Od ośmiu lat spoczywa w tajnych kancelariach czterech najważniejszych osób w państwie, liczy 886 stron, a jego autorem jest Antoni Macierewicz - tyle pewnego wiadomo o „aneksie”, czyli drugiej części raportu z likwidacji Wojskowych Służb Informacyjnych. Reszta to głównie plotki i przecieki.
7 listopada 2007 roku Antoni Macierewicz przekazał aneks Prezydentowi, Marszałkom Sejmu i Senatu a także premierowi. Wkrótce Lech Kaczyński zdecydował, że nigdy nie zostanie on opublikowany. Jego decyzję podtrzymał kolejny prezydent Bronisław Komorowski. Co zrobi Andrzej Duda, nie wiadomo.
Znikający aneks
Znaków zapytania wokół aneksu jest w tej chwili więcej, niż było dotąd. Zamieszanie potęgują słowa nowego szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego Pawła Solocha.
- Według informacji, które dostałem formalnie z archiwum – w kancelarii tajnej nie ma aneksu, o który panowie pytają. Nie ma go na terenie Biura Bezpieczeństwa Narodowego. Poinformowałem o tym prezydenta i to wszystko, co w tej sprawie mogę na tę chwilę powiedzieć - powiedział dziennikarzom portalu wpolityce.pl.
Natychmiast po wypowiedzi Pawła Solocha próbowaliśmy dopytać, co dokładnie miał on na myśli. Czy to oznacza, że tajny dokument zabrał ze sobą Bronisław Komorowski? Czy zaginięcie tajnego dokumentu - co stanowi przestępstwo - zgłoszono do prokuratury? W końcu czy kiedykolwiek aneks znajdował się w sejfie szefa BBN? Są dwie tajne kancelarie: prezydencka i Biura Bezpieczeństwa Narodowego.
- Na żadne z tych pytań nie jest możliwa odpowiedź w tej chwili - tylko tyle wynika z przesłanego nam maila z biura prasowego Kancelarii Prezydenta.
Aneks publicystyczny
Ówczesny prezydent Lech Kaczyński zdecydował o publikacji raportu z likwidacji WSI w 2006 roku. Jednak po otrzymaniu aneksu zapowiedział, że nigdy go nie odtajni.
- Antoni Macierewicz ma jedną przypadłość: nie odróżnia swoich interpretacji od faktów, a tez publicystycznych od twardych dowodów. Aneks (...) nie ujrzy światła dziennego dopóty, dopóki będę prezydentem - tak w grudniu 2007 roku nieżyjący już prezydent mówił w wywiadzie dla “Wprost”.
Bardziej niż oczywiste było, że i następca Lecha Kaczyńskiego nie zmieni tej decyzji. Dlatego, że Bronisław Komorowski jako jedyny poseł PO głosował przeciwko rozwiązaniu WSI. Zawsze też powtarzał, że WSI, choć nie było pozbawione wad, to wykonywało ważną pracę dla bezpieczeństwa kraju.
Narodziny aneksu
Kilka dni temu sam Antoni Macierewicz wywołał ponownie temat tego dokumentu. Na spotkaniu z Polonią w Chicago zapowiedział, że prezydent Andrzej Duda wkrótce go opublikuje – zaraz po najbliższych wyborach parlamentarnych.
W wywiadach udzielanych prasie podawał też dwie przyczyny zwłoki w odtajnianiu przez prezydenta Dudę tego dokumentu: konieczność uzyskania kontrasygnaty premiera, a także wyrok Trybunału Konstytucyjnego.
Pierwsza przyczyna zwłoki wydaje się być nieprawdziwa. Aneks powstał w oparciu o ustawę z 2006 roku „o przepisach wprowadzających ustawę o Służbie Kontrwywiadu Wojskowego…”. Jej zapisy mówią wyłącznie, że prezydent dostaje aneks od przewodniczącego komisji weryfikacyjnej - wtedy Antoniego Macierewicza.
Następnie przekazuje dokument marszałkom Sejmu i Senatu a także wysłuchuje ich opinii, które nie obligują go do niczego. I to prezydent decyduje o „podaniu” dokumentu do publicznej wiadomości - poprzez publikację w „Monitorze Polskim”.
Brak jest wzmianki o koniecznej kontrasygnacie. Nie ma również bezwzględnej zasady, że każda decyzja prezydenta wymaga kontrasygnaty szefa rządu.
Aneks wbrew Konstytucji
Prawdą jednak jest, że przepisy, na podstawie których powstał dostępny raport z likwidacji WSI (a także tajny aneks), są niezgodne z Konstytucją. Trybunał Konstytucyjny uznał, że cała procedura w oparciu o którą były sporządzane, nie daje szans na obronę tym, którzy zostali opisani np. jako tajni współpracownicy Wojskowych Służb Informacyjnych.
Do dziś jednak prawo nie zostało zmienione. To oznacza, że nie ma żadnych szans, by (zakładając, że zechce) prezydent Andrzej Duda opublikował aneks wkrótce po wyborach. A nawet długie miesiące po wyborach.
