Przejrzą akta pochowanych jako NN (Nazwisko Nieznane), porównają z DNA osób trwale zaginionych, a gdy próbki nie wystarczą, ale wystarczy pieniędzy, będą ekshumować anonimowe pochówki. Rusza "GeNN" – pierwsza przeprowadzana w Polsce na taką skalę akcja policji i fundacji Itaka. Zgłosić się do niej może każdy, kto od lat szuka kogoś bliskiego.
"Tato, gdzie jesteś?"
"Śp. NN mężczyzna, znaleziony 31 I 2004 roku" – taka tabliczka wisiała przez ponad 11 lat na cmentarzu komunalnym w Krakowie. Był to jeden z ponad 3700 anonimowych grobów w całej Polsce – żaden inny kraj nie ma ich tylu. Każde z takich miejsc to tajemnica, której nie udało się rozwikłać.
Pochowany w Krakowie mężczyzna został znaleziony przez policję na brzegu Wisły. Funkcjonariusze stwierdzili, że "nie było to morderstwo". Nie miał przy sobie dokumentów. Ktoś popełnił błąd i nie sprawdził, że rysopis znalezionego pasuje do zaginionego dziewięć dni wcześniej Edwarda Wydry, geologa z Mszany. W jego domu, odległym o 50 km, zaczęła się gehenna.
– Czułam, że on przyjdzie, że przyjedzie, że sobie przypomni. Dlatego nie byłam taka załamana, bo ciągle wierzyłam w to, że on wróci – mówi Halina Wydra, która przez lata razem z dziećmi szukała męża.
"Tato, gdzie jesteś?!", "Gdzie jest geolog?", "Ani życie, ani pogrzeb" – w prasie raz po raz pojawiały się informacje o zaginionym. Bez żadnego efektu.
Po 11 latach zadzwonił telefon: "znaleźliśmy pani męża". Pomogły badania genetyczne. W rodzinie Wydrów skończyła się niepewność, zaczęła żałoba. W końcu.
Akcja "GeNN"
– Co czuje osoba, która dostaje taką wiadomość? To samo co chory, który przez lata żył z ropiejącą raną i w końcu przechodzi operację – bardzo bolesną, ale dzięki niej rana zacznie się goić – opowiada Anna Jurkiewicz z fundacji Itaka.
Itaka razem z Laboratorium Kryminalistycznym Policji zaczyna właśnie akcję "GeNN".
– W Polsce jest ok. 4400 osób długotrwale zaginionych. Przypuszczalnie ok. 80 proc. z nich zostało pochowanych jako osoby NN. Chcemy ustalić, kto leży w tych grobach, żeby skończyć dramat tysięcy rodzin – tłumaczy.
Kim jesteś?
Założenie jest proste. W ramach akcji "GeNN" porównywany będzie kod DNA pobrany od osób w grobach NN z kodem pobranym od rodzin poszukujących swoich bliskich.
– Skąd próbki osób NN? Nie, nie od razu musimy przeprowadzać ekshumacje – tłumaczy podinsp. Magdalena Spólnicka, zastępca kierownika zakładu biologii w Centralnym Laboratorium Kryminalistycznym Policji.
Otwiera przed nami kilkadziesiąt akt opisujących historie śmierci osób, których zwłok nie udało się zidentyfikować. Każda ze spraw od co najmniej 12 lat zalega w policyjnym archiwum. W aktach oprócz dokumentów i zdjęć z miejsca znalezienia zwłok znajdują się foliowe woreczki z włosami. Na kolejnych kartach – fragmenty materiału z ubrań, w których znaleziony był denat.
– Dawni policjanci zbierali takie próbki, żeby można było na ich podstawie ustalić tożsamość osoby. Mieli czuja – mówi Spólnicka.
"Musi się zhitować"
Bo dziś prawdziwa kopalnia wiedzy o człowieku to DNA. Próbka pobrana z włosów, krwi czy kości po obróbce w laboratorium trafia do pamięci komputera.
– Jeden marker genowy po ojcu, drugi po matce... a tu określenie płci, widzi pan? – główny specjalista badawczo-techniczny Zakładu Biologii w Centralnym Laboratorium Kryminalistycznym Policji, podinsp. Spólnicka pokazuje nam kolorowe słupki na ekranie jej komputera.
