- To, że akta w sprawie tzw. afery taśmowej zostały upublicznione, obciąża tych, którzy to uczynili, popełniając przestępstwo - mówił w środę w Sejmie prokurator generalny Andrzej Seremet. Zapewnił, że prokuratorzy zrobili to, co należało do ich obowiązków. - Państwo po 8 latach rządów Platformy jest w totalnym rozkładzie - ocenił natomiast Stanisław Piotrowicz (PiS).
Prokurator generalny Andrzej Seremet przedstawił w Sejmie informację na temat ujawnienia akt śledztwa ws. tzw. afery podsłuchowej. Zarzut publicznego rozpowszechniania wiadomości z postępowania dotyczącego podsłuchów w nocy z wtorku na środę usłyszał Zbigniew S.
- Prokurator postąpił zgodnie z prawem, udostępniając akta ze śledztwa ws. afery podsłuchowej; obarczanie go odpowiedzialnością za upublicznienie akt jest bezzasadne - oświadczył Seremet.
Dodał, że "z dostępu do akt śledztwa podsłuchowego prowadzonego w Prokuraturze Okręgowej Warszawa-Praga skorzystało 15 osób".
Możliwość robienia fotokopii jest "powszechną praktyką"
- Prawo do dostępu do akt miało 4 podejrzanych, 4 ich obrońców, 11 pokrzywdzonych i 11 pełnomocników pokrzywdzonych. Skorzystało z niego do tej pory 15 osób - adwokatów, aplikantów adwokackich, obrońców podejrzanych oraz pełnomocników pokrzywdzonych - tłumaczył.
Zaznaczył, że "osobom uprawnionym udzielano też zgody na wykonywanie fotokopii akt sprawy, co od kilku lat jest powszechną praktyką".
- Wcześniej udostępniano uprawnionym kserokopie akt postępowań, co też nie chroniło przed ich bezprawnym powielaniem i upublicznianiem - zaznaczył.
Odnosząc się do zarzutów, że w aktach śledztwa ujawniono dane wrażliwe, Seremet przypomniał, że w momencie wydawania przez prokuratora decyzji o udostępnieniu dokumentów z postępowania stronom, "nie istniała podstawa prawna, na podstawie której prokurator mógłby zaniechać udostępnienia pokrzywdzonym i podejrzanym oraz ich pełnomocnikom informacji dotyczących miejsca zamieszkania osób przesłuchanych w charakterze świadka".
- Prokurator, przesyłając akt oskarżenia do sądu, ma obowiązek dokonania selekcji adresów świadków, natomiast żaden przepis ustawy obowiązującej do 7 kwietnia 2015 r. nie nakładał na prokuratora obowiązku zatajania przed stronami postępowania przygotowawczego danych w tym zakresie - powiedział.
Dodał, że jedynymi przepisami, które by to umożliwiały, byłyby przepisy dotyczące świadka incognito, a takie sytuacje w tej sprawie nie zachodziły.
Seremet wskazał też, że szef CBA Paweł Wojtunik nie zwracał się do przesłuchującego go prokuratora o zastrzeżenie swojego adresu. A ponadto - zauważył - w aktach figuruje adres miejsca pracy Wojtunika, a nie adres jego zamieszkania.
- ABW sprawdzi, czy opublikowanie akt ze śledztwa dotyczącego tzw. afery podsłuchowej mogło narazić na niebezpieczeństwo ujawnienia danych funkcjonariuszy publicznych lub funkcjonariuszy służb specjalnych - dodał Seremet.
Jak mówił, z dotychczasowych informacji nie wynika jednak, by taka sytuacja miała miejsce. Zaznaczył, że ABW będzie oceniać tę sprawę w ramach swoich kompetencji.
Do posłów i mediów apelował "o wstrzemięźliwość, obiektywizm i rozwagę przy formułowaniu zarzutów pod adresem prokuratury".
- Śledztwo w sprawie publicznego rozpowszechniania wiadomości z postępowania przygotowawczego zostanie przeprowadzone sprawnie, a w przypadku udowodnienia winy konkretnych osób prokuratorzy wykonają to, co do nich należy, by sprawcę lub sprawców tego przestępców pociągnąć do odpowiedzialności karnej - zadeklarował.
