Ceny prądu budzą emocje niezależnie od zakończenia kampanii wyborczej, której były ważną częścią. To między innymi za sprawą Karola Nawrockiego, który obiecał obniżenie cen energii elektrycznej o 33 procent w ciągu pierwszych 100 dni urzędowania. Na ten temat dyskutują jednak nie tylko politycy, ale i zwykli obywatele. Podczas radiowego wywiadu z ministrą klimatu jeden ze słuchaczy zapytał: "Mamy coraz więcej energii z OZE (odnawialnych źródeł energii - red). Dlaczego cena prądu nie spada? Kiedy będziemy mieli darmowy prąd? Za rok, dwa czy 30 lat? Czy może pani podać jakąś mniej więcej datę?". Paulina Hennig-Kloska nie potrafiła jasno odpowiedzieć, więc postanowiliśmy wyjaśnić tę kwestię z pomocą ekspertów.
Minister: to jest proces bardzo złożony
Ministra klimatu Paulina Hennig-Kloska z Polski 2050 gościła w Radiu Zet 6 czerwca 2025 roku. Na przytoczone wcześniej pytanie o to, dlaczego mimo coraz większego udziału odnawialnych źródeł energii ceny prądu wciąż nie są niższe, odpowiedziała: "Mamy wciąż najbardziej emisyjną gospodarkę w Europie, więc w największym zakresie koszty emisyjności nas obciążają, niewątpliwie. Ale niewątpliwie jest tak, że sam koszt techniczny wytworzenia energii z węgla jest najdroższy ze wszystkich paliw. Więc przebudowujemy ten miks. Udział OZE rośnie, ale to nie jest wzrost dziesięć, dwadzieścia procent tylko...".
W tym momencie przerwała jej prowadzący rozmowę Beata Lubecka, która dopytała: "Darmowy prąd to myślę, że jest nierealne. Ale dużo tańszy kiedy będzie?". Paulina Hennig-Kloska kontynuowała: "Generalnie, tak jak powiedziałam, idziemy w tym kierunku. Ja liczę na to, że już w przyszłym roku będziemy szli w stronę tańszego prądu". Na pytanie: "O ile?" odpowiedziała: "To znaczy, to jest proces bardzo złożony. Czekam na nowe wnioski taryfowe spółek".
Rekordowy udział OZE, ale Polska wciąż w ogonie
Udział odnawialnych źródeł energii w polskim miksie energetycznym rzeczywiście rośnie. Jak podał think tank Forum Energii, w maju 2025 roku pobito rekord: odnawialne źródła energii odpowiadały za produkcję 37,5 procent energii elektrycznej. W całym 2024 roku było to 29,7 procent i ten odsetek rośnie regularnie od 2021 roku.
Warto jednak zauważyć, że mimo tego wzrostu większość polskiej energii wciąż produkowana jest z węgla. Pod względem udziału OZE w miksie energetycznym na tle innych krajów Unii Europejskiej wciąż wypadamy blado. Unijna średnia w 2024 roku to 47 procent, a Polska zajmuje siódme miejsce od końca.
Żeby jednak zrozumieć, dlaczego wzrost udziału OZE w Polsce nie przekłada się bezpośrednio na spadek cen prądu, trzeba wyjaśnić, skąd w ogóle biorą się kwoty na naszych rachunkach. O wytłumaczenie poprosiliśmy troje ekspertów: dr inż. Wiktorię Grycan z Wydziału Elektrycznego Politechniki Wrocławskiej, Jędrzeja Wójcika - koordynatora Programu Elektroenergetyka w Forum Energii i Bartłomieja Derskiego z serwisu Wysokienapiecie.pl.
Ceny hurtowe a taryfy z naszych rachunków
Wszyscy troje eksperci są zgodni co do jednego: nie da się udzielić prostej odpowiedzi na zadane przez słuchacza pytanie, ponieważ wzrost udziału OZE w energetyce i ceny prądu "nie mają zero-jedynkowego przełożenia", jak tłumaczy dr Wiktoria Grycan.
Transformacja energetyczna, czyli odchodzenie od paliw kopalnych na rzecz bezemisyjnych źródeł energii, w dłuższej perspektywie obniża ceny hurtowe na giełdzie energii. Potwierdza to w najnowszym raporcie o cenach prądu Forum Energii. "Źródła odnawialne (OZE) generują obecnie energię najtaniej. Ich wpływ na ograniczanie cen energii elektrycznej jest zatem bezsporny - o ile uda się zwiększyć elastyczność systemu energetycznego i zmniejszyć koszty bilansowania" - czytamy. Ceny hurtowe w głównej mierze zależą mianowicie od cen surowców energetycznych, np. węgla czy gazu oraz - w przypadku Unii Europejskiej - od cen uprawnień do emisji dwutlenku węgla (ETS). Dlatego najniższe ceny hurtowe w Europie mają te kraje, które w najmniejszym stopniu opierają swoją energetykę na paliwach kopalnych, np. na węglu.