Tłumaczy, że układ słupków jest jak genetyczny odcisk palca – unikalny dla każdego. Dokładnie można je odczytać od około 10 lat. Tyle że na taką akcję wcześniej nie było pieniędzy. Teraz się to zmieniło – "GeNN" uzyskała dofinansowanie ze środków Narodowego Centrum Badań i Rozwoju.
– Dane z pobranych próbek lądują w systemie i mogą być szybko porównane z innymi próbkami – wyjaśnia.
Jeżeli kod genetyczny pobrany z ciała NN pokryje się z DNA osoby z bazy danych, pracownik laboratorium dostanie informację, że geny się "zhitowały". – Od angielskiego "hit", czyli trafienie. Lubimy tak na to mówić, bo każda sytuacja to też hit. Sukces i satysfakcja – uśmiechają się specjaliści z laboratorium.
Im więcej informacji genetycznych trafi do laboratorium, tym większe są szanse na "zhitowanie".
– W ramach projektu "GeNN" chcemy dotrzeć do 300 rodzin osób zaginionych, które przepadły bez wieści przed 1 stycznia 2004 r. – mówi Anna Jurkiewicz z fundacji Itaka.
Do projektu można też przystąpić, zgłaszając się na policję. – Trzeba wyjaśnić, że jest się rodziną osoby zaginionej i wcześniej nikt nie pobierał od nas próbek DNA – instruuje podinsp. Spólnicka.
Skąd taki cenzus czasowy – 1 stycznia 2004 r.? Jak słyszmy w Itace, "GeNN" ma pomóc osobom bez nadziei. Takim, które najprawdopodobniej nie mają szans na przełom w sprawie ich bliskich zaginionych.
Sprawdzą też żywych NN
Rozmowy z nimi wcale nie stają się łatwiejsze wraz upływem czasu. Kiedy fundacja Itaka pytała ich o rozmowę z naszą redakcją, wszyscy solidarnie odmawiali. Mówili, że nie mają siły na nowo rozdrapywać ran.
– Wszyscy ci ludzie przeszli podobną drogę. Najpierw były ogłoszenia, plakaty, występy w mediach. Potem próba wynajęcia detektywa, w końcu wszyscy kończyli u jasnowidzów. Potem pojawiała się niechęć do aktywności i brak wiary, że coś się może zmienić – wyjaśnia Jurkiewicz.
Nasza rozmówczyni tłumaczy, że uczestnictwo w projekcie "GeNN" nie musi oznaczać pogodzenia się z myślą, że członek rodziny zostanie odnaleziony w grobie. Próbki DNA pobrane od uczestników przedsięwzięcia będą porównane również z materiałem od żywych osób, które z różnych powodów (najczęściej ciężkiego urazu mózgu) utraciły swoją tożsamość – czyli tak zwanymi "żywymi NN".
3 km od prawdy
W Itace przekonują, że wielu do dziś nierozwiązanych zagadek zaginięcia nie da się rozwiązać inaczej niż poprzez porównywanie genów. – Czasami błąd ludzki sprawia, że ktoś źle wpisze np. datę znalezienia zwłok. To skutecznie paraliżuje ewentualną identyfikację – mówi Agata Nowacka, pracownik Itaki.
Tak było np. w sprawie Jacka (imię zmienione – red.), 18-latka z Warszawy, który wyszedł z domu i ślad po nim zaginął. Rodzice przez kilka lat robili, co w ich mocy, żeby odnaleźć swoje dziecko. Szukano ewentualnych porywaczy, wynajmowani detektywi snuli tezy o rzekomej ucieczce za granicę.
Prawda czekała na odkrycie 3 km od nich – na Dworcu Centralnym, gdzie w dniu zaginięcia Jacek wpadł pod pociąg. Zwłok nie połączono z zaginionym, bo w dokumentach z wypadku ktoś pomylił datę i wpisał o miesiąc wcześniejszą, niż powinien.
