W Polsce nie ma na razie planów tworzenia ukraińskich szkół. Ma przybywać za to oddziałów przygotowawczych, w których dzieci nauczą się języka polskiego. Te powstają, ale wolno, bo samorządowcom brakuje pieniędzy i nauczycieli. W efekcie puchną powiększane o kolejnych uczniów klasy ogólnodostępne. Cenę poniosą nauczyciele i wszystkie dzieci - bez względu na pochodzenie.
- Ilu uczniów może mieć klasa w polskiej szkole? - pytają rodzice, zaniepokojeni tym, że do klas ich dzieci dołączają kolejni uczniowie.
- To zależy, ile ławek wciśniemy - odpowiadają pytani o to dyrektorzy szkół.
W związku z napływem uchodźców z Ukrainy minister edukacji Przemysław Czarnek zniósł właśnie obowiązujący w przedszkolach i klasach 1-3 szkół podstawowych limit uczniów. Od teraz grupy przedszkolne będą mogły być 28-osobowe, a najmłodsze klasy 29-osobowe. A co ze starszymi uczniami? - Tu bez zmian, to znaczy hulaj dusza, piekła nie ma - usłyszałam od jednego z dyrektorów liceum w mieście wojewódzkim.
Zacznijmy jednak od początku, czyli od przepisów.
Ministerstwo edukacji do tej pory właściwie w żaden sposób nie regulowało liczebności klas w polskich szkołach. Wyjątkiem była tzw. edukacja wczesnoszkolna, czyli klasy od pierwszej do trzeciej, które nie mogły mieć dotąd więcej niż 25 uczniów. Ten zapis wprowadzono za czasów rządów PO-PSL, gdy minister Katarzyna Hall, a po niej Krystyna Szumilas starały się przekonać Polaków do posyłania sześciolatków do szkół. Limitowane do 25 uczniów klasy - mniejsze niż w części, szczególnie miejskich szkół - miały być zachętą dla rodziców i zapewnieniem, że dzieci otrzymają w szkołach odpowiednią edukację i opiekę.
Małe klasy to drogie klasy
Dziesięć lat temu, gdy wprowadzano limity spośród 108 tys. klas w szkołach publicznych (od podstawówki do liceum) - jak wynika z danych ministerstwa edukacji - 10 proc. miało od 26 do 29 dzieci, Zaledwie 669 klas (0,6 proc.) liczy więcej niż 30 uczniów. Ale pokusa, by tworzyć większe klasy, z biegiem lat rosła - duża klasa jest dla samorządów tańsza, a te stale przypominają, że subwencja oświatowa od państwa pokrywa coraz mniejszy odsetek rzeczywistych wydatków na edukację.
Limitu w klasach 1-3 musiały się sztywno trzymać.
Po raz pierwszy rozluźniono go, czyli pozwolono na powiększenie klas - po naciskach samorządowców - w roku szkolnym 2015/2016. Do tego momentu wystarczyło, żeby w szkole było 26 pierwszoklasistów, by trzeba było podzielić dzieci na dwie małe klasy i zatrudnić dwóch nauczycieli oraz znaleźć dodatkowe pomieszczenie. Z punktu widzenia zarządzającego szkołą - robiło się znacznie drożej.
I tak ministerstwo zdecydowało najpierw, że jeśli do podstawówki zgłoszą się dodatkowi uczniowie, to klasę będzie można powiększyć. Powiększanie klasy o dwoje dzieci, zgodnie z przepisami traktowane jako sytuacja wyjątkowa, w niektórych gminach stało się standardem.
Klasy rosną i rosną
Teraz klasy będą mogły być jeszcze większe. Minister edukacji Przemysław Czarnek podpisał właśnie rozporządzenie, które zakłada, że klasy w edukacji wczesnoszkolnej i grupy przedszkolne będą mogły przyjmować większą liczbę uczniów niż dotychczas. Liczebność klas będzie można zwiększyć tylko na rzecz dzieci uciekających przed wojną w Ukrainie.
Urzędnicy ministerialni, a więc autorzy nowelizacji, przekonują: "jest konieczna ze względu na duży napływ dzieci obywateli Ukrainy w związku z konfliktem zbrojnym na terytorium tego państwa". I w uzasadnieniu przyznają wprost, że to rozwiąże sytuację w szkołach, w których "niemożliwe jest utworzenie dodatkowego oddziału w przedszkolu i szkole lub oddziału przygotowawczego w szkole". I z dużym prawdopodobieństwem, podobnie jak wcześniej, dodatkowych dwoje uczniów znów będzie rozwiązaniem nie "wyjątkowym", a powszechnym.
