Agresja putinowskiej Rosji przeciwko Ukrainie to centralne wydarzenie nie tylko mijającego roku, ale to także wydarzenie, które może wyznaczać bieg europejskiej czy wręcz światowej historii w najbliższych latach i dekadach. To rok agresji, która przekreśliła nadzieje współczesnej Europy na wyrugowanie na trwałe z europejskiego kontynentu wojny i nieszczęść, jakie zawsze idą z wojną w parze.
Taką nadzieją Europa żyła od końca lat 80. i początku 90., gdy wszystkie zasadnicze zmiany i decyzje wiążące się z przyszłością europejskich państw i narodów zapadały w sposób pokojowy. Owszem, wojna w byłej Jugosławii, atak Rosji na Gruzję czy aneksja Krymu i wojna w Donbasie były zakłóceniami tej nadziei, ale dla większości Europejczyków były to jednak konflikty stosunkowo peryferyjne. Inaczej jest dzisiaj.
Rosja napadła na duże europejskie państwo, odmawiając mu prawa do niepodległości, odrębności i prawa do wyboru samodzielnego sposobu życia. Już w 2008 r. Putin na szczycie NATO w Rumunii w obecności najważniejszych polityków świata nazywał Ukrainę państwem "sezonowym". Potem - anektując Krym - mówił o Ukrainie jako o zwykłym terytorium. Znamy tę klątwę w Polsce z okresu międzywojennego. Tak przecież nazywano odrodzone państwo polskie w ówczesnych Niemczech i ówczesnej Rosji sowieckiej. Skończyło się rokiem 1939 r. i zniszczeniem państwa polskiego.
Agresja rosyjska zburzyła naturalne dążenia do budowy pokojowej, stabilnej Europy. Na długie lata, może na dekady, trzeba będzie się z tą nadzieją rozstać. Rosja pod rządami Putina, i prawdopodobnie każdego innego prezydenta/dyktatora, będzie mocarstwem rewizjonistycznym, nieprzewidywalnym, agresywnym, które nawet metodami wojny będzie chciało zachować prawo do kontrolowania innych narodów. Skończyła się próba europeizacji Rosji, nowej pewnie długo nie będzie.
Jest kilka gwarancji, że Rosja nie będzie w stanie realizować swojego programu rewizji porządku europejskiego według własnego widzimisię.
Kluczową gwarancją będzie przetrwanie i zwycięstwo państwa ukraińskiego w obecnej wojnie. Niepodległa, samodzielna Ukraina jest dla Polski partnerem strategicznym. Drugą gwarancją, że Rosja nie zrealizuje swoich zamiarów, jest konsolidacja Zachodu. Tego Zachodu, który istnieje tu i teraz, nie ma innego, i którego najważniejszymi organizacjami są Przymierze Atlantyckie i Unia Europejska. Bez konsolidacji tych struktur i bez ich zdecydowanej postawy wobec Rosji – nie będzie pokoju w Europie.
Polska potrzebuje tych struktur, one dają nam poczucie komfortu i trwałości naszego państwa. Aby Polska mogła wpływać na politykę tych organizacji, trzeba w nich być i umieć poruszać się w zespołowej grze. Odwracanie się od Zachodu to igranie przyszłością Polski. Niestety, metoda na dąsy i megalomanię o antyzachodniej wymowie ma w Polsce długą tradycję i ma się w najlepsze także w sytuacji poważnego zagrożenia ze Wschodu.
Wojna Rosji przeciwko Ukrainie udziela nam kilku lekcji. Na przykład tego, że bzdurą jest, że krytykowany za rzekomy upadek, dekadencję, schyłek kulturowy i cywilizacyjny Zachód, rozumiany jako Ameryka Północna i Europa oraz Australia, Nowa Zelandia, Japonia oraz Korea Południowa, nie jest w stanie stawić czoła potęgom niedemokratycznym.
Nie ma żadnego schyłku cywilizacji zachodniej. Kultura Zachodu jest w stanie ciągłego tworzenia, przekształcania się. Można i trzeba dostrzegać i negatywne strony tych przemian, ale to nie powinno przesłaniać faktu, że połączone siły właśnie takiego Zachodu stanowią ponad 50 procent zasobów gospodarki i finansów świata. To nieporównywanie więcej niż autarkiczna, anachroniczna, oparta o surowce gospodarka rosyjska.
Właściwie jedynie Chiny mogą stanowić wyzwanie cywilizacyjne dla Zachodu w dłuższej perspektywie. Na pewno nie jest to Rosja, dlatego moskiewskie elity kompensują słabość Rosji prymitywną, tandetną i wyssaną z palca antyzachodnią propagandą. Każdy, kto powiela tę szkodliwą narrację o zmierzchu Zachodu, jest pasem transmisyjnym propagandy Kremla (i Pekinu) przeciwko Zachodowi.
