Wydaje się, że liczbę zakażeń globalnie należy pomnożyć co najmniej razy dwadzieścia - powiedział w programie "Jeden na jeden" doktor Paweł Grzesiowski. Jak dodał, "w naszym przypadku, jeśli mówimy o około milionie osób, które przechorowały już COVID-19, to byłoby to adekwatne do rzeczywistości". Specjalista ds. profilaktyki zakażeń zaapelował także do Polaków, by w czasie wakacji "myśleli samodzielnie i kierowali się rzetelnymi danymi".
359 nowych przypadków zakażenia koronawirusem SARS-CoV-2 potwierdzono w czwartek w Polsce. Poinformowano także o śmierci dziewięciu osób. W naszym kraju od początku pandemii zakażonych zostało 28 201 osób. Zmarło 1215 spośród nich. Wyzdrowiało ponad 13 tysięcy.
O ocenę stanu epidemii w Polsce pytany był w "Jeden na jeden" doktor Paweł Grzesiowski, specjalista ds. profilaktyki zakażeń. Jak stwierdził, "jesteśmy w trakcie (epidemii - red.)". - Mamy obecnie kilkadziesiąt tysięcy oficjalnie zakażonych, ale nie przeszliśmy tej tak zwanej fali epidemicznej, ponieważ porównując się z innymi krajami, mamy mało zachorowań i to powoduje, że nasza epidemia będzie bardzo długo trwała, ale nie będzie drastycznych sytuacji, które zdarzyły się w marcu w Hiszpanii, Francji czy Włoszech - powiedział dr Grzesiowski.
"Chciałbym bardzo mocno poprosić Polaków, żeby myśleli samodzielnie"
Gość TVN24 odniósł się także do otwierania przez Polskę granic. - Przede wszystkim chciałbym bardzo mocno poprosić Polaków, żeby myśleli samodzielnie, żeby kierowali się rzetelnymi danymi. Można dziś sprawdzać, gdzie jest sytuacja bieżąco dobra, gdzie jest niekorzystna - zaapelował Paweł Grzesiowski. Jak dodał, "w tej chwili w Europie jest pięć krajów, które można powiedzieć, że mają niestabilną sytuację".
Grzesiowski zauważył, że obok Grecji, Szwecji, Belgii i Niderlandów to Polska "ma sytuację trudną do jednoznacznego opisania, ponieważ właściwie mamy wciąż podobną liczbę przypadków". - To powoduje, że uznawani jesteśmy jako kraj za takie miejsce o niestabilnej sytuacji, choć unikałbym słowa, że mamy złą sytuację, ponieważ jeśli spojrzymy na polskie szpitale i liczbę zmarłych to nasza sytuacja jest jedną z lepszych na świecie - stwierdził doktor.
Grzesiowski: jeśli codziennie mamy 20-30 nowych przypadków w innych województwach to trudno mówić, że sytuacja się uspokaja
Grzesiowski stwierdził także, że nie może zgodzić się z opiniami osób, którzy twierdzą, że "gdyby nie Śląsk, to bylibyśmy po epidemii". - Jeżeli spojrzymy na Polskę jako na zbiór województw, a wręcz powiatów, to znacznie więcej miejsc w kraju ma teraz aktywne przypadki. Poza Śląskiem mamy przypadki na Mazowszu, w Łódzkim, Wielkopolsce czy Opolszczyźnie - powiedział.
- To nie jest absolutnie uprawnione stwierdzenie, że jedynym miejscem w Polsce, gdzie wirus aktywnie się przenosi, jest Śląsk. Tam sytuacja jest o tyle trudna, że mamy ogromne skupiska ludzi i rzeczywiście tych zakażeń odkrywa się najwięcej, natomiast, jeśli codziennie mamy 20-30 nowych przypadków w innych województwach, to trudno mówić, że sytuacja się uspokaja. Jest taka sama jak dwa miesiące temu - dodał Paweł Grzesiowski.
Specjalista ds. profilaktyki zakażeń podkreślił, że "dane, które mamy dostępne na podstawie przeprowadzonych testów, są danymi niepełnymi, zaniżonymi, co jest problemem na całym świecie". Grzesiowski zauważył, że nie testujemy wszystkich, tylko tych z objawami lub tych, którzy mieli styczność z chorymi. - Wydaje się, że liczbę zakażeń globalnie należy pomnożyć co najmniej razy dwadzieścia. W naszym przypadku, jeśli mówimy o około milionie osób, które przechorowały już COVID-19 to byłoby to moim zdaniem adekwatne do rzeczywistości - powiedział doktor.
"To była pomyłka, ona nas będzie drogo kosztować"
Doktor Paweł Grzesiowski stwierdził także, że jest przeciwny przywracaniu obowiązku noszenia maseczek. - Uważam, że ten ruch był absurdalny od samego początku. Można było ewentualnie wprowadzić maseczki w marcu, kiedy nie wiadomo było jeszcze, jak wirus się przenosi, natomiast od początku tego pomysłu byłem przeciwny maskowaniu ludności na ulicach, parkach czy na plażach - powiedział Grzesiowski.
- Niestety to była pomyłka, ona nas będzie drogo kosztować, ponieważ ludzie na początku zachowali się bardzo mądrze, w sposób zdyscyplinowany wszyscy chodzili w maseczkach po czym usłyszeli, że te maseczki są już niepotrzebne, bo po prostu nie ma już pandemii - ocenił doktor. - Tak nie można robić, moim zdaniem został tu popełniony ogromny błąd w komunikacji - dodał Grzesiowski.
- Trzeba jasno informować społeczeństwo: zdejmujemy maski, dlatego, że myśmy je założyli trochę niepotrzebnie, trochę na wyrost. Już teraz wiemy, że wirus nie przenosi się na uliach w tak zwanym kontakcie przypadkowym, dlatego pozwalamy chodzić bez maseczek po ulicach, ale tylko po ulicach - komentował specjalista ds. profilatyki zakażeń.
- Jeżeli wchodzimy do sklepu, małej stacji benzynowej, jest tam pięć innych osób, załóżmy maseczkę, bo to jest ten moment, gdy możemy ulec zakażeniu - zaapelował Paweł Grzesiowski.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24