Tysiąc trzysta zabytkowych przedmiotów, głównie związanych z więźniami obozu koncentracyjnego, odnaleziono w nadmorskim lesie. Zakończyły się poszukiwania archeologiczne, które Muzeum Stutthof w Sztutowie zleciło po publikacji naszego reportażu.
- Dwa miesiące trwały poszukiwania archeologiczne w lesie na terenie byłego obozu koncentracyjnego KL Stutthof w Sztutowie.
- Prace archeologiczne zostały zlecone po naszej publikacji z marca tego roku po tym, jak się okazało, że już po raz kolejny pamiątki po więźniach obozu leżą niezabezpieczone w leśnej ściółce.
- Archeolodzy znaleźli w sumie około tysiąca trzystu przedmiotów, nie tylko tak zwanych destruktów - resztek po butach.
- Co jeszcze wyrzuciła ziemia? I co stanie się z tymi artefaktami?
W marcu tego roku w reportażu "Ziemia przemówiła. Wyrzuciła z siebie dowody hitlerowskich zbrodni. Odnajdujemy je w leśnej ściółce" napisaliśmy, że w lesie w Sztutowie wciąż można natknąć się na pamiątki po więźniach, głównie na resztki obuwia. Artefakty (tak historycy i archeologowie mówią na tego rodzaju przedmioty) spoczywały w ogólnodostępnym lesie, w ściółce poza terenem muzeum, niezabezpieczone, gnijące w błocie. A przecież są to świadectwa hitlerowskich zbrodni.
Reakcja Muzeum Stutthof w Sztutowie, w sąsiedztwie którego odnajdywano owe artefakty, jak i Lasów Państwowych, była szybka i zdecydowana. Najpierw postawiono tablice informujące przechodniów, że znajdują się na terenie byłego obozu koncentracyjnego i że możliwe jest natknięcie się na tego rodzaju ślady po jego funkcjonowaniu, a także że należy o tym fakcie poinformować odpowiednie służby (pracowników muzeum albo leśników).
Następnie zlecono poszukiwania archeologiczne na tym terenie. Zaczęły się z końcem sierpnia i trwały do 30 października. Były prowadzone na terenie 11 hektarów - w lesie, który jest zarządzany przez Lasy Państwowe, bezpośrednio przy terenie muzeum, za budynkiem tzw. Nowej Kuchni. Teren objęty poszukiwaniami miał 11 hektarów powierzchni.
Najpierw obszar poszukiwań podzielono na sektory. Następnie do każdego sektora przydzielono ekipę poszukiwawczą. Składała się z archeologa i czterech, pięciu poszukiwaczy wyposażonych w wykrywacze metali. Na miejscu pracowało w sumie 20-25 osób. Każdy sektor został "przechodzony" po kilka razy, w kierunkach północ - południe albo wschód - zachód. Poszukiwacze zbierali z powierzchni to, co zauważyli, a także wydobywali spod powierzchni przedmioty "namierzone" przez wykrywacze metali. Pracujący na miejscu archeolog dokonywał kwalifikacji - czy dany przedmiot jest "zabytkiem ruchomym", czyli czy ma wartość zabytkową, czy nie. Jeśli tak, był od razu zabezpieczany, wstępnie opisywany. Miejsce jego znalezienia było zaznaczane na specjalnej mapie. W ten sposób powstała mapa wskazująca na zagęszczenia miejsc znalezisk, która może posłużyć w przyszłości do zaplanowania badań archeologicznych (w tym przypadku mieliśmy do czynienia nie z "badaniami", lecz z "poszukiwaniami").
- Znajdowaliśmy przedmioty, które były związane z funkcjonowaniem KL Stutthof, związane z więźniami, użytkowane czy wytworzone przez nich - relacjonuje Maciej Stromski, archeolog, pod kierownictwem którego realizowano prace.
- Co konkretnie znaleziono? - pytam Stromskiego.