Polskiej narodowej dumy ani polskiej narodowej tożsamości ani o centymetr nie powiększa antyzachodnia, antyeuropejska propaganda i tyrady różnorodnych środowisk i polityków. Polskiego bezpieczeństwa i polskiej dumy narodowej ani o milimetr nie zwiększyły dziwaczne alianse z antyzachodnimi elitami węgierskimi.
Na szczęście z orbanowskiego projektu wywrócenia porządku europejskiego nie wyszło nic. Jak wyglądałaby Unia Europejska, gdyby w swojej polityce od 2022 r. wobec Ukrainy i wobec Moskwy wzorowała się na orbanowskich Węgrach? Jak w takiej Europie wyglądałoby bezpieczeństwo Polski?
Jeszcze jedną ważną lekcją płynącą z obecnej wojny jest uświadomienie sobie, także w Polsce, jak wielką wartością jest własne państwo, jego bezpieczeństwo, utrwalone granice. Jak ważne jest przekonanie o trwałości państwa, ponieważ tylko to zapewnia i państwu i społeczeństwu trwały rozwój. Polska ma te gwarancje nie tylko dlatego, że jest częścią NATO i Unii Europejskiej. Polska ma te gwarancje także dlatego, że stawiane dzisiaj pod pręgierzem elity państwa, które wyłoniło się z przełomu 1989 r., zadbały o to, by ze wszystkimi sąsiadami współczesne państwo polskie miało zawarte traktaty i wzajemnie uznane granice.
Kto dzisiaj o tym pamięta? A przecież Polska już w pierwszej połowie lat 90. miała domknięte traktaty graniczne z Niemcami, Litwą, Ukrainą oraz z Rosją i Białorusią. Nie tylko pierwsze trzy państwa, ale i te dwa następne nie zgłaszają wobec Polski żadnych pretensji terytorialnych. To wielka zasługa kierownictwa państwa z lat 90. Rosja zgłaszała wolę decydowania, w jakich sojuszach ma prawo być Polska, a w jakich nie. Ale tę dyplomatyczną bitwę - rozłożoną na lata - Rosja z Polską przegrała. Nie udało się jej zatrzymać przyjęcia Polski do NATO i do UE. Warto o tym pamiętać, ponieważ filary polskiego bezpieczeństwa budowano długo, całymi latami. Gdyby nie było tych filarów, to nasza sytuacja dzisiaj byłaby bardzo, bardzo trudna.
Z tą lekcją wiąże się kolejna lekcja 2022 r., która podpowiada nam, jak ogromne znaczenie ma solidarność narodowa, społeczna zwartość, obywatelskie zaangażowanie, patriotyzm oraz odwaga i męstwo. Nie, nie są to wartości anachroniczne. Bez nich Ukraina nie stawiałaby oporu większemu i silniejszemu agresorowi. W Polsce nie doceniamy tego, że nie musimy testować własnego narodowego charakteru i społecznej odporności w warunkach wojny i zagrożenia.
Niektórzy próbują kształtować polski charakter i narodową spójność, kreując wyimaginowane konflikty, także z partnerami z Zachodu. Najdelikatniej mówiąc, to dosyć nieadekwatne i niestosowne. Nie trzeba wyimaginowanych konfliktów, wystarczy obywatelska postawa solidarności z narodem ukraińskim i czynne wsparcie dla Ukrainy, na każdym możliwym szczeblu. Ukraińcy potrzebują naszego wsparcia, a ich sytuacji nie poprawia polska megalomania i sączenie antyzachodnich treści i propagandy.
Jak bardzo państwo i narody potrzebują mądrego przywództwa, pokazuje Wołodymyr Zełenski. Już przeszedł do historii. Stał się symbolem Ukrainy, jej prawdziwej, niewydumanej niezłomności, ale i mądrze rozumianej brawury i optymizmu. Wokół niego zgromadził się naród, wokół niego zgromadził się świat wspierający Ukrainę. Osoba przywódcy tej miary jest symbolem i adresem, do którego każdy, kto chce wesprzeć naród ukraiński, może się odnieść. Zełenskiemu – jestem pewien – po zwycięstwie Ukrainy będą stawiać pomniki w kraju i na świecie. To także przykład dla Polski, że nie warto się godzić, aby klasa polityczna była z każdym rokiem coraz gorsza i coraz bardziej skłócona. Od klasy politycznej, nie tylko w Polsce, ale w całym demokratycznym świecie, warto wymagać więcej.