"Próba zablokowania zasadniczego śledztwa"
Podczas debaty po wystąpieniu prokuratora generalnego, Stanisław Piotrowicz z PiS ocenił, że "kierowanie uwagi społeczeństwa na wyciek akt ze śledztwa ws. podsłuchów i na nielegalny tryb podsłuchów, to odwracanie uwagi od treści taśm".
- Naród polski jest zainteresowany wynikiem śledztwa, ale śledztwa tego, które wypływa z treści taśm, bo ono obrazuje stan państwa polskiego, do jakiego doprowadziły ugrupowania Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego - powiedział.
Jego zdaniem, wypłynięcie materiałów ze śledztwa to próba zablokowania zasadniczego postępowania po to, by ludzie nie poznali sposobów sprawowania władzy przez obecnie rządzących. Jak dodał, oprócz śledztwa w sprawie nielegalnych podsłuchów, co jest ścigane na wniosek podsłuchanych, powinno toczyć się inne śledztwo - "w sprawie przestępstw, które jawią się w kontekście treści nagrań".
- My chcemy wiedzieć, co się w państwie dzieje. Żądamy i oczekujemy tego od prokuratury, by wyjaśniła rzetelnie powiązania polityków, świata biznesu i wszystkich tych okoliczności z nagrań, które zostały upublicznione - mówił do prokuratora generalnego.
Według Piotrowicza, funkcję ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego rozdzielono sześć lat temu po to, żeby nie ponosić politycznej odpowiedzialności za poczynania organów ściągania. Przypomniał, że również ze śledztwa w sprawie katastrofy smoleńskiej "w określonym momencie wypływały odpowiednie materiały" i ocenił, że śledztwem manipulowano.
"Wygląda jakby komuś zależało na destabilizacji sytuacji w kraju"
- Upublicznienie akt z afery podsłuchowej kładzie się cieniem na wszystkich prokuratorach, jednak sytuacja nie powinna być wykorzystywana jako argument za powrotem do połączenia funkcji prokuratora generalnego i ministra sprawiedliwości - mówił z kolei Artur Dębski (PSL).
Zaznaczył w swoim wystąpieniu, że ta sprawa wygląda jakby "komuś zależało na destabilizacji sytuacji" w kraju, a upublicznienie akt "kładzie się (...) szerokim cieniem na wszystkich prokuratorach w Polsce".
Poseł podkreślił, że w prokuraturach codziennie zeznają tysiące ludzi. - W każdej z głów powstanie pytanie: co będzie, jeśli moje zeznania w ten sam sposób trafią do internetu i do opinii publicznej? - dodał.
Polityk PSL przypomniał, że od wybuchu afery taśmowej minął niemal rok, podczas którego można było obserwować, jak instytucje państwowe zajmują się "same sobą".
"Nadwyrężono zaufanie do prokuratury"
Poseł Platformy Obywatelskiej Robert Kropiwnicki zauważył w swoim wystąpieniu, że informacja prokuratora generalnego miała uspokoić, że wszystko jest zgodnie z prawem. - I może z prawem wszystko jest zgodne, ale z obyczajem funkcjonowania państwa polskiego to raczej nie jest zgodne – ocenił.
Jego zdaniem od dwóch dni wielu ludzi, którzy zeznawali w prokuraturze jako świadkowie lub pokrzywdzeni, zastanawia się, co się dzieje z ich zeznaniami i kiedy zostaną upublicznione.
- To jest sedno tak naprawdę całego zamieszania wokół prokuratury i wokół ujawnienia akt z tych postępowań, bo najgroźniejsze dla nas jest to, że nadwyrężono zaufanie do prokuratury – powiedział poseł PO.
- Jeżeli kuleje jeden z ważnych organów państwa, to kulejemy my wszyscy i my wszyscy mamy problem. To nie można powiedzieć, że ktoś jeden ma problem, że rząd ma problem. Cały Sejm i wszystkie organy państwa za to też są odpowiedzialne. My wszyscy będziemy za to obarczani odpowiedzialnością – dodał.
