Ośmioletni Kamil z Częstochowy zmarł po miesiącu w szpitalu, do którego trafił skatowany przez ojczyma. Siostra chłopca, Magdalena, poznała go zaledwie kilka miesięcy temu. Rozmawiał z nią reporter "Uwagi" TVN. O stanie dziecka opowiedział także jeden z lekarzy z Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka.
Ośmioletni Kamil mieszkał z matką, ojczymem oraz piątką rodzeństwa w mieszkaniu swojego wujka i ciotki, którzy mają dwójkę własnych dzieci. Łącznie, w dwupokojowym lokum, mieszkało dwanaście osób.
Kamil miał przyrodnią siostrę, Magdalenę. Kobieta wychowywała się w domu dziecka, dwa lata temu nawiązała ponownie relacje z ojcem, a swoich przyrodnich braci - Kamila i o rok młodszego Fabiana - poznała na początku tego roku. Jak mówi, Kamila "pokochała od pierwszego spotkania, jak zobaczyła go razem z Fabiankiem".
- Tyle planowałam, że gdzieś pojedziemy, do wesołego miasteczka, że spędzimy wspólnie wiele fajnych chwil. Poczułam z nimi więź. Widziałam, że i Kamil, i Fabian są do mnie podobni. Od razu do mnie przylgnęli. Cieszyłam się, że się z nimi widzę, chociaż to były rzadkie sytuacje, bo ich mama robiła problemy, żeby ich dać tacie, chociaż na chwilę, żeby mogli ze mną spędzić czas - powiedziała w rozmowie z reporterem "Uwagi" TVN.
Magdalena mówiła, że chłopcom było dobrze przy niej i przy tacie. - Dopóki nie zaczęły się rozmowy o mamie i o Dawidzie, to obaj byli szczęśliwi, uśmiechali się, wariowali, robili dyskoteki - wspomniała. - Mam żal do całej kamienicy, do matki, do Dawida, do wujostwa, do różnych instytucji - wymieniła.
Słaby organizm chłopca "nie miał siły na tę walkę"
Kamil został skatowany przez swojego ojczyma. Przez pięć dni konał w brudnym i ciasnym mieszkaniu. W tym czasie do organizmu wdało się zakażenie. Chłopiec był leczony przez ponad miesiąc w Górnośląskim Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach, zmarł w poniedziałek rano.
Doktor nauk medycznych Andrzej Bulandra, koordynator Centrum Urazowego dla Dzieci w Górnośląskim Centrum Zdrowia Dziecka, mówił, że lekarze robili wszystko, co mogli. - Organizm chłopca tego nie wytrzymał. Gdyby był zdrowym i leczonym dzieckiem, powinien był przeżyć - ocenił.
- Podejrzewam, że jego organizm był słaby. Chłopiec był odwodniony, niedożywiony, prawdopodobnie miał różne niedobory, przez co nie miał siły na tę walkę - wymienił lekarz.
CZYTAJ TAKŻE: > Syndrom dziecka krzywdzonego. "Aż się prosiło, żeby ktoś zajrzał do tej rodziny" > Kamil cierpiał tyle dni. A gdzie wy wtedy byliście?
"Czuję pustkę"
Ostatni raz Magdalena spotkała się z braćmi 20 lutego, kilkanaście dni przed tragicznymi wydarzeniami w domu Kamila. Kobieta odwiedziła brata w szpitalu tylko raz. - Lekarze nie chcieli mnie wpuszczać za bardzo, mógł tam wchodzić tylko tata. Byłam u niego raz w szpitalu, przed świętami, wtedy po raz pierwszy zatrzymało mu się serce. Do końca miałam nadzieję, że Kamil przeżyje - powiedziała.
- Czekałam na moment, aż znowu się z nimi zobaczę. Dzisiaj czuję pustkę. Czuję, jakby coś w środku mi umarło. Obiecałam mu, że będę się codziennie dla niego uśmiechać, chociaż to ciężkie - przekazała.
ZOBACZ POZOSTAŁE REPORTAŻE "UWAGI" TVN: > Sprawa skatowanego Kamila z Częstochowy. Siostra chłopca: Prosiłam, żeby interweniowali > Ojczym skatował 8-letniego Kamila. "Leżał zwinięty przy piecu, zacząłem płakać"
Wujek chłopca: matka Kamila mnie okłamała
Matka chłopca Magdalena B. podejrzana jest o narażenie dziecka na utratę życia lub zdrowia oraz pomocnictwo w znęcaniu, natomiast ojczym 8-latka, Dawid B. usłyszał zarzut znęcania się oraz usiłowania zabójstwa. Zmiana zarzutu na zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem jest przesądzona, bo takie polecenie wydał śledczym minister sprawiedliwości i prokurator generalny Zbigniew Ziobro. Mieszkający z Kamilem wujek oraz ciocia usłyszeli zarzuty nieudzielenia pomocy dziecku.
Reporterka "Uwagi" rozmawiała z wujkiem skatowanego Kamila, pytając go, jak mógł nie zauważyć ran chłopca, skoro mieszkali razem pod jednym dachem. - Ja przyszedłem po dziesiątej wieczorem do domu, bo byłem wtedy w pracy. Widziałem Kamilka i pytałem, co się stało, że jest taki czerwony na twarzy. Nie wiedziałem w ogóle, że jest poparzony, bo był ubrany. Matka Kamilka mi powiedziała, że się poparzył gorącą wodą - przekonywał.
Jego zdaniem pomoc dla ośmiolatka "była za późno udzielona". Dodał, że matka chłopca go "okłamała". - Ja nie sądziłem, że on jest tak poparzony. Ja już swoje wypłakałem - utrzymywał. Wujek Kamila mówił też, że "jest jedynie winny, że inaczej nie zareagował", a sam "nie zrobiłby dziecku krzywdy".
Źródło: "Uwaga" TVN
Źródło zdjęcia głównego: "Uwaga" TVN