Rok 2022 daje nam inne wskazówki. Także te pesymistyczne. Na przykład takie, że zawsze trzeba być gotowymi na najgorsze. Że nie można zaniedbać obrony państwa, jego stabilności, jego funkcjonalności. Także społecznej zwartości. Nie osłabiajmy się sami. W naszym regionie Europy nie będzie nigdy w pełni bezpiecznie. Nie graniczymy z przewidywalnym regionem. Naszymi sąsiadami nie były, nie są i nie będą Portugalia i Islandia.
Czym będzie ukraińska wojna dla Europy? Najprościej mówiąc, już jest testem na odporność. Do tej pory rządy i społeczeństwa europejskie zdają test na odporność polityczną. Rosja nie rozumie, że brutalność jej agresji nie osłabia determinacji Zachodu, ale ją wzmacnia. Nie widziana w Europie od całych dekad przemoc jednego państwa zastosowana przeciwko drugiemu państwu spotkała się niemal z powszechnym potępieniem. Niemal w całej Europie zagościły ukraińskie flagi i symbole. Niemal w każdym parlamencie wolnego świata przemawiał prezydent Ukrainy. Nie do pomyślenia jest dzisiaj, aby w podobny sposób prezentowano symbole Rosji. To oczywiście nie daje gwarancji bezpieczeństwa Ukrainie, ale daje poczucie Ukraińcom, że nie są sami. Osamotnienie to klątwa Europy Środkowo-Wschodniej. Symbolicznym zakończeniem tego ukraińskiego zwycięstwa w boju o sympatię narodów świata była niedawna wizyta Wołodymyra Zełeńskiego w Stanach Zjednoczonych.
Mijający rok daje nam też lekcję, właściwie transmisję na żywo, z dyplomacji i polityki światowej, jakiej współczesna Polska nie doświadczyła od 1989 r. Wiemy z tej transmisji, czego chce nasz główny rosyjski adwersarz: chce nowego układu monachijskiego. W 1938 r. mocarstwa bez udziału Czechosłowacji umówiły się, jak będzie dzielone terytorium tego państwa. Zachodnie demokracje, Anglia i Francja zamiast wesprzeć Pragę, podyktowały jej warunki zdradzieckiego "kompromisu". Kreml chce dzisiaj nowego układu monachijskiego. Chce ponad głowami Ukraińców umówić się, jak zostanie podzielone terytorium państwa ukraińskiego, a nawet więcej, na jakich warunkach Kijów zostanie włączony do moskiewskiej strefy wpływów. Co więcej, Kreml chce, aby to wzorem 1938 r. zachodnie demokracje, przede wszystkim Ameryka, podyktowały Ukrainie warunki zdradzieckiego "kompromisu". Jednak nic nie wskazuje dzisiaj, ani jutro, że Zachód zgodzi się na nowe monachijskie układy. Oby nigdy do nowego Monachium nie doszło. Pozwolę sobie na ostrożny optymizm. Europa i Ameryka prawdopodobnie nauczyły się, że nowy układ monachijski, jak sprzed ponad 80 lat, uderzyłby dzisiaj także w nich.
Czym 2022 rok jest dla świata? Przetasowaniem starej talii. Dwa supermocarstwa - Chiny i Stany Zjednoczone - pozycjonują się do długotrwałej rywalizacji, może wręcz konfrontacji. Oba kolosy gromadzą wokół siebie sojuszników i zasoby. Nawet nie 2022 rok, ale już lata wcześniejsze, zwłaszcza w dobie pandemii, pokazały, że Zachód musi uniezależniać się od Chin w sensie rozwojowym.
W długiej perspektywie Zachodowi potrzebna jest autonomia od chińskiego supermocarstwa. Osiągnięcie takiej autonomii nie będzie łatwe, co pokazuje przykład Niemiec, dla których Chiny to kluczowy partner handlowy i zarazem gwarant niemieckiego rozwoju i dobrobytu. A ponieważ Polska związana jest gospodarczo z Niemcami i Zachodem, to Chiny to także gwarant polskiego rozwoju i dobrobytu. Prostej formuły uniezależnienia się od Chin nie ma i długo nie będzie. Chiny też są uzależnione i od świata zachodniego, i od ładu światowego. To daje nadzieję na łagodzenie rywalizacji, lub choćby jej odwlekanie.
Ale chyba najważniejsza lekcja 2022 roku jest taka: póki nie skończy się wojna – mamy nadzieję, że zwycięstwem Ukrainy – to 2022 rok będzie dalej trwał. Niestety.
prowadzący program "Horyzont" i współprowadzący program "Rozmowy na szczycie".
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Wałentyn Rezniczenko/Telegram