Nie będzie śledztwa w sprawie zatrudnienia Bartłomieja Misiewicza jako członka Rady Nadzorczej Polskiej Grupy Zbrojeniowej, a także zatrudnienia go jako szefa gabinetu politycznego w MON – dowiedział się portal tvn24.pl. Informację potwierdziliśmy w warszawskiej Prokuraturze Okręgowej.
15 listopada prokuratura odmówiła wszczęcia śledztwa.
Punkt pierwszy tej decyzji mówi o odmowie - z powodu braku popełnienia przestępstwa - prowadzenia postępowania "ws. zaistniałego 16 listopada 2015 roku w siedzibie ministra obrony narodowej przekroczenia uprawnień służbowych".
Chodzi o dzień, w którym podpisano umowę o pracę na stanowisku szefa gabinetu politycznego w MON z Bartłomiejem Misiewiczem. Zdaniem zawiadamiających nie miał on kompetencji do pełnienia tej funkcji.
- Postanowienie o odmowie wszczęcia ma pięć punktów – mówi nam prokurator Magdalena Sowa ze stołecznej prokuratury.
Pozostałe punkty mówią o tym, że zatrudnienie Misiewicza w radzie nadzorczej PGZ w ocenie prokuratorów nie było działaniem na szkodę tej spółki. Prokuratorzy uznali także, że nie było przestępstwem zatrudnienie Misiewicza jako członka rady nadzorczej w Energa Ciepło Ostrołęka sp. z o.o.
Rzecznik rządu: prokuratura jest niezależna
O decyzję prokuratury został zapytany w środę rzecznik rządu Rafał Bochenek. Podkreślił, że "prokuratura jest niezależną instytucją i to prokuratorzy samodzielnie decydują, czy będą wszczynali jakieś śledztwo, postępowanie". Jak dodał, "widocznie prokuratorzy stwierdzili, że nie ma podstaw do tego, żeby takie działania podejmować, nie istnieją przesłanki do tego, żeby prokuratura wszczynała jakiekolwiek dochodzenie". - Mówiliśmy od wielu tygodni, że nie ma podstaw do wszczęcia śledztwa, a Misiewicz nie popełnił przestępstwa. Wielu prawników zresztą w tym temacie się wypowiadało, że nie ma naruszenia przepisów ustawy (przez Bartłomieja Misiewicza - red.) - zaznaczył. Rzecznik rządu dopytywany przez dziennikarzy o to, czy Misiewicz wróci na stanowisko rzecznika MON odpowiedział, że decyzje personalne w poszczególnych resortach zależą od ich kierownictwa. - To nie jest tak, że pani premier jednoosobowo decyduje, kto, w jakiej instytucji będzie pracował - dodał. Zaznaczył, że "obowiązują określone procedury i każdy organ działa zgodnie z przepisami prawa". - Tak być musi, my stoimy na straży praworządności - dodał rzecznik.
Tajemnica wykształcenia
Zawiadomienie złożył poseł Cezary Tomczyk z Platformy Obywatelskiej.
26-letni Misiewicz, bez wyższego wykształcenia został bowiem zatrudniony jako członek RN PGZ. Sam Misiewicz w "Faktach po Faktach", zapewniał, że "kończy studia licencjackie".
Tymczasem zgodnie z rozporządzeniem Rady Ministrów z 7 września 2004 roku, by zasiadać w radzie nadzorczej spółki należącej do Skarbu Państwa należy mieć wyższe wykształcenie. A także przejść kurs i zdać egzamin na członka rady nadzorczej.
Różne oceny prawników
Według prof. Katarzyny Bilewskiej, ekspertki z zakresu prawa handlowego, to rozporządzenie nie miało zastosowania w przypadku PGZ.
- Polska Grupa Zbrojeniowa nie jest jednoosobową spółką Skarbu Państwa. Byłaby nią, gdyby Skarb Państwa jako osoba prawna miał tutaj 100 proc. akcji. Według informacji powszechnie dostępnych akcjonariat jest złożony. Wymogi dotyczące wykształcenia i kwalifikacji, wynikające z rozporządzenia, tutaj się nie stosują - tłumaczyła prof. Bilewska na antenie TVN24. Innego zdania był mecenas Paweł Miłkowski, ekspert prawa administracyjnego, w przeszłości zajmujący się obsługą prawną jednej ze spółek skarbu państwa.
- Rozporządzenie z roku 2004 regulujące konieczne kwalifikacje członków rad nadzorczych i wskazane tam wyjątki od zasady konieczności posiadania tych kwalifikacji obowiązuje zawsze i niezależnie od tego, czy wzmianka o tym rozporządzeniu znajdzie się czy nie w umowie czy statucie spółki - ocenił Miłkowski w rozmowie z tvn24bis.pl.
Prokuratorów interesowało, dlaczego PGZ 31 sierpnia zmieniła swój statut. Z nowej wersji zniknął zapis stanowiący, że osoba zasiadająca w radzie nadzorczej nie musi spełniać wymogów związanych z wykształceniem oraz nie musi zdawać resortowego egzaminu. Taki wymóg (zgodny z rozporządzeniem Rady Ministrów) obowiązywał w statucie z 10 czerwca 2015 roku. Misiewicz został członkiem rady nadzorczej PGZ na początku września, po zmianie statutu.
Odrębne postępowanie
Odrębnie toczy się śledztwo ws. Misiewicza po publikacjach "Newsweek Polska". Tygodnik napisał, że Misiewicz proponował radnym PO w Bełchatowie przystąpienie do koalicji z PiS, sugerując, że w zamian zapewni im zatrudnienie w państwowej spółce, której prezes miał towarzyszyć mu w "werbunkowym spotkaniu".
Po tej publikacji Misiewicz oświadczył: "Informuję, że zwróciłem się do Ministra Obrony Narodowej pana Antoniego Macierewicza z prośbą o zawieszenie mnie w funkcjach, które pełnię w MON. Ponadto informuję, że wytaczam proces tygodnikowi "Newsweek" za nieprawdziwy i szkalujący mnie artykuł oraz tym ośrodkom medialnym, które powtarzają te insynuacje na mój temat".
Jego szef, minister obrony narodowej Antoni Macierewicz, odpowiedział na oświadczenie: Pan Misiewicz zwrócił się - w związku z kampanią wymierzoną w jego dobre imię i w niego osobiście, obawiając się, że to może także utrudnić funkcjonowanie ministerstwa obrony - z prośbą o zawieszenie w czynnościach - mówił Macierewicz dziennikarzom.
- Uważam, że to jest z punktu widzenia funkcjonowania słuszne stanowisko do czasu, gdy zostaną przedstawione dowody i oczekuję teraz od tych, którzy prowadzą tę kampanię, że poza pomówieniami przedstawią także dowody. A do tego czasu przychylam się do stanowiska pana Misiewicza i zawieszam go w czynnościach – dodał minister.
Ostatnio Misiewicz wrócił do pracy w gabinecie politycznym MON.
Autor: Maciej Duda (m.duda2@tvn.pl) Robert Zieliński (r.zielinski@tvn.pl) / kk / Źródło: tvn24.pl, PAP