Wojskowy kontrwywiad odebrał poświadczenia bezpieczeństwa pułkownikowi Krzysztofowi Gajowi, który przez trzy lata doradzał w sprawach wojska szefowi kancelarii premiera Michałowi Dworczykowi - dowiedział się tvn24.pl. Oznacza to, że pułkownik jest pierwszą i zarazem jedyną osobą, którą służby pozbawiły dostępu do tajemnic państwa w związku z "aferą mailową".
Według nieoficjalnych informacji tvn24.pl Służba Kontrwywiadu Wojskowego "postępowanie sprawdzające" wobec pułkownika Gaja zakończyła w ostatnich tygodniach decyzją o odebraniu dostępu do tajemnic państwa.
- Eksperci SKW doszli do wniosku, że w mailach, które pułkownik wysyłał ministrowi Dworczykowi, znajdowały się tajemnice wojskowe, które nie powinny być w ten sposób przekazywane - mówi nasze źródło związane z resortem obrony narodowej.
- To pierwsze potwierdzenie, że w mailach przekazywano informacje, które są chronione na mocy ustawy - komentuje poseł Koalicji Obywatelskiej Paweł Olszewski, który konsekwentnie drąży interpelacjami sprawę wycieku maili ze skrzynki szefa KPRM.
Milczenie MON
Informację próbowaliśmy sprawdzić oficjalnie, dwukrotnie wysyłając pytania do biura prasowego ministerstwa. Nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi. W przeszłości ten sam resort szeroko informował o jednostkowych decyzjach dotyczących odebrania poświadczeń innym osobom. Tak było w głośnym przypadku generała Jarosława Kraszewskiego, który pracował dla prezydenta Andrzeja Dudy w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego.
"Życie toczy się dalej"
Zadzwoniliśmy do pułkownika Krzysztofa Gaja z prośbą o jego komentarz w sprawie odebrania mu poświadczeń bezpieczeństwa.
- Nie będę w żaden sposób komentował, mam do tego prawo, życie po prostu toczy się dalej - stwierdził.
"Mały MON"
Gaj pojawił się w kręgu władzy, gdy ster w Ministerstwie Obrony Narodowej objął Antoni Macierewicz. Wrócił wtedy z żołnierskiej emerytury do czynnej służby, awansując do stopnia pułkownika i obejmując w styczniu 2016 roku stanowisko szefa Zarządu Organizacji i Uzupełnień w Sztabie Generalnym Wojska Polskiego.
Z funkcją w armii pożegnał się już kilka miesięcy później, gdy media ujawniły jego antysemickie i antyukraińskie wypowiedzi. W 2018 roku pod swoje skrzydła wziął go Michał Dworczyk, który z funkcji wiceministra obrony narodowej awansował na szefa kancelarii premiera.
Stworzył w KPRM departament analiz obronnych, który komentatorzy określali jako "mały MON". Podkreślano w ten sposób ambicje Dworczyka, by zostać szefem resortu obrony. Rolą zatrudnionego w tej komórce pułkownika Gaja było dostarczanie analiz i bieżących informacji z resortu obrony szefowi kancelarii premiera.
Tajemnice armii
W efekcie wycieku zawartości skrzynki pocztowej Michała Dworczyka, na którą włamali się jak dotąd nieznani sprawcy, okazało się, że pułkownik przesyłał z prywatnego maila na prywatny mail Dworczyka szczegółowe informacje o wojsku.
Jak wynika z ujawnionej korespondencji, miał wysłać m.in. szczegółową notatkę o wrażliwym z punktu widzenia obronności państwa systemie obrony powietrznej "Narew" czy krytyczne oceny zakupów realizowanych przez resort.
Do maili Gaj załączał również szczegółowe zdjęcia, schematy np. z testów broni, która pozwalała na unieszkodliwianie dronów. Gdy maile zostały opublikowane, pod koniec czerwca ubiegłego roku Gaj został zwolniony z pracy w KPRM.
Według informacji m.in. portalu Onet czy "Gazety Wyborczej", stało się tak w efekcie presji oficerów wojska, którzy oceniali, że maile zawierały tajemnice państwowe.
System premiera
Sprawę wycieków ze skrzynki pocztowej Michała Dworczyka śledzi poseł Koalicji Obywatelskiej Paweł Olszewski, który poświęcił jej kilka interpelacji.
Fundamentalną sprawą jest fakt, że premier Mateusz Morawiecki i minister Michał Dworczyk zbudowali system zarządzania państwem za pomocą prywatnych skrzynek pocztowych. To oni powinni stracić dostęp do informacji chronionych ustawą w pierwszej kolejności. Brak takich decyzji to konkretne zaniechania szefów służb i nie zmieni tego odebranie poświadczeń bezpieczeństwa jednemu pułkownikowi. Choć jest ono potwierdzeniem, kolejnym, że maile są prawdziwe wbrew twierdzeniom rządu o rosyjskich manipulacjach w ich treści.
Fakt "zarządzania państwem za pomocą prywatnych skrzynek mailowych" komentował także były szef Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego generał Krzysztof Bondaryk. Przypominał, że za jego czasów stworzony został system dla rządzących gwarantujący bezpieczeństwo rozmów i maili. - Niektórym za ciężko jest nosić w kieszeni drugie urządzenie - mówił na naszej antenie.
(Wciąż) nieznani sprawcy
Przypomnijmy, że w ostatnich tygodniach na polecenie szefa Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego Krzysztofa Wacławka operatorzy telekomunikacyjni blokują dostęp do internetowej witryny, na której zamieszczane są maile wykradzione ze skrzynki Dworczyka. Stronę można było jednak nadal przeglądać bez specjalistycznej wiedzy informatycznej. Aktualnie nie ma problemów z dostępem do witryny.
Wszczęte wkrótce po ujawnieniu pierwszych maili prokuratorskie śledztwo jak dotąd nie doprowadziło do ujawnienia sprawców włamania i przedstawienia im zarzutów. Na łamach tvn24.pl pisaliśmy, że bezpośrednie tropy prowadzą do stolicy Białorusi - pracujących dla tamtejszego reżimu grup hakerskich.
Już po tym, gdy doszło do wycieku maili, polskie służby dokonały audytu zawartości skrzynki ministra Michała Dworczyka. Raport został przedstawiony kilku najważniejszym osobom w państwie. Według nieoficjalnych informacji tvn24.pl wynika z niego, że jak dotąd hakerzy ujawnili ledwie ułamek przechwyconej zawartości. Na miesiące przed włamaniem do skrzynek eksperci Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego przypominali najważniejszym urzędnikom w państwie, by nie używali prywatnych skrzynek do służbowych spraw.
Przedstawiciele rządu konsekwentnie odmawiają komentarzy na temat kolejnych publikowanych maili, nazywając to "rosyjskim scenariuszem".
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: fakty