Od teraz grupy przedszkolne - dotąd 25-osobowe - będą mogły przyjąć dodatkowo troje dzieci uchodźczych z Ukrainy.
W szkołach klasy 25-osobowe, które w wyjątkowych sytuacjach zgodnie z dotychczasowymi przepisami mogły mieć 27 uczniów, będzie można jeszcze powiększyć. Nowe przepisy dopuszczają możliwość zwiększenia "standardowej" klasy o czworo uczniów z Ukrainy, a już wcześniej "powiększonej" o kolejną dwójkę. Tak więc dopuszczalna liczba uczniów w tych oddziałach nie może od teraz przekraczać 29.
Rozwiązania te mają obowiązywać do końca roku szkolnego 2021/2022. A co dalej? Na razie nie wiadomo. Zwykle jednak raz powiększona klasa trwała w takim stanie przez kolejne lata, bo dzieci, których połączyły przyjaźnie, nikt już nie chciał rozdzielać.
Poza tym ministerstwo nie ustalało dotąd limitu uczniów w starszych klasach i jeśli nie zrobił tego sam samorząd (a nie ma takiego obowiązku), to w obecnym systemie prawnym klasy od czwartej w górę mogą rosnąć właściwie bez końca. Tak długo, aż dzieci będą mieścić się w ławkach. W Polsce już wcześniej w najbardziej obleganych liceach i technikach zdarzały się klasy nawet 40-osobowe.
Do tego potrzeba nauczycieli
- W Polsce najtrwalsze rozwiązania to te, które na początku miały być prowizoryczne - komentuje Sławomir Broniarz, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego. I dodaje: - Obawiamy się poważnie, że zmiana standardu dotyczącego liczby uczniów utrzyma się w polskich szkołach na stałe. Takie doraźne działanie pomocowe odbywa się kosztem dzieci, pracujących z nimi nauczycieli oraz jakości edukacji - ocenia.
Zdaniem Broniarza zwiększenie limitów to działanie pozorowane. - Nikt tego z nami nie konsultował - zastrzega. - I to nie jest tak, że my dla zasady krytykujemy rząd, tylko wiemy dobrze, jakie są szkolne realia. Dołożenie czwórki dzieci do klasy, w wielu miejscach fatalnie odbije się na jakości nauczania. Stracą i polskie, i ukraińskie dzieci. Priorytetem dla państwa powinno być tworzenie dodatkowych klas, w tym klas przygotowawczych, ale do tego potrzeba nauczycieli. W obliczu dramatu uchodźczego niskie pensje nauczycieli, które już od kilku lat powodują odpływ ludzi z naszego zawodu, właśnie po raz kolejny odbiją się fatalnie na sytuacji uczniów - dodaje.
Z tym stwierdzeniem zgadza się Marta, nauczycielka wczesnoszkolna z Warszawy: - Rodzice, którzy jeszcze tydzień temu pytali, jak pomóc dzieciom z Ukrainy, teraz ciągle pytają, jakim kosztem się ta pomoc odbywa. Boją się, co będzie, gdy do naszej klasy dołączą kolejne dzieci. I że z tak dużą grupą ja sobie nie poradzę, a ich dzieci nauczą się mniej, niż mogłyby. Ja się im właściwie nie dziwię, też trudno mi sobie wyobrazić większą klasę bez zatrudnienia kogoś do pomocy albo asystenta międzykulturowego - dodaje.
11 marca ZNP wystąpił do Ministerstwa Funduszy i Polityki Regionalnej (MFiPR) z wnioskiem o przekierowanie środków niewykorzystanych w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego na wsparcie placówek oświatowych przyjmujących dzieci ukraińskie. "Niezbędne jest przygotowanie do pracy nauczycieli języka polskiego jako obcego, podręczników, umożliwienie zatrudniania asystentów i wyposażenie dzieci w niezbędne przybory szkolne i inne. Powinien być to obowiązkowy komponent w każdym z projektów skierowanych do tej grupy"- czytamy w liście do ministra Grzegorza Pudy.
Na razie nikt z resortu nie odpowiedział.
Minister zachęca do tworzenia oddziałów przygotowawczych
Minister Czarnek równocześnie z wydaniem zgody na powiększenie klas zachęca do tworzenia oddziałów przygotowawczych, w których dzieci mogłyby skupić się na nauce języka. W poniedziałek 14 marca minister poinformował, że do polskich szkół zapisało się już niemal 30 tys. dzieci z Ukrainy uciekających przed wojną (już wcześniej w szkołach uczyło się 50 tys. dzieci z Ukrainy, a kolejne 10 tys. chodziło do przedszkoli).