Ustawy najpierw musiałyby być poprawione przez Sejm zgodnie z wyrokiem TK. A trudno dziś sobie wyobrazić, aby właśnie tym problemem zajął się w pierwszej kolejności nowy parlament - nawet jeśli wygra Prawo i Sprawiedliwość.
Co więcej: wyrok trybunału wskazuje na tak poważne błędy w procedurze tworzenia raportu i aneksu, że najpewniej trzeba będzie całą ją powtórzyć i napisać aneks na nowo. Bo sędziowie trybunału wytknęli, że gdy Antoni Macierewicz tworzył dwa dokumenty nie zadbał o:
gwarancje dostępu do akt sprawy dla wymienianych osób
gwarancje wysłuchania ich wyjaśnień
sądową kontrolę decyzji o podaniu do publicznej wiadomości ich personaliów
Spiski wokół aneksu
Choć aneks nigdy nie został ujawniony, to regularnie pojawia się jako temat w polityce. Pierwszy raz, jeszcze w 2007 roku, gdy “Dziennik” ujawnił, że do redakcji zgłosił się pułkownik WSI Aleksander L. z propozycją sprzedaży tego tajnego dokumentu. Jednocześnie pułkownik spotkał się z ówczesnym marszałkiem Sejmu Bronisławem Komorowskim. Prokuratura zaczęła badać sprawę i ostatecznie oskarżyła pułkownika oraz dziennikarza Wojciecha Sumlińskiego, że za pieniądze oferowali m.in pozytywną weryfikację żołnierzom WSI. Aktualnie toczy się proces w tej sprawie, nie zapadł jeszcze wyrok.
Aneksem w Komorowskiego
Paradoksalnie odpowiedź na pytanie, czy dziennikarz i pułkownik posiadali tajny do dziś dokument (czyli mieli wpływy w komisji weryfikacyjnej, wśród ludzi Antoniego Macierewicza) poznamy dopiero po ewentualnym ujawnieniu aneksu. Są bowiem przesłanki, iż rozdział z aneksu - dotyczący Bronisława Komorowskiego - stał się podstawą książki Wojciecha Sumlińskiego pt. „Niebezpieczne związki”. Ukazała się na kilka miesięcy przed wyborami prezydenckimi. Wikłała starającego się o reelekcję Komorowskiego w aferalne interesy z żołnierzami zlikwidowanej służby specjalnej.
Co o tym świadczy? Sam Antoni Macierewicz pytany na sali sądowej nie zaprzeczył, że część książki Sumlińskiego oparta jest na aneksie - kilka razy jednak dał do zrozumienia, że tak może być.
Drugą poszlaką jest publikacja tygodnika “Wprost” z sierpnia ubiegłego roku - dziennikarze opublikowali te same treści (które są w książce Sumlińskiego - red.) zapewniając, że pochodzą one właśnie ze ściśle tajnego aneksu. Czy zatem Wojciech Sumliński rzeczywiście dysponował tajnym aneksem, dowiemy się dopiero po jego ujawnieniu.
Cygan zawinił…
Dlaczego jednak te 886 stron, których autorem jest Antoni Macierewicz, tak przykuwa uwagę elit kraju? Otóż pojawienie się nazwiska jako tajnego współpracownika Wojskowych Służb Informacyjnych może zakończyć kariery w życiu publicznym. Przed laty dziennikarze ujawnili, że z pierwszego raportu zniknęło nazwisko ówczesnego polityka PiS Pawła Kowala.
Antoni Macierewicz wykrył, że popularny polityk był zarejestrowany jako tajny współpracownik WSI o kryptonimie ‘Pallad”. Kowal publicznie przyznał się do spotkań z żołnierzami WSI, podpisania zobowiązania do zachowania spotkań w tajemnicy - zaprzeczając jednocześnie, by był tajnym współpracownikiem udzielającym cennych informacji.
Podobnie było ze sprawą historyka Andrzeja Grajewskiego, który według Macierewicza typował dla WSI tajnych współpracowników wśród dziennikarzy. Później ich rolą miały być akcje dezinformacyjne. Sam historyk zaprzeczał. Twierdził, że wyłącznie “podejmował ryzyko, wykonując pewne misje na Wschodzie”. Według prezydenta Lecha Kaczyńskiego w raporcie został wymieniony “omyłkowo”. Tak czy inaczej nigdy nie objął stanowiska szefa Agencji Wywiadu, na co mógł liczyć.
Pytanie, kogo jeszcze umieścił Antoni Macierewicz na niemal tysiącu stron aneksu, spędza sen z powiek dziesiątkom znanych ludzi. I to mimo że kolejne osoby wymienione jako TW w pierwszym raporcie z likwidacji WSI, wygrywają procesy - do końca 2012 roku Ministerstwo Obrony Narodowej szacowało koszty związane z wypłacanymi odszkodowaniami na milion zł. A procesy wciąż trwają.
Niezależnie bowiem od wygranych spraw wiele spośród wymienionych osób nie jest w stanie odbudować swoich karier.
Autor: Robert Zieliński (r.zielinski@tvn.pl), Maciej Duda (m.duda2@tvn.pl) dziennikarze śledczy tvn24.pl / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24