Donaldowi Tuskowi nie wypada składać żadnych deklaracji w krajowej polityce, bo jest przewodniczącym Rady Europejskiej - powiedział w "Faktach po Faktach" profesor Tomasz Nałęcz. Odniósł się do oczekiwań szefa Platformy Obywatelskiej Grzegorza Schetyny, który chce od byłego premiera jeszcze w listopadzie jasnej deklaracji, czy ten wystartuje w wyborach prezydenckich. - To jest naprawdę rzecz, która powinna była być już dawno zdecydowana, czy Donald Tusk kandyduje - ocenił profesor Andrzej Rychard.
Lider Platformy Obywatelskiej Grzegorz Schetyna chce, by Donald Tusk jeszcze w listopadzie zadeklarował, czy chce startować w przyszłorocznych wyborach prezydenckich w Polsce. W dniach 20-21 listopada w Zagrzebiu ma odbyć się kongres Europejskiej Partii Ludowej, gdzie obaj politycy mają się spotkać. Schetyna uznał, że do tego czasu powinna paść taka deklaracja ze strony szefa Radu Europejskiej. Sam Tusk zapowiadał, że swe plany ujawni na początku grudnia.
"Tusk jest też maszyną do wygrywania wyborów"
Sytuację tę komentowali w "Faktach po Faktach" w TVN24 historyk i były doradca prezydenta Bronisława Komorowskiego profesor Tomasz Nałęcz oraz profesor Andrzej Rychard, socjolog i dyrektor Instytutu Filozofii i Socjologii PAN.
Nałęcz przyznał, że jest "zaskoczony tym żądaniem pana Schetyny". Przypomniał, że do grudnia "Donaldowi Tuskowi nie wypada składać żadnych deklaracji w krajowej polityce, bo jest przewodniczącym Rady Europejskiej".
- Jeśli bardzo pan przewodniczący Schetyna chciał coś wiedzieć, to mógł przecież tę informację pod sekretem uzyskać i wiedzieć na czym stoi - dodał.
Jak mówił historyk, "Tusk publicznie złożył deklarację (...), że on, jak mu się pokaże, kto ma największe szanse - a Tusk szanuje racjonalne uprawianie polityki - to wtedy zdecyduje". - Ja wierzę Tuskowi, że on wcale tam nocami w Brukseli nie przebiera nogami do tych polskich stanowisk, bo to dzisiaj polityk rzeczywiście światowego formatu - dodał. Jak mówił Nałęcz, "poza tymi talentami, które ma (…), to Tusk jest też maszyną do wygrywania wyborów".
"Nie powinniśmy być świadkami takiego gorszącego spektaklu"
- Ja ten ruch rozumiem, ale ten ruch mnie bardzo martwi, ponieważ on bardzo źle świadczy o polskiej polityce - skomentował Andrzej Rychard.
Jego zdaniem "Polska ma jednego tylko polityka światowej klasy". - Przez polityka światowej klasy rozumiem kogoś, kto ma w swoim notesie telefony do wszystkich ważniejszych ludzi na świecie i co ważniejsze, ci najważniejsi na świecie mają jego telefon w swoich notesach i to jest Donald Tusk - mówił.
- W takiej sytuacji nie powinniśmy być świadkami takiego gorszącego spektaklu, który szkodzi zarówno Platformie (Obywatelskiej), jak i Tuskowi, bo może się zacząć wydawać: o zobaczcie, jak on się kryguje tutaj - kontynuował socjolog.
- To jest naprawdę rzecz, która powinna była być już dawno zdecydowana, czy Donald Tusk kandyduje, czy nie i nie powinniśmy być świadkami tego, powiem wprost, dość żenującego spektaklu - ocenił.
"Jeżeli w takim punkcie ma się już tak blisko prezydenta Dudy wynik, to to świadczy, że jest potencjał"
Według sondażu przeprowadzonego przez Kantar dla "Faktów" TVN i TVN24, Andrzej Duda wygrałby w drugiej turze z każdym z potencjalnych rywali. Przewaga, jaką miałby w drugiej turze nad byłym premierem Donaldem Tuskiem wyniosłaby - według badania - 11 punktów procentowych. Najmniejszą przewagę Duda miałby nad Małgorzatą Kidawą-Błońską z Koalicji Obywatelskiej - 6 punktów procentowych.
Rychard przyznał, że sondaże kształtują się "na korzyść urzędującego prezydenta". Zauważył jednak, że Andrzej Duda "po pierwsze ma fawor polegający na tym, że jest urzędującym prezydentem, po drugie praktycznie rozpoczął kampanię, a jego kontrkandydat w ogóle nie wiadomo, czy będzie startował". - Więc jeżeli w takim punkcie ma się już tak blisko prezydenta Dudy wynik, to to świadczy, że jest potencjał - ocenił szanse Tuska.
Opinię Rycharda podzielił Nałęcz. - Absolutnie nie zgadzam się z tymi komentatorami, którzy uważają, że pan prezydent Duda jest teraz faworytem w gronie kandydatów - przyznał. Ocenił, że "trzeba punkt wyjścia prezydenta Dudy porównywać z punktem wyjścia dwóch prezydentów". Przywołał sytuację Aleksandra Kwaśniewskiego w wyborach w 2000 roku i Bronisława Komorowskiego w wyborach w 2015 roku.
Jak wskazywał historyk, "kapitał zaufania Andrzeja Dudy jest o kilkanaście procent mniejszy niż kapitał zaufania w tym samym momencie prezydenta Kwaśniewskiego i Komorowskiego".
"Andrzej Duda jest tak sklejony z PiS-em jak żaden do tej pory prezydent"
Zdaniem Nałęcza, "urzędujący prezydent w kampanii (...) traci także dla tego powodu, że jest przez swoich konkurentów redukowany do osiągnięć, niepowodzeń partii, z której się wywodził". - Tak robili kontrkandydaci Kwaśniewskiego w 2001 roku, że go chcieli za wszelką cenę skleić z SLD. (...) Tak robił sam Andrzej Duda, żeby skleić popularnego prezydenta Komorowskiego z niepopularną Platformą - wskazywał.
Dodał, że "Andrzej Duda jest tak sklejony z PiS-em jak żaden do tej pory prezydent".
Rychard zaoponował. - Ja nie bardzo wierzę w taką, powiedzmy sobie, nieuchronność stawania urzędującego prezydenta na gorszej pozycji, ponieważ będzie właśnie sklejany ze swoją partyjną przeszłością - przekonywał. Jego zdaniem w przypadku przegranej Komorowskiego w wyborach prezydenckich "dołożyła się do tego wybitna słabość samej kampanii".
Autor: akr / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24