Problem w tym, że - jak tłumaczy dr inż. Wiktoria Grycan - konsumenci mogliby odczuć spadki cen hurtowych, gdyby kupowali energię bezpośrednio na giełdzie, a tak w Polsce się nie dzieje. Energię elektryczną na giełdzie kupują sprzedawcy energii, z którymi podpisujemy indywidualne umowy i rozliczamy się na podstawie taryf. Te natomiast są wynikiem negocjacji między spółkami obrotu energią a Urzędem Regulacji Energetyki (URE). W Polsce umówiliśmy się, że energia elektryczna jest dobrem społecznym i nie możemy dopuścić, chociażby do ubóstwa energetycznego. Urząd Regulacji Energetyki czuwa nad tym, żeby każdego było stać na energię elektryczną, przynajmniej w podstawowym zakresie - tłumaczy proces kształtowania się cen dr inż. Wiktoria Grycan. - Każdego roku spółki sprzedaży określają więc, jaka jest dla nich optymalna cena energii elektrycznej i proponują tę cenę prezesowi URE. On musi uwzględnić interesy tych spółek z jednej strony i interesy zwykłego Kowalskiego z drugiej. Na tej podstawie powstaje taryfa, którą sprzedawcy oferują potem w umowach swoim klientom, czyli nam - dodaje.
Taryfy chronią przed wahnięciami w obie strony
Hurtowe ceny energii mają więc wpływ na nasze rachunki, ale tylko w tym sensie, że na ich podstawie ustalane są taryfy. Jednak mimo że ceny w hurcie zależą między innymi od poziomu OZE, to rozwój tych źródeł nie jest od razu odczuwalny w naszych rachunkach. Bartłomiej Derski z serwisu Wysokienapiecie.pl tłumaczy, dlaczego: - Większość z nas płaci za prąd według taryf okresowych, czyli ma zafiksowaną cenę na długi okres. W tym momencie w Polsce jest to 18 miesięcy. Więc my przez 18 miesięcy mamy taryfy bazujące na cenach energii, po których spółki energetyczne kupowały prąd w 2023 roku. Dlatego wszystkie zmiany taryf reagują z opóźnieniem względem rynku.
Odnośnie taryf, dr inż. Wiktoria Grycan przypomina, że uchroniły one polskich konsumentów przed mocnymi wzrostami cen energii w ostatnich latach. - W sytuacji wojny w Ukrainie i w sytuacji pandemii ceny energii szybowały do góry, ale zwykły Kowalski kupił energię na podstawie wcześniejszych taryf i wtedy mu nie przeszkadzało, że cena nie poszybowała do góry. Oczywiście, to ma swoje konsekwencje, bo spółki energetyczne były przez to stratne. Ale to właśnie pokazuje, że dzięki taryfom ceny energii dla gospodarstw domowych są względnie stałe i to niezależnie, czy ceny hurtowe są akurat bardzo wysokie, czy bardzo niskie.
Na to samo zwraca uwagę Jędrzej Wójcik z Forum Energii. - Taka konstrukcja taryf ma na celu ochronę gospodarstw domowych przed zmiennością rynku. Uśrednia koszty i zapewnia przewidywalność, choć ogranicza możliwość korzystania z chwilowo niższych cen energii - podkreśla. - Co innego w przypadku tak zwanych taryf dynamicznych, które dają konsumentom dostęp do godzinowych cen hurtowych. Tu faktycznie możliwe są oszczędności, ale tylko pod warunkiem aktywnego zarządzania zużyciem. Trzeba śledzić poziom godzinowych cen na kolejny dzień i dostosowywać pobór energii do najtańszych godzin. To rozwiązanie ma potencjał przynieść realne oszczędności, ale wymaga aktywnego zarządzania zużyciem - dodaje.
Taryfy spadają, ale ceny są zamrożone
W tym momencie w Polsce dochodzi jeszcze jeden kluczowy czynnik dotyczący cen prądu: decyzją rządu są one zamrożone dla gospodarstw domowych co najmniej do końca września 2025. Z tego powodu konsumenci indywidualni nie odczuwają żadnych wahań taryf. - Od trzech lat taryfa dla gospodarstw domowych tanieje. Tyle że my nie płacimy według taryfy, bo mamy zamrożone ceny energii - potwierdza Bartłomiej Derski i podaje konkretne liczby. - Kiedy taryfa mówiła, że powinniśmy zapłacić złotówkę za kWh plus koszty dystrybucji, to my płaciliśmy wtedy 40 groszy. Później taryfa spadła do 80 groszy, a my po korekcie płaciliśmy 50 groszy. Teraz znowu taryfa nam jeszcze trochę spadła do 60 groszy, my wciąż płacimy 50 groszy. Jeśli mrożenie się skończy, to od października będziemy płacić już zgodnie z taryfą 60 groszy, ale ona na przyszły rok spadnie poniżej tej kwoty, bo to widać już dzisiaj na rynku. Dzisiaj te średnie hurtowe ceny energii wynoszą około 42 groszy. Do tego trzeba doliczyć koszty obsługi odbiorców, więc można pokusić się o prognozę, że przyszłoroczna taryfa wyniesie między 45 a 50 groszy - wylicza.
