całej prawdy, wycofa się ze szczepień - oceniła.
Jak mówiła, "już mieliśmy do czynienia z taką sytuacją w przypadku szczepienia nauczycieli AstraZeneką". - Pomimo ich zapisu w harmonogramie oni się wycofywali w ostatniej chwili ze szczepienia właśnie pod wpływem jakichś informacji, jeszcze wtedy niesprawdzonych, dotyczących zakrzepicy - wskazywała specjalistka chorób zakaźnych.
- W tej chwili, jeżeli podało się taki komunikat na temat wykorzystania embrionów do produkcji szczepionek, to jest tak bulwersująca informacja, że na pewno zmąci spokój Polaków - dodała dr Cholewińska-Szymańska.
"Kwiecień to jeszcze za wcześnie" na powrót dzieci do szkół
Członek Rady Medycznej przy premierze profesor Parczewski był pytany także, czy jego zdaniem dzieci powinny jeszcze w kwietniu wrócić do nauki stacjonarnej w szkołach. - Uważam, że nie - przyznał.
- Tego wirusa jest jeszcze ciągle dużo i on krąży. Czyli te zakażenia u dzieci starszych, u dzieci szkolnych będą - wyjaśniał konsultant wojewódzki w dziedzinie chorób zakaźnych. - Kwiecień to jeszcze za wcześnie i na pewno tego nie będziemy rekomendowali - podkreślił.
- Może będzie tak – i to można rozważyć, ale myślę, że jeszcze nie w kwietniu regiony, które będą miały dobrą sytuację epidemiologiczną, niską liczbę hospitalizacji, będą mogły pilotażowo na tydzień, dwa tygodnie wcześniej niż pozostałe regiony puścić dzieci do szkół - ocenił.
"To jest decyzja, którą trudno zrozumieć"
Doktor Grażyna Cholewińska-Szymańska odniosła się natomiast do decyzji rządu o poluzowaniu restrykcji dotyczących żłobków i przedszkoli. Dzieci będą mogły korzystać z nich już od poniedziałku 19 kwietnia.
- To jest decyzja, którą trudno zrozumieć. Dlaczego akurat ta grupa została wybrana, gdy wiemy, że dzieci są roznosicielami wirusa? Wiemy również, że wcale nie jest do końca prawdą, że nauczyciele są zaszczepieni. Wydaje mi się, że około 50-60 procent populacji nauczycieli jest zaszczepiona - oceniła specjalistka. - W związku z tym, że robi się takie wyspy odmrożenia lockdownu (…), będzie sytuacja, w której będziemy mieli do czynienia z pełzającą epidemią - dodała.
Źródło: TVN24