Badania i modele eksperymentalne pokazują, że w momencie, w którym mamy do czynienia z nieoczywistą sytuacją, trudniej nam zareagować - tłumaczyła w programie "Wstajesz i weekend" Maja Herman, psychiatrka i psychoterapeutka, komentując zachowanie ludzi, którzy nie udzielili pomocy 14-letniej Natalii z Andrychowa. - Zawsze znajdzie się powód: śpieszyłem się, bałem się, co ten człowiek powie, nie wiedziałem do końca, co tam się wydarzy - mówił z kolei Bartosz Dajnowski z "Dzień Dobry TVN", autor materiału o reakcji przechodniów na marznące dziecko.
Do tragedii w Andrychowie (województwo małopolskie) doszło we wtorek. W tym dniu 14-letnia Natalia miała jechać do pobliskich Kęt na zajęcia. Zanim kontakt z nią się urwał, zatelefonowała do ojca i powiedziała, że źle się czuje i nie wie, gdzie jest. Dziewczyna przez kilka godzin przebywała na mrozie, przed sklepem w centrum Andrychowa. Żaden z przechodniów nie zainteresował się jej stanem i nie udzielił jej pomocy. Nastolatka zmarła w szpitalu. Jako wstępną przyczynę śmierci biegi wskazali śmierć mózgową, która nastąpiła na skutek obrzęku mózgu.
Mechanizm obronny
Psychiatrka i psychoterapeutka Maja Herman pytana była o to, dlaczego nikt nie udzielił pomocy Natalii. Ekspertka zwróciła uwagę między innymi na kwestię odpowiedzialności zbiorowej. - Jak nie mamy wyznaczonych celów do działania, to rozpływa się ta odpowiedzialność - tłumaczyła.
- Badania i modele eksperymentalne też pokazują, że w momencie, w którym mamy do czynienia z nieoczywistą sytuacją, trudniej nam zareagować. Co rozumiemy przez oczywistą sytuację? Kiedy jedna osoba zacznie bić drugą osobę, to jest bardzo oczywista sytuacja i to wymaga naszej pomocy. Mniej oczywiste sytuacje są już trudniej przez nas do zidentyfikowania, więc wolimy przejść w mechanizm obronny, wyparcia i zaprzeczenia - tłumaczyła Herman.
Na uwagę prowadzącego, że leżąca na śniegu dziewczyna oznaczała sytuację "bardzo oczywistą", psychoterapeutka odpowiedziała, że w takich przypadkach uruchamiają się dwa mechanizmy. Pierwszy z nich dotyczy zawstydzania. - Zawstydzanie uruchamia w nas potrzebę obrony swojego zdania. (...) Wszystkie modele naukowe pokazują, że zawstydzanie powoduje wręcz odwrotny skutek. Zaczynamy się okopywać na naszym stanowisku i racjonalizować - wyjaśniała Herman.
Herman: żyjemy w czasach dysonansu poznawczego
Rozmówczyni TVN24 stwierdziła również, że "żyjemy teraz w takim społeczeństwie, które z jednej strony mówi do nas: 'wolność człowieka', 'prawa', 'wszyscy mają możliwość robienia cokolwiek chcą', 'nie mamy prawa się wtrącać i zwracać uwagi, mówić do drugiego człowieka, że to jest złe'". Z drugiej zaś strony "każą nam działać".
- Żyjemy w czasach dysonansu poznawczego - powiedziała Herman, dodając, że słyszymy dwa "sprzeczne komunikaty". - Człowiek, mówiąc kolokwialnie, głupieje i wtedy wybiera opcje środka - nie widzę, nie słyszę, idę - dodała.
Dajnowski: zawsze znajdzie się powód
Gościem programu "Wstajesz i weekend" TVN24 był także Bartosz Dajnowski z "Dzień Dobry TVN", autor eksperymentu poświęconemu problemowi braku zwracania uwagi na dzieci. Materiał na ten temat został wyemitowany w TVN zanim doszło do tragicznego wydarzenia w Andrychowie.
W materiale tym reporterzy TVN postanowili powtórzyć eksperyment, który pierwszy raz przeprowadzono w Norwegii dziewięć lat temu. Wówczas jego autorzy chcieli sprawdzić, czy ludzie zareagują na chłopca, który bez kurtki siedzi na mrozie. Dwa lata później eksperyment przeprowadzono w Polsce. Wtedy ci, którzy zwrócili uwagę na dziecko, byli w zdecydowanej mniejszości. Reporterzy "Dzień Dobry TVN" postanowili sprawdzić, czy przez te siedem lat coś się zmieniło. Na ławce na jednym z placów w centrum Warszawy siedział chłopiec. Z około 800 osób, które tamtędy przechodziły, jego losem zainteresowało się zaledwie siedem kobiet i trzech mężczyzn.
Rozmówcy, którzy przeszli obok chłopca - jak stwierdził Dajnowski - zawsze szukali jakiegoś argumentu i próbowali to jakoś wytłumaczyć. - Zawsze znajdzie się powód: śpieszyłem się, bałem się, co ten człowiek powie, nie wiedziałem do końca, co tam się wydarzy - mówił dziennikarz.
Odniósł się do słów Herman, dotyczących "oczywistej sytuacji" i przypomniał, że w eksperymencie dotyczącym bójki, ludzie zaczynali reagować już po kilkunastu sekundach. - A tu faktycznie było tak, że (...) ci ludzie mogli nie do końca rozumieć, co się wydarzyło- mówił Dajnowski.
Przypomniał, że w ciągu dwóch lat powstało wiele podobnych eksperymentów. - Na ogół to wygląda tak, że ludzie idą ulicą i nie widzą, co się dzieje dookoła. Nie wiedzą do końca, jak mieliby zareagować w takiej sytuacji. Opowiadają, że się śpieszą, bo gonią do pracy, nie mają czasu czymkolwiek się zająć - powiedział Dajnowski.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24