Im więcej osób pozwoli sobie na relaks i powie: nie ma koronawirusa, nie muszę się obawiać, jestem w grupie niskiego ryzyka, tym więcej będzie potem zachorowań - ostrzegła w "Faktach po Faktach" doktor Katarzyna Pancer z Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego – Państwowego Zakładu Higieny. Doktor Tomasz Ozorowski, mikrobiolog i były prezes Stowarzyszenia Epidemiologii Szpitalnej ocenił, że "musimy przyzwyczaić się do życia z koronawirusem".
Rzecznik resortu zdrowia Wojciech Andrusiewicz powiedział w środę, że skala wzrostu zachorowań będzie w Polsce rozłożona w dłuższym okresie czasu. Zaznaczył jednocześnie, że "nadal jesteśmy w krzywej idącej do góry, a nie idącej w dół". Tego dnia liczba potwierdzonych przypadków zakażenia koronawirusem przekroczyła w Polsce 10 tysięcy.
"Zachorowań będzie więcej"
- Musimy się przyzwyczaić do życia z koronawirusem – przekonywał w "Faktach po Faktach" doktor Tomasz Ozorowski.
Wyjaśnił, że jednym z "pozytywnych" powodów, dla których zakażeń przybywa, jest "lepsza diagnostyka". Jak dodał jednak, "mamy przesłanki, żeby powiedzieć, że diagnozujemy tylko część zachorowań". - Patrząc po tym, że (w Polsce – red.) 30 procent pacjentów, u których zdiagnozowano zakażenie jest hospitalizowana, w Chinach była to zdecydowanie mniejsza grupa, a więc wyłapujemy zapewne tylko cięższe zakażenia – zwrócił uwagę.
Mikrobiolog zauważył, że, "wchodzimy w etap stopniowego odblokowywania życia społecznego i gospodarczego". - Wydaje się, że tych zachorowań będzie więcej, że one będą na pewnym stałym wysokim poziomie – ocenił. Dodał, że szacuje się, iż ponad 90 procent Polaków nie przechorowało COVID-19, a więc jest podatnych na zakażenie.
- W momencie, gdy będziemy się sukcesywnie odblokowywać, ta krzywa zachorowań może być coraz bardziej stroma i może być powodem do kolejnego przyblokowania społeczeństwa – ostrzegł ekspert.
Dwa scenariusze
Doktor Katarzyna Pancer przedstawiła dwa możliwe scenariusze rozwoju epidemii.
- Jeżeli okaże się, że po zachorowaniu odporność organizmu utrzymuje się i jesteśmy uodpornieni na kolejne zakażenie, w kolejnych sezonach na przykład, to wówczas ten wirus dość szybko stanie się pospolitym wirusem, rzadko występującym, bo im więcej osób będzie uodpornionych, tym będzie mniej zachorowań - tłumaczyła. - Gdyby się okazało, że nasza odporność, mimo zakażenia, po roku, dwóch, trzech znowu spada, to wtedy co pewien czas będziemy mieli - może nie tak duże - ale jakieś epidemie wyrównawcze - wyjaśniła ekspertka.
Zdaniem dr Pancer "naszym celem jest spowodowanie, żeby (krzywa zachorowań - red.) wolniej rosła, wtedy uzyskamy jakiś rodzaj równowagi". Według niej osiągniemy ten efekt, jeżeli "będziemy używać maseczek, rękawiczek, pilnować odstępów i przestrzegać wszystkich określonych ograniczeń".
- Im więcej osób pozwoli sobie zrelaksować się i powiedzieć: nie ma koronawirusa, nie muszę się obawiać, jestem w grupie niskiego ryzyka, tym więcej będzie potem zachorowań – ostrzegła.
"Testy nie zapewnią nam spokojnego snu"
- Jest to model przede wszystkim amerykański. Wydaje mi się, że warto podążać w tę stronę, ale tego rodzaju projekt powinien być koordynowany na szczeblu centralnym. Nie powinien stanowić inicjatywy przypadkowej, realizowanej przez niektóre laboratoria ze względu na bardzo dobre finansowanie przez NFZ - ocenił dr Ozorowski.
Jego zdaniem tego typu testy "nie zapewnią nam spokojnego snu". - Spokojny sen zapewnia nam przede wszystkim bezpieczne zachowanie, a więc trzymanie odległości i właściwa higiena rąk - przekonywał. Jego zdaniem testom na koronawirusa powinny być poddawane jedynie wybrane grupy ludzi. - W momencie, gdy będzie ich wystarczająco dużo, będzie sens przystąpić do masowego badania - dodał.
Źródło: TVN24