We wtorek 15 marca do szkół zapisanych było około 43 tysięcy dzieci uchodźców.
- Tworzenie tego rodzaju oddziałów, z użyciem różnych obiektów, które kiedyś były szkołami albo które można zaadaptować na szkoły, będzie najmniej inwazyjne - ocenił minister 11 marca w RMF FM. I deklarował: - Zapłacimy za to samorządom pełną stawkę ze środków zewnętrznych, unijnych, z pieniędzy z Kanady i USA, bo to będą niemałe środki. Wszystkie zewnętrzne środki na ten cel wykorzystamy i każda złotówka trafi do samorządów.
Jakie to będą środki i na jakich dokładnie zasadach będą rozdzielane? - w poniedziałek 14 marca nadal nie było wiadomo.
W ubiegłym tygodniu premier Kanady Justin Trudeau, będąc w Warszawie, poinformował, że przeznaczy 117 mln dolarów na "specjalne działania związane z imigracją", m.in. przyspieszenie procedur imigracyjnych. Nie wiadomo jednak na razie, czy i jaka część tych pieniędzy mogłaby wspomóc oświatę w Polsce.
Wiadomo, że edukacja uchodźców będzie kosztowna - minister Czarnek oszacował, że jeśli do szkół trafi pół miliona dzieci z Ukrainy, będzie to kosztowało około 10 miliardów złotych rocznie.
Specustawa przewiduje możliwość zwiększenia rezerwy subwencji oświatowej w 2022 r. Te pieniądze - na razie nie wiadomo, w jakiej wysokości - mają zostać skierowane do samorządów. W sobotę wieczorem przepisy podpisał prezydent Andrzej Duda.
W poniedziałek w czasie wizyty w szkole w Lubyczy Królewskiej minister Czarnek mówił z kolei: - Przytłaczająca większość rodziców tych dzieci, ich opiekunów nie podjęła jeszcze decyzji o pójściu do polskiej szkoły. Więc na ten moment problemu to większego nie rodzi. A żeby ten problem był jak najmniejszy organizacyjny, powtarzam raz jeszcze, i zgadzają się ze mną samorządowcy: oddziały przygotowawcze to jest najlepsza rzecz, która może się zdarzyć.
W Szkole Podstawowej im. gen. Nikodema Sulika w Lubyczy Królewskiej, którą odwiedził minister, znajduje się punkt recepcyjny, obsługujący przejście graniczne w miejscowości Hrebenne. W tej szkole nie ma na razie oddziału przygotowawczego - zapisało się do niej jedynie dziewięcioro ukraińskich dzieci, z których - jak twierdzi dyrekcja placówki - wszystkie porozumiewają się językiem polskim. W całym województwie lubelskim (to dane kuratorium) działa 26 oddziałów przygotowawczych.
Broniarz komentuje działania ministra: - Rzecz w tym, że nikt dziś nie potrafi odpowiedzieć, jak te środki będą dzielone, a edukacja kosztuje już teraz. Dlatego nie dziwię się samorządom, które najpierw wolą powiększać klasy zamiast tworzyć nowe.
Na Twitterze pisał już wcześniej: "Czarnek przygotował szkoły kosztem i rękami nauczycieli. Pandemia, polski ład, brak podwyżek i jeszcze na hura po kilkoro dzieci do każdej klasy, i brak jakiejkolwiek pomocy".
Słowa ministra Czarnka na Twitterze skomentowała też posłanka Koalicji Obywatelskiej, była minister Krystyna Szumilas: "Do szkół przyjmowane są przede wszystkim dzieci, które nie znają języka polskiego. Są rozrzucone w różnych klasach i szkołach i nie da się dla nich zorganizować oddziałów przygotowawczych".
Przed 24 lutego w całej Polsce działało tylko 115 takich oddziałów. W minionym roku szkolnym było ich jeszcze mniej - 60.
Zróbmy szkołę w biurze
Renata Kaznowska, wiceprezydentka Warszawy odpowiedzialna za edukację w Warszawie, przyznaje, że pomysł zwiększenia limitów klas wyszedł w czasie spotkań z ministrem od samorządowców. To oni zaapelowali też o zwiększenie limitów w oddziałach przygotowawczych, które dotąd mogły być maksymalnie 15-osobowe, a po wejściu w życie rozporządzenia będą 25-osobowe. Jednym z powodów powiększenia grup miała być właśnie niewystarczająca liczba nauczycieli. - To trochę będzie ratowało sytuację i jest szansa, że dzięki temu dzieci szybciej zostaną włączone w naukę, ale ja też mam nadzieję, że ewentualne większe klasy to rozwiązanie tymczasowe - zastrzega.