- Na przykład samorobne grzebienie, samorobne wkładki do butów, fragmenty drewnianych chodaków czy przedmioty związane z życiem codziennym, fragmenty różnych rodzajów przedmiotów służących do dbania o higienę osobistą, tubki po pastach do zębów, różnego rodzaju maści - wylicza archeolog. - Była także spora ilość butelek. Poza tym znajdowaliśmy przedmioty związane z obecnością na tym terenie uciekinierów z Prus Wschodnich (rodziny niemieckie uciekające przez Armią Czerwoną), bo również i oni, po zakończeniu funkcjonowania obozu, zasiedlali baraki obozowe. Odnajdywaliśmy również militaria. Mogą one pochodzić z pobliskiej fabryki zbrojeniowej, która funkcjonowała przy obozie, ale także mogą być związane z załogą obozu lub z wojskami niemieckimi, które stacjonowały w tym rejonie w 1945 roku w okresie walk z Armią Czerwoną. W sumie znaleźliśmy około tysiąca trzystu takich przedmiotów. Wszystkie je traktujemy jako zabytki. Zostały one przekazane do zbiorów Muzeum w Stutthof w Sztutowie.
- Czy również fragmenty obuwia?
- Tak, oczywiście. Szacujemy, że pozyskaliśmy około stu kilogramów fragmentów obuwia.
To nie wszystko. Jak się okazuje, odnaleziono również pozostałości po obozowych budynkach.
- Na przeszukanym przez nas obszarze znajdują się relikty sześciu baraków. Są bardzo dobrze widoczne w terenie. Zgodnie z archiwalnymi planami obozu Stutthof na terenie tych baraków funkcjonowały magazyny ubrań, łaźnia, odwszawialnia.
- Czy to oznacza, że jeżeli dzisiaj ktoś będzie spacerował po tym terenie, to nie powinien natknąć się na żaden tego rodzaju przedmiot? - pytam Macieja Stromskiego.
- Powiem tak… Na dzień 30 października absolutnie nie powinien. Teren został całkowicie sprawdzony. Natomiast należy też pamiętać o tym, że na ten obszar cały czas jest poddawany presji ze strony nielegalnych poszukiwaczy, którzy niestety nie szanują dziedzictwa martyrologicznego i dokonują nielegalnych poszukiwań.
Zdarza się, że osoby te rozkopują ziemię, pozostawiając po sobie głębokie na metr lub dwa doły, w poszukiwaniu "zdobyczy". Zrealizowane właśnie poszukiwania archeologiczne nie obejmowały swoim zakresem "sięgania" w głąb ziemi, robienia takich wykopów.
- Ci ludzie chcą zdobyć "trofea" związane z II wojną światową. Niestety takie rzeczy się dzieją - dodaje Maciej Stromski.
Jak przyznaje archeolog, podczas poszukiwań niejednokrotnie odnajdywano ślady nie tylko po więźniach, ale także po innych poszukiwaczach.
- Były wykopane doły, które ewidentnie nie były wykonane przez moją ekipę. To były ślady nielegalnych poszukiwań. Nawet równolegle do naszych prac były podejmowane próby nielegalnych poszukiwań. Widzieliśmy osoby, które ze specjalistycznym sprzętem kręciły się po tym terenie, a kiedy nas widziały, natychmiast się oddalały.
Znalezione przez archeologów przedmioty znajdują się obecnie w Muzeum Stutthof w Sztutowie, jednak pozostają w dyspozycji Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków. Najprawdopodobniej wkrótce oficjalnie zostaną przekazane do muzeum.
Co dalej będzie się z nimi działo? Z tym pytaniem zwróciliśmy się do rzecznika tej instytucji.
- Znalezione w trakcie poszukiwań destrukty obuwia (resztki butów - red.) po wysuszeniu i zabezpieczeniu trafią na ekspozycję, do tak zwanej Szklarni - mówi Łukasz Kępski, rzecznik Muzeum Stutthof w Sztutowie. - Od września tego roku przygotowana została tam specjalna wystawa "Ziemia przemówiła…", która jest pokłosiem wcześniejszych poszukiwań archeologicznych, prowadzonych w ostatnich latach. Natomiast jeśli chodzi o pozostałe przedmioty, zostaną poddane badaniom, opisane, sporządzona zostanie dokumentacja, a później trafią na muzealne półki. Następnie, w miarę potrzeb, sukcesywnie prezentowane będą podczas wystaw czasowych, a także w naszych mediach społecznościowych.
