Andrzej Duda nie zawiódł. Przelicytował wszystkich partyjnych rywali w składaniu obietnic niemożliwych do zrealizowania. Przed nosem zamachał wyborcom prezentem w postaci letnich igrzysk olimpijskich w Polsce.
W tym wyścigu o tytuł "mistrza gruszek na wierzbie" został mu jeszcze tylko jeden stopień nieprawdopodobieństwa: mógłby obiecać skolonizowanie Marsa, siłami aktywistów PiS, do roku 2030.
Bardzo jestem ciekaw, jak z prezydencką obietnicą poradzą sobie patriotyczne media. Obstawiam wariant przemilczenia. Wprawdzie Duda starał się, żeby to, co wygadywał, jak najwięcej ludzi wzięło za dobrą monetę. Miałem jednak wrażenie, że nie wierzył w to, co mówi.
W przymilaniu się elektoratowi towarzyszyło Dudzie trzech funkcjonariuszy od sportu, ale żaden przezornie się nie odezwał. Jeśli więc pojawią się krytycy, to nie będą w stanie ani Dudy, ani towarzyszących mu funkcjonariuszy złapać za słowo. Oni, czyli funkcjonariusze sportowi, mogą tłumaczyć się, że przecież niczego nie obiecywali, robili tylko za tło dla prezydenta, który wygłupiał się na własny rachunek. Natomiast sam prezydent zapewne uważa, że z trudnego zadania, składania obietnic bez pokrycia, wywiązał się bez zarzutu. I rzeczywiście, prezydent Duda nie robił niczego oprócz wrażenia. Wrażenia, że czyni maksimum tego, co w jego mocy, aby dostarczyć narodowi to, co ten naród lubi najbardziej, czyli zabarwioną patriotycznie rozrywkę. Dlatego Duda zapowiedział, że Polska "się postara", a imponująca infrastruktura "powinna" być gotowa.
Kariera słowa "powinna" to jest znak niepewnych czasów, o których tyle słyszymy. Słowo to zdejmuje odpowiedzialność z wypowiadającego, a używają go rozmaici fachowcy. Zwracam się do nich po ratunek, gdy coś nawali. Moją szczególną podejrzliwość budzą specjaliści od nowoczesnych gadżetów: komputerów, telefonów komórkowych i innych urządzeń, których działania, jako człowiek staroświecki, nie rozumiem i w związku z tym nie znoszę, kiedy po kilkakrotnym włączeniu i wyłączeniu - we współczesnej nowomowie nazywa się to "zresetowanie" - przywracają zepsute urządzenie do życia, ze słowami: "teraz powinno działać".
W tym samym celu posłużył się tym zwrotem Andrzej Duda. Niby coś obiecał, a nie obiecał. "Postaramy się". Infrastruktura "powinna być gotowa". A jak gotowa nie będzie, to co? To nic. Nie nasza wina. Wina infrastruktury. To ona "powinna", ale okazała się niesłowna.
Zdziwiła mnie natomiast liczba głosów traktujących poważnie zapowiedzi prezydenta. Zwracających uwagę, że to drogie, że to nie kraje, ale miasta zabiegają o organizacje igrzysk i że ostatnio jest mało chętnych do pakowania się w tak niepewne przedsięwzięcia. Moim zdaniem Duda to wszystko wie, ale też wie, jak wielka jest siła propagandowa sportu. Wie też, jak krótka jest ludzka pamięć i jaką potężną siłą jest narodowa megalomania. A mało jest dziedzin, które równać się mogą w skutecznym jej zaspokajaniu ze sportem. Gomułka uważał sport za dziedzinę niepoważną, ale bardziej nowoczesny Gierek szybko połapał się, że nie zaszkodzi podłączyć się do sukcesów piłkarzy.
Pamiętam triumfalny, niczym powrót spod Grunwaldu, przejazd ulicami Warszawy reprezentacji piłkarskiej po mistrzostwach świata w Monachium w roku 1974. Uważałem za niezbyt zgrabne polityczne oszustwo obchodzenie zdobytego wówczas przez piłkarzy trzeciego miejsca, jakby to było Bóg wie jakie sportowe osiągnięcie. Sądziłem wówczas, że to tylko władza ludowa, z braku innych osiągnięć, sięga do takich prymitywnych chwytów. Miałem nadzieję, że w wolnej, demokratycznej i rozumnej Polsce będziemy wolni od takich sposobów poprawy narodowego samopoczucia. Te nadzieje się nie spełniły.
Zamiast tego mamy różnych przebierańców, owiniętych w biało-czerwone szaliki na trybunach i w rządowych lożach.
Opinie wyrażane w felietonach dla tvn24.pl nie są stanowiskiem redakcji.
Źródło: tvn24.pl
Maciej Wierzyński - dziennikarz telewizyjny, publicysta. Po wprowadzeniu stanu wojennego zwolniony z TVP. W 1984 roku wyemigrował do USA. Był stypendystą Uniwersytetu Stanforda i uniwersytetu w Penn State. Założył pierwszy wielogodzinny polskojęzyczny kanał Polvision w telewizji kablowej "Group W" w USA. W latach 1992-2000 był szefem Polskiej Sekcji Głosu Ameryki w Waszyngtonie. Od 2000 roku redaktor naczelny nowojorskiego "Nowego Dziennika". Od 2005 roku związany z TVN24.
Źródło zdjęcia głównego: TVN24