I od razu dodaje, że każdy dzień pokazuje w obszarze edukacji nowe trudności. - Chciałabym tworzyć oddziały przygotowawcze poza szkołami, do czego zachęca minister Czarnek, ale do tego będzie potrzebna kolejna zmiana przepisów - mówi Kaznowska. - Dziś przepisy w kwestii warunków technicznych i sanitarnych są dla szkół bardzo restrykcyjne. Tymczasem zgłaszają się do mnie na przykład firmy, które chciałyby nam dać duże powierzchnie biurowe do zagospodarowania na klasy. Jednak zanim dopasujemy tam toalety czy windy, minie wiele miesięcy, o zgodzie właścicieli na przebudowy i kosztach nie wspominając, dlatego zaapeluję do ministra o zmiany tych przepisów, byśmy mogli tworzyć nowe sale lekcyjne szybciej - dodaje.
W Warszawie tylko w tym tygodniu zapisała do swoich placówek oświatowych prawie 4 tys. dzieci z Ukrainy. - Szacujemy, że w Warszawie przebywa obecnie 300 tysięcy uchodźców (stan na 11 marca - red.), a większość z nich to kobiety z dziećmi, więc uczniów będzie przybywało nam błyskawicznie - zauważa Kaznowska. Niestety nie nadążają za rzeczywistością, nie tylko obszarze oświaty - dodaje.
Zdalna szkoła nadaje, ale jak długo?
14 marca ukraińskie ministerstwo edukacji uruchomiło w Ukrainie zdalną edukację z ogólnonarodowym planem lekcji. Platformę do edukacji na odległość stworzono, aby "zapobiec nieodwracalnym stratom w edukacji". Nie będą to jednak takie zdalne lekcje, jakie znamy w Polsce z długich miesięcy pandemii, gdy każda szkoła i klasa sama decydowała o przebiegu i organizacji zajęć. Rozwiązanie bardziej przypomina polską platformę epodreczniki.pl, gdzie znajdą się przydatne materiały edukacyjne i nagrania oraz kanały do komunikacji z uczniami.
"Zebraliśmy wszystkie siły i środki, aby każdy miał dostęp do edukacji. Rozumiemy, że wiele dzieci przebywa w ukryciu, a inne zostały zmuszone do ewakuacji z powodu brutalnej agresji" - poinformował minister Serhij Szkarłet.
Interaktywne materiały opracowane przez resort zawierają m.in. lekcje online i cyfrowe wersje podręczników.
Dla uczniów, którzy już zostali zapisani do polskich szkół, może to być dodatkowa pomoc edukacyjna. Jak podkreślają sami nauczyciele, nie wiadomo, jak długo uda się utrzymać ukraińskie zdalne lekcje i czy na ich podstawie będzie można uzyskać promocje do kolejnej klasy.
Również z tego powodu Ogólnopolskie Stowarzyszenie Kadry Kierowniczej Oświaty (OSKKO) domaga się od MEiN wyłączenia ukraińskich uczniów z obowiązujących ogólnie zasad oceniania i klasyfikowania. W uzasadnieniu pisma dyrektorów czytamy: "wobec różnic przedmiotów nauczania i treści programowych, zasad oceniania obu państw, mieszanego wieku i sytuacji życiowej zapisywanych do jednego oddziału dzieci, jest niedorzecznością".
Podkreślają też: "Nie istnieje możliwość skutecznego, sprawiedliwego ocenienia tych uczniów w bieżącym roku szkolnym, a nawet nie powinno się ich oceniać. Do końca roku szkoły powinny zyskać możliwość wystawienia zaświadczeń o objęciu opieką szkoły oraz opisowego wydania rekomendacji w kwestii postępów ucznia".
Ministerstwo na razie nie odniosło się do tych propozycji.
#bezprzerwy
W tvn24.pl przyglądamy się pomysłom ministra Przemysława Czarnka i jego doradców. Urzędniczy język ustaw i rozporządzeń przekładamy dla Was na język szkolnej praktyki. Z ekspertami oceniamy, czy to, co się za tymi pomysłami i postulowanymi rozwiązaniami kryje, będzie korzystne dla uczniów i nauczycieli.
Sprawdzamy, czy autonomia szkół jest zagrożona i czy rodzice rzeczywiście będą mieli wpływ na edukację i wychowanie swoich dzieci. Wszystko to - artykuły, wywiady, materiały wideo, interaktywne infografiki, omówienia badań - możecie znaleźć w naszym serwisie pod hasłem #bezprzerwy.
Autorka/Autor: Justyna Suchecka
Źródło: tvn24.pl