Tak więc taryfy będą spadać cztery lata z rzędu, ale my na własnych rachunkach po raz pierwszy zobaczymy to dopiero w przyszłym roku, bo do tej pory my po prostu nie płaciliśmy pełnej taryfy. Mieliśmy dotowaną tą stawkę za energię elektryczną. Przy czym trzeba pamiętać, że rządy nie dotują nam tej ceny energii z własnej kieszeni, tylko z naszych podatków, więc po prostu inaczej płaciliśmy za prąd.Bartłomiej Derski, Wysokienapiecie.pl
Ceny prądu to nawet nie połowa rachunku
Jest jeszcze jeden ważny powód, dla którego ceny prądu nie spadają od razu po wzroście udziału OZE. Sama cena energii elektrycznej jest mianowicie tylko częścią naszego rachunku. Jędrzej Wójcik podkreśla, że nie jest to nawet połowa. - Dla gospodarstwa domowego koszt samej energii elektrycznej, to dziś około 40 procent całego rachunku - stwierdza.
Dokładne dane analitycy Forum Energii pokazali w swoim raporcie. Rzeczywiście cena energii elektrycznej to około 43 procent miesięcznego rachunku za prąd w 2025 roku. Za 37 procent odpowiadają koszty dystrybucji, a pozostałe 19 procent to podatek VAT.
- Oznacza to, że nawet wyraźny spadek cen hurtowych energii elektrycznej przekłada się na rachunek końcowy w ograniczonym stopniu. Resztę stanowią między innymi opłaty dystrybucyjne, systemowe czy podatkowe, a te nie tanieją równie szybko. Zwłaszcza w kontekście trwającej modernizacji krajowej infrastruktury elektroenergetycznej czy utrzymania bezpieczeństwa systemu elektroenergetycznego - tłumaczy Jędrzej Wójcik. - Koszty inwestycyjne rosną m.in. z powodu inflacji, która podnosi ceny materiałów budowlanych, takich jak stal czy komponenty elektrotechniczne. Dlatego realne i trwałe obniżenie rachunków wymaga optymalizacji całej struktury kosztów, a nie tylko obniżki cen energii na rynku hurtowym.
Jak bardzo nasza cena za prąd jest systemem naczyń połączonych pokazuje fakt, że spadek opłat za dystrybucję zależy m.in. od decyzji Narodowego Banku Polskiego. - Dystrybutorom płaci się według wskaźników, które uwzględniają stopy procentowe. Ponieważ NBP trzyma stopy procentowe na wysokim poziomie, to ceny dystrybucji także są na wysokim poziomie - tłumaczy Bartłomiej Derski. - Kiedy stopy procentowe zaczną spadać, to opłaty za dystrybucję powinny troszeczkę spaść, a w każdym razie przestać tak rosnąć, jak to było w ostatnim czasie - dodaje.
Bez OZE "prąd będzie dużo droższy"
Jeśli wzrost udziału OZE nie wpływa bezpośrednio i od razu na ceny prądu w gospodarstwach domowych, to mogłoby pojawić się pytanie, czy warto składać się na inwestycje w bezemisyjne źródła. Jędrzej Wójcik odpowiada: - Odkładanie inwestycji w transformację energetyczną niesie ze sobą istotne konsekwencje: im dłużej zwlekamy, tym droższy będzie prąd. Nadal uzależniamy się od paliw kopalnych i dokładamy miliardy do nierentownego górnictwa. Tylko w 2025 roku subsydia dla górnictwa węgla kamiennego, pokryte z budżetu państwa, a więc niewidoczne na rachunkach, wyniosą około 10 miliardów złotych. W ciągu ostatniej dekady Polska wydała łącznie 1,2 biliona złotych na import paliw, z czego aż 112 miliardów złotych tylko w ubiegłym roku. To ogromne środki, które zamiast pracować w naszej gospodarce, wspierają energetykę innych państw.
Jeszcze inny argument za prowadzeniem tych inwestycji widzi dr inż. Wiktoria Grycan. - Spółki, które obracają energią elektryczną, kalkulują cenę energii elektrycznej zgłaszaną jako taryfy sprzedaży do URE, między innymi, w oparciu o cenę jej zakupu na giełdzie. Energię kupują przez cały rok, zazwyczaj w lecie po cenie niższej, a w zimie wyższej. W ten sposób wyciągają jakąś średnią. Gdyby jednak nie było odnawialnych źródeł energii, to przez cały rok cena energii byłaby znacznie wyższa i te spółki przez cały rok musiałyby kupować drożej. Dlatego rozwój OZE docelowo wpływa na obniżenie rachunku.
Źródło: TVN24+
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock