W poniedziałek przed komisją śledczą do spraw afery wizowej zeznawał Edgar Kobos, były współpracownik wiceszefa MSZ w rządzie PiS Piotra Wawrzyka. - W mojej ocenie kierownictwo polityczne Zjednoczonej Prawicy usiłowało tuszować aferę wizową - powiedział podczas jawnej części przesłuchania. Później przesłuchanie Kobosa odbywało się za zamkniętymi drzwiami, trwało 4,5 godziny. - Mogliśmy uzyskać informacje w sposób bardzo wyczerpujący - powiedział po przesłuchaniu przewodniczący komisji Michał Szczerba. Dodał, że to przesłuchanie "wyposażyło członków komisji w nowe okoliczności, w nową wiedzę".
W poniedziałek zebrała się komisja śledcza do spraw afery wizowej. Po południu stanął przed nią Edgar Kobos, były współpracownik wiceministra spraw zagranicznych w rządzie PiS Piotra Wawrzyka.
Na początku posiedzenia Kobos, występujący wcześniej jako Edgar K., udzielił zgody na ujawnianie wizerunku i podawanie nazwiska. - Nazywam się Edgar Kobos i dzisiaj pierwszy raz wyrażam zgodę na publikację mojego wizerunku. Dzisiaj w związku z obradami sejmowej komisji śledczej po raz pierwszy publicznie zabieram głos w sprawie nazwanej przez media aferą wizową - oświadczył.
Ocenił, że "za pośrednictwem sejmowej komisji opinia publiczna powinna mieć możliwość poznania prawdy o tej aferze". - Prawdy o aferze, która według niektórych polityków nie była nawet aferką - dodał.
- Ta afera jest jednak faktem, a ja jestem jedną z wielu osób, które w niej uczestniczyły, a jednocześnie jedną z niewielu - a być może nawet jedyną - która obecnie ma odwagę przyznać się do swoich działań i spróbować zmierzyć się z ich konsekwencjami. Przyznałem się przecież do większej liczby przestępstw niż te, które początkowo zarzucała mi prokuratura. Chcę spróbować naprawić swoje błędy. Chcę mówić, ale dotychczas nie miałem do kogo. Jestem gotowy dzielić się swoją wiedzą z organami ścigania, tak naprawdę ze wszystkimi, którzy będą chcieli mnie wysłuchać - powiedział.
Mówił, że do dziś organy ścigania nie zapewniły mu "bezpiecznych warunków", aby mógł "powiedzieć o wszystkim, co wie na ten temat". - Pomimo tego, że zarówno ja, jak i moi pełnomocnicy wielokrotnie o to prosiliśmy - zaznaczył świadek.
Kobos: o wielkości afery wizowej nie świadczy jedynie liczba wydanych wiz
Kobos przekonywał, że "o wielkości afery wizowej nie świadczy jedynie liczba wydanych wiz". - Świadczą o tym również inne działania, na przykład działania legislacyjne podejmowane przez Piotra Wawrzyka albo tworzenie nowych instytucji, których celem było jedynie zwiększenie, ale znaczące zwiększenie możliwości tego, jak wiele wiz Polska będzie w stanie wydać - kontynuował.
Przekazał, że posiada wiedzę "na temat kulisów procesu powołania Centrum Decyzji Wizowych w Łodzi, a także Centrum Informacji Konsularnej w Kielcach". - Te dwie instytucje zostały umieszczone w miastach, które są okręgami wyborczymi dwóch polityków, którzy mieli kluczowe znaczenie dla ich utworzenia, to znaczy byłego już ministra spraw zagranicznych Zbigniewa Raua i jego zastępcy Piotra Wawrzyka - kontynuował.
- Mam również wiedzę odnośnie metod i sposobów, z jakich korzystali ludzie zatrudnieni w centrali Ministerstwa Spraw Zagranicznych, aby wymuszać wydawanie wiz na konsulach rozsianych po placówkach dyplomatycznych tak naprawdę po całym świecie - mówił świadek, podkreślając, że "ci ludzie podlegali pod Zbigniewa Raua i Piotra Wawrzyka".
- Z samym Piotrem Wawrzykiem współpracowałem tak naprawdę dość długo. Wiedzą o tym chociażby mieszkańcy regionu świętokrzyskiego, z którego obaj przecież pochodzimy - kontynuował swoje zeznania Kobos.
Przypominał, że Wawrzyk w jednym ze swoich wywiadów "bagatelizował" jego zaangażowanie w pracę biura parlamentarnego wiceministra. - Powiem jedynie w ramach pewnej anegdoty. W dniu mojego zatrzymania funkcjonariusze CBA uzyskali dostęp do mojego kalendarza. I kiedy to zobaczyli, oni sami zaczęli się zastanawiać, jak środowisko Piotra Wawrzyka sobie beze mnie poradzi. To jest to, co oddaje istotę mojego rzeczywistego zaangażowania - oznajmił.
"W mojej ocenie kierownictwo polityczne Zjednoczonej Prawicy usiłowało tuszować aferę"
- W mojej ocenie kierownictwo polityczne Zjednoczonej Prawicy usiłowało tuszować aferę wizową. Dlatego, że tak naprawdę to właśnie politycy Zjednoczonej Prawicy byli jedyną grupą, która mogła na tym najwięcej skorzystać. Oczywiście mam na myśli to tuszowanie - powiedział Kobos.
