Wiceszef MSWiA wypowiedział się w poniedziałek w sprawie zwolnionych po przesłuchaniu czterech domniemanych pomocników dywersantów działających na zlecenie Rosji w Polsce.
Zwrócił uwagę, że akty dywersji zostały przeprowadzone przez większą siatkę działającą na terenie Polski i był to proces, który zaczął się dużo wcześniej. Wskazał, chociażby, na wątek kart SIM użytych przez dywersantów.
- Te karty były aktywowane kilka lat wcześniej, co pokazuje, że proces był przygotowany wcześniej, rozłożony na lata i krąg osób, które miały jakikolwiek kontakt ze sprawą, z czynnościami w sprawie, niekoniecznie z samymi sprawcami, jest zapewne szerszy niż cztery osoby - powiedział Mroczek w Programie Pierwszym Polskiego Radia.
Jak dodał, śledztwo cały czas trwa i może objąć kolejne osoby. - Nie zakładam, że proces jest zakończony - powiedział Mroczek. Mówił, że "być może będą kolejne (osoby), które będą w tej sprawie zatrzymywane".
Tłumaczył, że "czym innym jest rozliczenie karne, a czym innym jest to, czy dane osoby wniosły informację do śledztwa, to znaczy, czy przyczyniają się do ustalenia właściwego przebiegu (...), w jaki ten akt dywersji, terroru został przygotowany".
Ekstradycja z Białorusi?
Dopytywany o dwóch sprawców bezpośrednich zdarzeń powiedział, że "Polska wystąpiła do Białorusi o oddanie tych osób". - Mamy stanowisko białoruskie przekazane oficjalnymi kanałami, że Białoruś będzie w tej sprawie działać w celu ustalenia miejsca pobytu tych osób i będzie współpracować z Polską - powiedział wiceszef MSWiA.
- Lepsza jest taka deklaracja, niż gdyby nam Białoruś powiedziała, że nic w tej sprawie nie wiedzą - dodał.
Dywersja na kolei
Na trasie Warszawa–Dorohusk doszło 15 i 16 listopada do dwóch aktów dywersji. W miejscowości Mika (woj. mazowieckie, powiat garwoliński) eksplozja ładunku wybuchowego zniszczyła tor kolejowy. Natomiast niedaleko stacji kolejowej Gołąb (powiat puławski, woj. lubelskie) pociąg przewożący 475 pasażerów musiał nagle hamować z powodu uszkodzonej linii kolejowej.
Prokuratura wszczęła śledztwo w kierunku aktów dywersji o charakterze terrorystycznym skierowanych przeciwko infrastrukturze kolejowej i popełnionych na rzecz obcego wywiadu. Śledczy podejrzewają w tej sprawie dwóch obywateli Ukrainy. W ubiegłym tygodnia prokuratura poinformowała o postawieniu im zarzutów przeprowadzenia sabotażu na zlecenie Rosji.
Po incydentach dywersanci opuścili teren Polski przez przejście graniczne w Terespolu. Jeden z nich to skazany w maju przez sąd we Lwowie za akty dywersji na terenie Ukrainy, a drugi to mieszkaniec Donbasu we wschodniej Ukrainie. Obaj przedostali się do Polski z Białorusi jesienią tego roku. Premier Donald Tusk zapowiedział, że strona polska zwróci się do władz rosyjskich i białoruskich o wydanie podejrzanych.
W związku ze zdarzeniami na kolei w ubiegłym tygodniu służby specjalne zatrzymały też kilka innych osób. W odpowiedzi na sabotaż szef MSZ Radosław Sikorski wycofał zgodę na funkcjonowanie ostatniego rosyjskie konsulatu. Zapowiedział również, że odpowiedź polskiego rządu "nie będzie tylko dyplomatyczna".
Autorka/Autor: mgk/ads
Źródło: tvn24.pl, PAP
Źródło zdjęcia głównego: PAP