Zawodniczki Stelli Kraśnik nie mogły zagrać ligowego meczu, bo jeden z działaczy bał się, że zniszczą murawę. Panie ustąpiły, chociaż nie musiały. Miały wszystkie zgody i pozwolenia, a zawodnikom Stali Kraśnik i tak to nie pomogło. Materiał magazynu "Polska i Świat".
Zawodniczki z drużyny Stelli Kraśnik miały zagrać u siebie ostatni ligowy mecz. Nie zdążyły się nawet rozgrzać, bo na boisko wkroczył działacz męskiej drużyny, Stali Kraśnik. - Kiedy już przebiegłyśmy pierwszą rundę boiska, to pan powiedział, że proszę zejść, bo my tu nie zagramy - mówi kapitan Stelli Kraśnik Karolina Wieczorek.
Dziennikarz portalu Krasnik24.pl Paweł Bieleń wyjaśnił, że kilka godzin później mecz na tym samym boisku miała rozegrać seniorska drużyna Stali Kraśnik i działacz "bał się, że podczas tego meczu zostanie zniszczona murawa".
Działacz, który wybiegł na boisko, nie ma sobie nic do zarzucenia. - Nie wstydzę się tego, bo uważam, że walczyłem w słusznej sprawie, walczyłem o zawodników, walczyłem o dobro klubu Stali Kraśnik - przekonuje dyrektor sportowy i kierownik Stali Kraśnik Cezary Łysanowicz.
O słuszności tej walki był tak przekonany, że na nic zdały się prośby i próby negocjacji. - Na pytanie, dlaczego w ogóle to robi, usłyszałyśmy, że jak dorośniemy, to zrozumiemy - opowiada trenerka i zawodniczka Stelli Kraśnik Magdalena Badura. - Odwracał się wręcz tyłem do nas, lekceważył nas - dodaje.
"Stella Kraśnik miała wszystkie dokumenty"
Skończyło się tym, że prezes żeńskiej drużyny wezwał policję. - Przykro nam jest w ogóle, że do takiej sytuacji doszło - przyznaje prezes Stelli Kraśnik Radosław Ostrowski.
Ale policjanci przyjechali i nie zamierzali siłą ściągać działacza z murawy. - Chociaż drużyna Stelli miała prawo tam grać - mówi dyrektor ośrodka, do którego należy boisko. - Wyłącznie harmonogramy i podpisane umowy zobowiązują kluby do rozgrywania swoich meczów - mówi dyrektor Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji w Kraśniku Rafał Tomiło. - Stella Kraśnik miała wszystkie potrzebne dokumenty, żeby ten mecz rozegrać na płycie głównej tamtego dnia - podkreśla.
Radosław Ostrowski zwrócił uwagę, że "warunkiem rozegrania tego meczu była pogoda". - To było ustalone wcześniej z dyrektorem MOSiR-u - dodaje.
"Smutno nam było"
Działacz Stali mówi, że o meczu dziewczyn nikt mu wcześniej nie powiedział. Teraz policja sprawdza, czy złamał prawo i czy powinien dostać mandat za wejście na boisko. - Ponadto zawiadomiliśmy o całej sprawie Polski Związek Piłki Nożnej i władze regionalne - informuje mł. asp. Paweł Cieleczko z policji w Kraśniku.
Wtedy zawodniczki z żeńskiej drużyny zostały postawione przed faktem dokonanym. - Przeprosiłem i powiedziałem, że ten mecz nie będziecie tutaj grały i proszę przejść na boisko boczne - mówi Cezary Łysanowicz.
Zawodniczka Stelli Paulina Zapalska zwraca uwagę, że żadna z piłkarek nie usłyszała słowa "przepraszam". Drużyna Stelli, żeby nie oddać meczu walkowerem, przeniosła się na boczne boisko, o którym sam działacz Stali mówi, że "nie jest w najlepszym stanie". - Smutno nam było, poczułyśmy się gorsze - przyznaje zawodniczka Stelli Nicole Drozd.
Piłka nożna kobiet "wciąż traktowana jako coś niepoważnego"
Jednoznacznie interwencję działacza z Kraśnika zdążył już ocenić Lubelski Związek Piłki Nożnej. - Nie do przyjęcia jest takie zachowanie - mówi Zbigniew Bartnik z Lubelskiego ZPN-u. - Dostał karę finansową w wysokości tysiąca złotych od wydziału dyscypliny - dodaje.
Inicjatorka akcji "Kobiety na Boiska" Ewa Szmitka uważa, że zachowanie działacza "to pokazanie, że sport kobiet, w szczególności piłka nożna, jest wciąż traktowana jako coś niepoważnego". Cała sprawa szybko stała się głośna i równie szybko internauci wpadli na pomysł wsparcia dziewczyn z Kraśnika. Trwa zbiórka na sprzęt i ubrania dla ich drużyny.
Dziewczyny na bocznym boisku pokonały swoje rywalki 5:0. Panowie ze Stali Kraśnik - zgodnie z życzeniem ich działacza - po południu zagrali na głównym boisku, na niepodeptanej murawie. Mecz przegrali i spadli do czwartej ligi.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Paweł Bieleń/krasnik24.pl