CAŁE OŚWIADCZENIE PROKURATORA PRZYBYŁA
- Dajcie mi odetchnąć - kończy swoją konferencję prokurator. Wymienia jeszcze spojrzenia z dziennikarzami, wydaje się spokojny. Mówi, że otworzy okno i przewietrzy pomieszczenie.
Przez kilka minut dziennikarze wychodzą, operatorzy zabezpieczają kamery. Pada pytanie z sali: - Możemy zostawić wszystko? - Tak zostawcie wszystko - odpowiada prokurator Przybył.
Już tylko kilku dziennikarzy pozostało w gabinecie prokuratora. Przybył cały czas krząta się w okolicach biurka. Pogania dziennikarzy, żeby już wyszli. Zwraca się do mężczyzny w jasnej marynarce. - Jurek, jeszcze przez chwilę muszę skupić się nad pytaniami, więc zostanę sam - mówi Przybył. Po czym odprowadza wychodzących do drzwi, zamyka je i szybkim krokiem podchodzi do biurka.
Słychać dźwięk przeładowywanej broni. Pada strzał.
PROKURATOR ŻYJE. ZOSTAŁ ZABRANY DO SZPITALA
Konferencja prokuratora
Podczas konferencji prasowej prokurator był bardzo zdenerwowany. Mówił kilkanaście minut. Podczas wystąpienia zaatakował media i Prokuraturę Generalną. Ocenił, że dziennikarze, którzy pisali o inwigilowaniu przez poznańską prokuraturę (Przybył w niej pracuje) reporterów śledczych zajmujących się śledztwem smoleńskim, zostali zmanipulowani. Według niego miało to wynikać z faktu, że prokuratura "prowadzi bardzo poważne śledztwa związane z przestępczością zorganizowaną w Wojsku Polskim".
- W tej chwili jesteście używani do kampanii, by przekonać ośrodki decyzyjne o nieprzydatności, wręcz archaiczności systemu wojskowego wymiaru sprawiedliwości - zwrócił się do mediów. I dodał: - Zostaliście włączeni w tą kampanię zmierzającą do jak najszybszego zlikwidowania tej ostatniej zapory przed systemem zorganizowanej przestępczości, pozwalającej na całkowite i bezkarne okradanie Wojska Polskiego.
WPO odpiera zarzuty mediów i Prokuratury Generalnej
Po umorzeniu przez warszawską Prokuraturę Okręgową śledztwa ws. „przecieku” ze śledztwa smoleńskiego, media ujawniły, że prowadząca początkowo to postępowanie prokuratura wojskowa w Poznaniu zbierała m.in. billingi dziennikarzy. Okazało się, że oskarżyciele wystąpili do operatorów także z żądaniem ujawnienia treści sms-ów z kilkunastu numerów telefonów. Po tych informacjach głos w sprawie zabrała Prokuratura Generalna, której Rzecznik prok. Mateusz Martyniuk stwierdził, że takie „żądanie bez zgody sądu jest prawnie niedopuszczalne”. Z opinią tą zgodziło się wielu ekspertów. Byli wśród nich między innymi prok. Jacek Skała ze Związku Zawodowego Prokuratorów i Pracowników Prokuratury RP oraz prok. Małgorzata Bednarek, szefowa prokuratorskiego stowarzyszenia „Ad Vocem”.
Na poniedziałkowej konferencji prasowej płk Mikołaj Przybył skrytykował za te oceny wszystkie wymienione osoby. Wcześniej w rozmowie z tvn24.pl zaznaczał, że prokuratorzy działali zgodnie z prawem i w sprawie sms-ów nie musieli pytać o zgodę sądu. Podkreślił też, że ostatecznie żadne treści wiadomości tekstowych nie zostały im ujawnione. To samo pisał w publikowanych na stronach Naczelnej Prokuratury Wojskowej oświadczeniach. Płk Przybył konsekwentnie powtarzał, że w chwili zwracania się o billingi prokurator nie wiedział, do kogo należy dany numer telefonu.
Z akt śledztwa wynikało jednak co innego. W materiałach śledztwa załączone były bowiem e-maile redaktora Macieja Dudy z tvn24.pl, w których podaje swój numer, a także notatka jednego z prokuratorów Naczelnej Prokuratury Wojskowej, po rozmowie z dziennikarzem „Rzeczpospolitej” Cezarym Gmyzem. Prokurator opisał w niej, że 11 listopada zadzwonił do niego red. Gmyz i zostawił wiadomość: „Dzień dobry, Cezary Gmyz, redakcja „Rzeczpospolitej”, uprzejmie proszę o kontakt pod numerem stacjonarnym 22 629…. lub komórkowym 607……, dziękuję bardzo.”
Źródło: TVN24, tvn24.pl