- Czy odnalezione właśnie przedmioty zostaną udostępnione zwiedzającym jako element stałej ekspozycji?
- Obecnie jesteśmy w trakcie przygotowywania nowej wystawy stałej. Mamy już koncepcję, pracujemy nad scenariuszem. Czy pojawią się na niej nowe eksponaty, które z nich dokładnie, czy to będą te, które teraz odnaleziono, tego jeszcze nie wiadomo, ale takiego scenariusza również nie możemy wykluczyć. Czekamy na pełną dokumentację sporządzoną przez wykonawcę poszukiwań, decyzję konserwatora, a potem czeka nas proces zabezpieczenia i opracowania zbiorów.
Buty w KL Stutthof
Skąd w KL Stutthof wzięły się buty w ogromnych ilościach, których resztki dzisiaj zalegają w leśnej ściółce? Szczegółowo opisaliśmy to w artykule "Ziemia przemówiła. Wyrzuciła z siebie dowody hitlerowskich zbrodni. Odnajdujemy je w leśnej ściółce".
W latach 1943-1944 docierały do obozu KL Stutthof transporty butów liczące tysiące par. Działo się tak dlatego, że położony nad Bałtykiem obóz "wyspecjalizował się" w naprawianiu skórzanych elementów wyposażenia wojskowego. Buty więc były źródłem surowca do tych napraw. Pozyskiwano z nich skórę, którą potem wykorzystywano do napraw pasków, kabur i innych skórzanych elementów umundurowania niemieckich żołnierzy.
10 czerwca 1945 r. - więc nieco ponad miesiąc po zakończeniu wojny, do obozu przybyła komisja złożona z sowieckich oficerów śledczych Oddziału Kontrwywiadu "Smiersz". Wówczas zostało spisane sprawozdanie, w którym czytamy: "Na terenie obozu koncentracyjnego Stutthof, pomiędzy drewnianymi barakami i ogrodzeniem z drutu, oddzielającym kobiecy obóz żydowski, znajduje się duży podłużny, stożkowaty stos obuwia, mocno sprasowanego od dłuższego leżenia. Na stosie znajduje się wielka ilość damskiego, męskiego i dziecięcego obuwia różnych rozmiarów, po obmierzeniu ustalono, że na wskazanym stosie znajduje się 460 metrów sześciennego obuwia. (...) W stosie winno znajdować się nie mniej niż 410 000 par obuwia".
Wielka hałda obuwia została wkrótce rozwleczona po terenie obozu i w pobliskim lesie. Po wojnie nikt nie traktował tego rodzaju przedmiotów jako wymagających szczególnej atencji, opieki, szacunku.
Resztki obuwia, które stanowi pamiątkę po męczeństwie więźniów, do dzisiaj spotyka się w lesie w sąsiedztwie muzeum.
Tegoroczne poszukiwania archeologiczne to już druga interwencja tego rodzaju na tym terenie. Poprzednie badania archeologiczne prowadzono w latach 2016-2018.
Dwa miesiące trwały poszukiwania archeologiczne w lesie na terenie byłego obozu koncentracyjnego KL Stutthof w Sztutowie.
Prace archeologiczne zostały zlecone po naszej publikacji z marca tego roku po tym, jak się okazało, że już po raz kolejny pamiątki po więźniach obozu leżą niezabezpieczone w leśnej ściółce.
Archeolodzy znaleźli w sumie około tysiąca trzystu przedmiotów, nie tylko tak zwanych destruktów - resztek po butach.
Co jeszcze wyrzuciła ziemia? I co stanie się z tymi artefaktami?
Autorka/Autor: Tomasz Słomczyński
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: fot. Tomasz Słomczyński