- Ponad 6 tysięcy prokuratorów będzie płaciło za błąd jednego prokuratora, bo od dzisiaj tak naprawdę wszyscy, którzy zeznają w prokuraturach, mają bardzo ograniczone zaufanie do prokuratorów, do policji, do ABW, do wszystkich służb – podkreślił poseł PO.
"Potrzebna komisja śledcza"
W ocenie posła SLD Stanisława Wziątka potrzebna jest komisja śledcza, która zbada tzw. aferę podsłuchową. - By inspirować instytucje państwa, piętnować ten obszar odpowiedzialności politycznej, by wyjaśnić i wskazać, kto powinien ponieść odpowiedzialność polityczną i karną - argumentował.
Przypomniał, że najważniejsi przedstawiciele państwa: premier, wicepremier, szef MSW zapewniali, że "sprawa nielegalnych nagrań zostanie wyjaśniona najpóźniej do końca wakacji 2014 roku".
Jak podkreślił, "nie ma wyjaśnionej afery", a śledztwa się przedłużają. - Są kolejne terminy zakończenia - dodał. - Jak ma zaufać państwu obywatel, jeśli widzi, że rząd nie działa w jego interesie, jeśli widzi, że rząd koncentruje się na tym, by załatwiać sprawy dla siebie, dla swoich kolegów i przyjaciół? - mówił Wziątek.
- Obywatel będzie czuł zagrożenie i obawę i to jest to, nad czym powinniśmy się skoncentrować - ocenił. Jak przekonywał, należy odbudować wiarygodność państwa, "wyjaśniając wszystkie sprawy, afery, usprawniając państwo".
- Dwóch kelnerów, panienki kelnerów, hochsztapler, który kreuje się na bohatera, trzęsą podstawami państwa - mówił. - Przedstawiciele państwa w knajpie przy winie rozmawiają językiem rynsztoka o sprawach najważniejszych dla kraju i dla obywateli. Czy to jest państwo, które gwarantuje wiarygodność? - dopytywał.
"Co chcecie ukryć, droga PO?"
- 9 czerwca upadło w Polsce przekonanie, że może być sprawiedliwie, uczciwe i że może być silne państwo z organami, do którego obywatele będą mieli zaufanie - oceniła natomiast Beata Kempa ze Zjednoczonej Prawicy. Dodała, że „to, co się dzieje jest próbą przekierowania uwagi opinii publicznej”.
- Ważniejsze jest to, co chcecie ukryć, droga Platformo - zwróciła się do polityków PO.
- W ocenie naszego klubu parlamentarnego w pełni wypada mi się zgodzić z panem ministrem Sienkiewiczem: państwo istnieje tylko teoretycznie. Państwo da się uratować - ale rząd powinien podać się do dymisji i to jak najszybciej - powiedziała.
"Politycy nie słuchali głosów praktyków"
Andrzej Seremet, odpowiadając posłom zauważył, że "przez wiele lat to twórcy prawa nie byli zainteresowani wysłuchiwaniem głosów praktyków, że dane świadków są powszechnie dostępne stronom w śledztwie". Jak mówił, aż do kwietnia tego roku - gdy w życie weszła przygotowana z inicjatywy b. ministra sprawiedliwości Marka Biernackiego ustawa o ochronie i pomocy świadkom i pokrzywdzonym - prokuratorzy musieli "znosić hipokryzję w prawie", które z jednej strony pozwalało utajniać dane świadków incognito, a z drugiej - nakazywało wysyłać sądowi te dane, ale w oddzielnej teczce. - Jaki sens miało takie rozwiązanie? - pytał.
- Jeśli idzie o ochronę danych adresowych, to w wyniku dyskusji w Trybunale Konstytucyjnym już dwa lata temu wnosiłem o zmianę przepisów, aby zawsze prokurator miał obowiązek chronić dane świadka, jeśli świadek o to się zwróci. Wysłałem to dwa lata temu na ręce ministra sprawiedliwości, ale inicjatywa ta nie spotkała się z aprobatą - dodał prokurator generalny.
Autor: eos//plw / Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: PAP/Paweł Supernak