– Zwłoki pochowano jako NN, bo według papierów mężczyzna zmarł, kiedy Jacek jeszcze nie był poszukiwany – opowiada Agata z Itaki.
Zniknął na lata
Michał (imię zmienione – red.) też przez lata leżał w anonimowym grobie. Jego rodzina może zapalić mu znicz od niedawna. W tym przypadku też pomogło badanie genów. Za tajemnicą jego zniknięcia stały nieznane dziś osoby, które wypchnęły go z pociągu, kiedy wracał z pracy w Berlinie do rodzimego Białegostoku. Czekała na niego ciężarna żona.
Michał wyróżniał się nietypową jak na swój młody cechą – ze względów zdrowotnych miał sztuczną szczękę. Kiedy medycy sądowi już po wypadku badali jego bardzo uszkodzone ciało, błędnie stwierdzili, że badają człowieka w podeszłym wieku.
– Na trop tej sprawy wpadł policjant, który został przeniesiony z Białegostoku do stolicy. Z własnej inicjatywy zaczął porządkować akta archiwalnych spraw – opowiada wiceprezes Itaki. Coś go tknęło, kiedy otworzył te dotyczące "starszego mężczyzny wyrzuconego z pociągu".
Przeszłość i przyszłość zapisane w DNA
Żeby koszmar poszukiwań mógł się zakończyć, trzeba oddać do bazy próbkę swojego DNA. Trwa to sekundę – wystarczy dotknąć specjalnym wacikiem wewnętrznej części policzka. – Na tej podstawie można z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością określić pokrewieństwo osób znajdujących się w bazie – tłumaczy nam podinsp. Spólnicka.
Po chwili namysłu spogląda na nas i pyta: – Chcecie zobaczyć przyszłość? Zgadzamy się. Nasz ekspert prowadzi nas na pierwsze piętro laboratorium kryminalistycznego. W pomieszczeniu, do którego wchodzimy, stoi komputer. Na ekranie kilkadziesiąt różnokolorowych plam.
– To oznaczenia fenotypów, czyli cechy wyglądu fizycznego. To oznaczenia rasy. Ta próbka (wskazuje na jedną z wielu kolorowych kropek na ekranie) jest pobrana od czarnoskórego. A ta od Azjaty – przesuwa palcem przed ekranem.
Magdalena Spólnicka dodaje, że obecnie bez większego problemu można ustalić kolor oczu na podstawie pobranej próbki. Docelowo na tej samej podstawie będzie można ocenić rasę, wiek (z dokładnością do czterech lat) i kolor włosów.
– Do tego dojdą informacje o tym, czy danej osobie kręciły się włosy, a nawet czy ten ktoś miał skłonność do łysienia. Wszystko na podstawie malutkiej próbki pobranej z dowolnej części ciała – podkreśla.
Odkopać grób, odzyskać tożsamość
Jednak żeby zdobyć te informacje, badacze muszą dysponować pełnym DNA.
W przyszłości dojdą informacje o tym, czy danej osobie kręciły się włosy, a nawet czy ten ktoś miał skłonność do łysienia. Wszystko na podstawie malutkiej próbki pobranej z dowolnej części ciała Podinsp. Magdalena Spólnicka, główny specjalista badawczo-techniczny Zakładu Biologii w Centralnym Laboratorium Kryminalistycznym Policji
Próbki pochodzące sprzed lat czasami były pobrane w taki sposób, że nie sposób odczytać wszystkie wymagane szczegóły kodu. Dzieje się tak, jeżeli np. pobrane włosy zostały odcięte, a nie oderwane.
– Elementy komórkowe w części dokorzeniowej włosa są niezwykle ważne dla badań DNA. Bez nich nasza praca staje się trudniejsza – mówi Spólnicka.
Czasami okazuje się wręcz niemożliwa. Dlatego też w ramach akcji "GeNN" oznaczone mają być groby, które należałoby poddać ekshumacji. To jednak bardzo drogie przedsięwzięcie, wymagające m.in. nadzoru ze strony sanepidu i zgody prokuratury. Te działania mają być podejmowane, jeżeli wystarczy na nie pieniędzy.
Autor: Bartosz Żurawicz / Źródło: TVN24 Łódź