Zwracał uwagę, że "Piotr Wawrzyk usłyszał zarzuty dopiero po przejęciu władzy przez koalicję 15 października". - I to jest znamienne - stwierdził.
Świadek mówił też: - Pomimo niemal stu stron protokołów z moich wyjaśnień, które złożyłem w prokuraturze i szczegółowo opowiedziałem o tym, co wiem, co się działo z polskimi wizami, do dnia dzisiejszego moi obrońcy nie uzyskali dostępu - raczej nie otrzymali dostępu - do akt, do dokumentacji, którą w ramach tej sprawy zgromadziła prokuratura.
- Co więcej, bezpośrednio po zwolnieniu mnie z aresztu śledczego pod moim domem pojawiły się nieoznakowane samochody, które śledziły zarówno mnie, jak i moją rodzinę za każdym razem, kiedy opuszczaliśmy teren posesji - kontynuował.
- Do dziś nie wiem, kto to był. Wiem natomiast, kto miał interes polityczny w tym, żeby ta sprawa nie wyszła na jaw i żebym nie zaczął chodzić do mediów i dzielić się z nimi swoją wiedzą - dodał. Przekonywał też, że śledzenie "zbiegło się w czasie kampanią wyborczą do polskiego parlamentu i chyba skończyło w momencie, w którym PiS przegrał wybory".
- Gdy ja byłem w areszcie, Piotr Wawrzyk pełnił zaszczytną funkcję wiceministra spraw zagranicznych. Piotr Wawrzyk został odwołany dopiero wtedy, kiedy niezawisły sąd zwolnił mnie z aresztu i pojawiło się realne zagrożenie dla ówczesnej władzy, że mógłbym spróbować iść do mediów i nagłośnić tę sprawę. To dopiero wtedy ówczesny premier Morawiecki zdecydował się odwołać tak naprawdę tylko jednego, tylko jednego z aktorów afery wizowej - zeznawał.
"Potwierdzam występowanie nadużyć, zaniedbań i zaniechań"
- Ja dzisiaj potwierdzam występowanie nadużyć, zaniedbań i zaniechań w zakresie legalizacji pobytu obcokrajowców w Polsce i w ogóle w zakresie systemu wydawania wiz, który był nadzorowany przez Zbigniewa Raua i Piotra Wawrzyka - oświadczył. Dodał, że "to był koślawy system, w którym nadużycia występowały na różnych szczeblach, również na tych niższych". - I wiele osób miało o nich wiedzę, było tego świadomych - wskazywał.
- Ta niewydolność systemu dotyczyła tak naprawdę wielu placówek dyplomatycznych na różnych kontynentach i przez długi czas ona po prostu była tolerowana - mówił. Sugerował, by zastanowić się też, "czy była tolerowana z powodu lenistwa osób, które kierowały pracami Ministerstwa Spraw Zagranicznych, czy może jednak ktoś miał w tym interes".
- Wiedza, jaką dysponuję, jest obecnie przedmiotem postępowania przygotowawczego, które prowadzi Prokuratura Krajowa. Dlatego też stanowi ona tajemnicę tego postępowania - podkreślał Kobos.
Następnie głos zabrali jego pełnomocnicy. Jeden z nich złożył wniosek o przesłuchanie klienta na posiedzeniu zamkniętym. Komisja w głosowaniu przyjęła wniosek i zarządzono przerwę, po której, około godziny 16, rozpoczęło się posiedzenie niejawne.
Szczerba: 4,5 godziny przesłuchania, mogliśmy pozyskać informacje w sposób bardzo wnikliwy
Około godziny 20.30, po skończonym przesłuchaniu, przewodniczący komisji Michał Szczerba wyszedł do dziennikarzy.
- Zakończyliśmy przesłuchanie świadka Edgara Kobosa, (...) trwało 4,5 godziny. W związku z powyższym w sposób bardzo wyczerpujący mogliśmy uzyskać informacje, o które wnioskowaliśmy, odpowiedzi na nasze pytania - powiedział Szczerba.
- Jak się państwo domyślacie, nie mogę ujawnić żadnej treści dotyczącej tego posiedzenia niejawnego poza ogólnymi informacjami o charakterze technicznym, organizacyjnym czy też czasie przesłuchania. Chcę powiedzieć tylko jedno, że to przesłuchanie wyposażyło członków komisji w nowe okoliczności, w nową wiedzę. Mam wrażenie, że przyczyni się również do tego, żebyśmy mogli sprawniej przesłuchiwać kolejnych świadków - kontynuował przewodniczący komisji.
Szczerba zapowiedział, że we wtorek o godzinie 10 odbędą się przesłuchania dwóch kluczowych świadków. - (To) polscy konsulowie z Mumbaju, z Indii, którzy dostrzegli ten niecny proceder tworzenia kanału przerzutowego przez Indie do Europy, a następnie do Stanów Zjednoczonych - wskazywał.
- Mam wrażenie, że to dzięki ich sygnalnym działaniom afera wizowa na pewnym etapie się zatrzymała. Ale opowiedzą nam pewnie o tym z przyjemnością jutro. Jeden z nich specjalnie przyjechał z Indii na przesłuchanie. To są te osoby, wobec których minister Wawrzyk, Edgar Kobos wyrażali oczekiwania co do określonych zachowań, ale również to są ci konsulowie, którzy zatrzymali kolejne grupy osób, które miały wjechać za łapówkę do Polski - dodał Szczerba.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24